X


Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Chcia�abym kiedy� pozna� was bli�ej. W tej chwili zgromadzeni na sali m�czy�ni doszli do wniosku, �e nie chcieliby zawiera� z ni� bli�szej znajomo�ci. By�a pi�kna, racja, ale pi�knem p�on�cego lasu. Mo�na tym napawa� oczy, byle z daleka. Teraz mia�a w r�ku miecz, a na twarzy u�miech ostry jak brzytwa. Wszystkie lufy skierowa�y si� w jej stron�. Kr�g zacie�ni� si�. � - Nie ruszaj si�! - zakraka� Pedro. Pozostali w milczeniu przytakn�li. Wzruszy�a ramionami i ruszy�a przed siebie. Palce na spustach zaciska�y si� mimowolnie. W powietrzu pachnia�o o�owiem i kordytem. Ruda zmia�d�y�a szklank� w r�ku. Rozleg� si� �miertelny trzask p�kaj�cych luster. Z sufitu spad� kawa� betonu. I tak to si� sko�czy�o. Carmine Zuigiber obr�ci�a si�, spogl�daj�c na cia�a lekko zdziwiona, jakby zupe�nie nie wiedzia�a, sk�d si� tu wzi�y. Zliza�a szkar�atnym kocim j�zykiem kropl� czyjej� krwi z grzbietu d�oni i u�miechn�a si�. Wysz�a z baru. Stukot obcas�w d�ugo obija� si� g�uchym echem o �ciany. Dwoje urlopowicz�w wysz�o spod sto�u i patrzy�o na jatk� w barze. - Jednak trzeba by�o pojecha� do Torremolinos, jak zwykle -powiedzia�a kobieta. - To tylko cudzoziemcy - westchn�� m�czyzna. - S� po prostu troch� inni, Patrycjo. - W takim razie wszystko jasne. W przysz�ym roku jedziemy do Brighton - skwitowa�a pani Threlfall kompletnie ignoruj�c to, co sta�o si� przed chwil�. A to, co si� sta�o, oznacza�o, �e nie b�dzie przysz�ego roku, a szans�, �e w og�le nadejdzie nast�pny tydzie�, zmala�y prawie do zera. ROZDZIA� VII We wsi pojawi� si� kto� nowy. Nowi we wsi zawsze wzbudzali zainteresowanie bandy ICH25, ale tym razem wiadomo�ci z ust Pepper poruszy�y wszystkich. - Wprowadzi�a si� do Ja�minowego Domku i jest czarownic�. Wiem, bo pani Henderson, co tam sprz�ta, m�wi�a mojej mamie, �e tamta dostaje gazet� dla czarownic. I inne gazety te�, ale t� dla czarownic na pewno. - A m�j tata powiedzia�, �e czarownic ju� dawno nie ma - powiedzia� Wensleydale. Mia� jasne faluj�ce w�osy i patrzy� na �wiat powa�nie przez grube okulary w czarnej oprawce. Powszechnie przypuszczano, �e na chrzcie otrzyma� imi� Jeremy, ale nikt go tak nie nazywa�, nawet rodzice, kt�rzy zwracali si� do niego per "m�odzie�cze" albo "hej, ma�olat". Robili to z pod�wiadom� nadziej�, �e ch�opiec potraktuje to jako �arty gdy� ju� w przedszkolu by� stary male�ki, jakby urodzi� si� z mentalno�ci� czterdziestolatka. - A niby dlaczego nie? -wtr�ci� Brian, ch�opiec o jasnej, okr�g�ej i stale u�miechni�tej buzi. - Niby dlaczego czarownice nie mog� mie� swojej gazety? �eby sobie poczyta�y o nowych zakl�ciach i w og�le. Mojemu tacie przysy�aj� "Wiadomo�ci W�dkarskie", a czarownic jest wi�cej ni� w�dkarzy, za�o�ymy si�? - "Wiadomo�ci Psychiczne" - doda�a Pepper. - To nie o czarownicach - stwierdzi� Wensleydale. - Moja ciocia te� dostaje tak� gazet�. Tam jest o wyginaniu �y�eczek i wr�eniu, i o takich ludziach co my�l�, �e w innym �yciu byli kr�low� El�biet� albo Napoleonem. Naprawd� czarownic nie ma. Jak ludzie wynale�li lekarstwa i w og�le, to powiedzieli, �e nie potrzebuj� czarownic i zacz�li je spala�. - Tam mog� by� takie obrazki z �abami i takie, no... inne i... - Brian niech�tnie godzi� si� z my�l�, �e jego koncepcja nie znajduje uznania - i testy drogowe zjazdy na miotle. I o kotach. - Ale twoja ciotka i tak mo�e by� czarownic� - orzek�a Pepper. - W tajemnicy. W dzie� jest normaln� ciotk�, a w nocy robi czary. - Moja ciocia na pewno nie - odpar� pos�pnie Wensleydale. - I przepisy - nie ust�powa� Brian - co zrobi� ze zdechni�tej ropuchy. - Zamknij si� wreszcie - uci�a Pepper. Brian sapn�� gro�nie. Gdyby to powiedzia� Wensley, od razu dosta�by w ucho, jak to bywa w�r�d przyjaci�. M�ski trzon bandy od dawna wiedzia�, �e Pepper nie czuje si� zobowi�zana obrywa� w ucho, nawet w czasie b�jki mi�dzy przyjaci�mi. Jak na jedenastoletni� dziewczynk� potrafi�a skutecznie odpowiedzie� na fizyczn� zniewag� zdumiewaj�co celnym kopniakiem albo ugryzieniem. Poza tym, gdyby dosz�o do ostrej wymiany argument�w, powa�nie obawiali si� wizji swojej przegranej, gdy� w zmaganiach fizycznych ; nie czuli si� pewnie, a nikomu nie u�miecha�o si� zainkasowa� b�yskawicznego ciosu, kt�ry powali�by nawet Schwarzeneggera. Dobrze by�o mie� w bandzie tak� Pep. Do dzi� z dum� wspominali dzie�, kiedy Byku Johnson i jego banda na�miewali si�, �e ONI bawi� si� z dziewczyn�. Riposta rozz�oszczonej Pepper sprawi�a, �e tego samego dnia wieczorem matka Byka przysz�a na skarg� 26. Dla Pepper Byku by� jedynie wrog� g�r� mi�sa rodzaju m�skiego. Mia�a kr�tkie rude w�osy i tyle pieg�w, �e tylko bardzo bystry obserwator zdo�a�by zlokalizowa� nieliczne plamki normalnej sk�ry. W�a�ciwe imiona Pepper brzmia�y Pippin Galadriel Moonchild. Otrzyma�a je podczas obrz�dowego nadawania imion dzieciom w b�otnistej dolince z trzema chorymi owcami i kilkunastoma przeciekaj�cymi tipi z work�w foliowych. Matka Pepper wybra�a dolin� Pant-y-Gyrdl w Walii jako idealne miejsce powrotu do natury. (P� roku p�niej, maj�c po dziurki w nosie deszczu, komar�w, m�czyzn, seksu i owiec, kt�re bezustannie rozdeptywa�y namioty, a na domiar z�ego spo�y�y w ca�o�ci pierwsze zbiory posianej przez komun� marihuany oraz wsp�lny spo�eczny mikrobus, zacz�a dostrzega� i rozumie� przyczyny odwiecznej ucieczki cz�owieka od natury. Po kr�tkim namy�le wr�ci�a z c�rk� do zaskoczonych rodzic�w w Tadfield, kupi�a stanik i z olbrzymi� ulg� podj�a wieczorowe studia na socjologii). * Istniej� tylko dwa sposoby przetrwania, gdy ma si� na imi? Pippin Galadriel Moonchild. Pepper wybra�a ten drugi, o czym m�ska cz�� bandy przekona�a si� ju� pierwszego dnia po wakacjach, gdy grupa czterolatk�w wysz�a na plac zabaw. Zapytali o imi�, kt�re w dzieci�cej naiwno�ci wymieni�a w ca�o�ci. Dopiero wiadro zimnej wody pozwoli�o oddzieli� z�by Pippin Galadriel Moonchild od buta Adama Younga