Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W Migraine mówiłem o wyżynach, które mogą poprzedzać albo stanowić początek ataku — i cytowałem uwagę George Eliot o tym, że czucie się „niebezpiecznie dobrze" było dla niej często znakiem lub zwiastunem zbliżającego się ataku migreny. „Niebezpiecznie dobrze" — jaka tkwi w tym ironia! Doskonale wyraża dwoistą naturę, paradoksalność czucia się „zbyt dobrze". Przecież „czucie się dobrze" nie jest powodem do narzekań — ludzie rozkoszują się tym, cieszą, są jak najdalsi od tego, by się skarżyć na dobre samopoczucie. Narzekają, 119 jeśli czują się źle — a nie dobrze. Chyba że, tak jak Geor-ge Eliot, wiedzą, że to „coś niedobrego", niebezpiecznego, czy to na podstawie posiadanych wiadomości, czy poprzez skojarzenie, albo po prostu niepokoi ich sam nadmiar. Tak więc, chociaż pacjenci prawie nigdy nie skarżą się, że czują się „bardzo dobrze", mogą stać się podejrzliwi, jeśli czują się „zbyt dobrze". Był to centralny i, by tak powiedzieć, okrutny motyw Awakenings. Bardzo chorzy ludzie, od dziesiątków lat obciążeni najcięższymi deficytami, odkrywają, że jak za sprawą jakiegoś cudu czują się nagle bardzo dobrze, ale zaraz popadają w męczarnie nadmiaru, gdzie funkcje są pobudzane daleko poza „dozwolone" granice. Niektórzy pacjenci zdawali sobie z tego sprawę, mieli niedobre przeczucia, inni nie. Na przykład Rosę R., w pierwszym przypływie radości z odzyskanego zdrowia, wykrzyknęła: — To fantastyczne, to wspaniałe! — Ale potem, gdy wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli, rzekła: — Nic nie trwa wiecznie. Stanie się coś okropnego. — Podobnie czuła, mniej lub bardziej przenikliwie, większość pacjentów, tak jak Leonard L., gdy też przechodził od pełni do przesytu. Zdrowie i energia — „łaska" — jak to nazywał — stały się zbyt obfite i zaczęły przyjmować ekstrawagancką formę. Jego poczucie harmonii, lekkości i kontroli sprawowanej bez wysiłku zostało zastąpione poczucie nadmiaru , wielkiej nadwyżki, wielkiego ciśnienia" [...] które groziło mu rozpadem, rozerwaniem na części. Jest to jednocześnie dar i nieszczęście, radość i udręka. Obdarzeni intuicją pacjenci odczuwają to jako paradoks: — Mam za dużo energii — powiedział pewien mężczyzna z zespołem Tourette'a. — Wszystko jest zbyt jaskrawe, zbyt mocne, wszystkiego jest za dużo. To chora energia, chora wspaniałość. „Niebezpiecznie dobre samopoczucie", „chora wspaniałość", oszukańcza euforia kryjąca za sobą pustkę — to jest właśnie obiecana i zapowiedziana przez nadmiar pu- 120 ipka, czy zastawiają Natura, w formie jakiejś upajającej horoby, czy my sami, gdy oddajemy się jakiemuś pobu-zającemu nałogowi. Dylematy, jakie rodzą się w takich sytuacjach, są nie-wykłe: choroba jawi się jako pokusa, jako coś o wiele bar-iziej odmiennego i dwuznacznego niż tradycyjnie rozu-aiana choroba jako cierpienie i nieszczęście. I nikt, absolutnie nikt nie jest wolny od tego poczucia dziwacz-tości i poniżenia. W zaburzeniach nadmiaru może wystąpić pewien rodzaj gry, zmowy, w której ,ja" pacjenta coraz •ardziej zrównuje się i identyfikuje z chorobą, tak że v końcu wydaje się, że on nie istnieje już samodzielnie, de jest jej produktem. Tego właśnie obawia się Ray ; rozdziału 10, kiedy mówi: „Składam się z tików — i ni-zego poza tym" — albo kiedy wyobraża sobie przerost lmysłu, „turetejaka", który może go pochłonąć. Tak na->rawdę nie grozi mu to, z jego mocnym ego i dość łagod-lym zespołem Tourette'a. Ale pacjenci ze słabym lub nie •ozwiniętym ego, którzy zapadli na ogarniającą wszystko, iilną chorobę, są wystawieni na realne ryzyko takiego .owładnięcia" lub „wywłaszczenia". Zaledwie dotykam te-50 tematu w Opętanej. 10. O DOWCIPNYM RAYU I JEGO TIKACH W roku 1885 Gilles de la Tourette, uczeń Charcota, opisał zdumiewający zespół chorobowy, który nosi jego imię. „Zespół Tourette'a", jak go natychmiast okrzyknięto, charakteryzuje się nadmiarem energii nerwowej i ogromną produkcją najdziwaczniejszych ruchów i odruchów: tików, drgań, manieryzmów, grymasów, okrzyków, przekleństw, bezwiednych naśladownictw i rozmaitych przymusów, osobliwym, psotnym poczuciem humoru i skłonnością do błazeńskich i dziwacznych zabaw. W swoich „najwyższych" formach zespół Tourette'a dotyczy każdego przejawu życia uczuciowego, instynktów i wyobraźni. W swoich „niższych" — i być może bardziej rozpowszechnionych — formach może ograniczyć się do nieprawidłowych ruchów i impulsywności, choć nawet to też jest dziwaczne. Choroba została dobrze zbadana i opisana w ostatnich latach XIX wieku, bo były to czasy neurologii o szerokich horyzontach, która nie wahała się łączyć tego, co organiczne, z tym, co psychiczne. Tourette i jego koledzy rozumieli, że zespół ten jest rodzajem owładnięcia przez prymitywne impulsy i popędy, ale byli też przekonani, że jest to owładnięcie organicznej podstawy — określone (choć nie odkryte) zaburzenie neurologiczne. W ciągu kilku lat po opublikowaniu artykułów Tourette^ opisano kilkaset przypadków tego zespołu — przy czym nie znaleziono nawet dwóch identycznych. Stało się 122 czywiste, że istnieją i łagodne postacie, i przerażająco roteskowe i gwałtowne. Było też jasne, że niektórzy luzie potrafią „wziąć sobie" zespół Tourette'a i ulokować o w swojej obszernej osobowości, korzystając w ten spo-ób z szybkości myślenia i kojarzenia i pomysłowości, któ-e idą z nim w parze. Natomiast inni mogą być rzeczywi-cie „owładnięci" i są często niezdolni do uzyskania irawdziwej tożsamości pod naporem straszliwej presji chaosu „turetycznych" impulsów. Zawsze walczy tam To" przeciwko „Ja", jak pisał Łuria o swoim mnemoniście. Charcot i jego uczniowie — oprócz Tourette'a Freud Babiński — byli ostatnimi ze swojej profesji, którzy łą-:zyli obrazy ciała i duszy, „To" i „Ja", neurologię i psy-:hiatrię. Na przełomie wieków dokonał się podział na bez-luszną neurologię i bezcielesną psychologię