Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Z jego wierszy da się odtworzyć krąg ludzi, wśród których się obracał. Byli to ojciec i matka, enigmatyczna ciotka Adela, jej mąż Wiktor, pewna młoda osoba imieniem Helena oraz bliski przyjaciel, właściciel miejscowej drukarni i filozof, Cornelius. I te kilka postaci wystarczyło, żeby powstawała poezja zstępowania w otchłań albo wznoszenia się w ekstazie, świadectwo mrocznych namiętności, grzechów i przerażeń. Można stąd wyciągnąć wniosek, że doniosłość czyjegoś dzieła nie mierzy się doniosłością wypadków, które tak czy inaczej do jego stworzenia skłoniły. Z pewnością fakty, których się domyślamy, nie miały dla dziejów ludzkości większej wagi. Czy Adela była kochanką ojca poety, czy i dlaczego jej mąż na to pozwalał, czy poeta był zazdrosny, czy po prostu brał stronę matki, jak wyglądał jego związek z Heleną i czy występował tu trójkąt, w którym brał udział Cornelius - zaiste zbyt pospolite to sprawy ludzkiego mikrokos-mosu, żeby przyznawać im znaczenie. A przecie, jaka głębia tych strof, w których, zaszyfrowane, najzwyklejsze ludzkie dramaty żarzą się blaskiem rzeczy ostatecznych, jaka siła transformacji tego, co stanowi samą tkankę codziennego życia ludzi, w przedziwnie muskularne ciało wiersza! 218 To dzieło jest ostrzeżeniem dla tych wszystkich, którzy zazdroszczą poetom o bogatej biografii, mającym do dyspozycji obrazy palących się miast, wędrówek oszalałej ludności i marszu zbójeckich kohort. 219 Ojcowskie kłopoty - Niepotrzebnie pan się martwił nieudanym synem. Pewnie, że przykro solidnemu i pracowitemu człowiekowi patrzeć na walkonia, który grosza nie potrafi zarobić, tylko jakieś obrazki maluje i całe życie jest na garnuszku ojca. Ale gdyby nie on, nikt by dziś nie wiedział o kupcu z Aix. Rozsławił nazwisko waszego rodu, bo został uznany za geniusza. A co do pieniędzy, to za to, ile warte są dzisiaj jego obrazy, całe Aix, w którym dzieci rzucały w dziwaka kamieniami, można byłoby kupić. - Dobrze panu tak dzisiaj mówić. Patrzyłem na niego i znajdowałem w nim wszystkie moje słabości, które mnie zawstydzały. Ja też, jak byłem młody, chciałem się tylko gapić i układać wiersze, ale przezwyciężyłem swoje rozmamłanie i zmusiłem siebie do pracy. Co mnie po jego geniuszu, jeżeli nie zdążyłem się o tym dowiedzieć? Nawet niezły mój portret raz namalował, ale to wtedy, kiedy jeszcze był studentem. Potem tylko jakieś bazgroły. Pańskie argumenty mnie nie przekonują, bo syn marnotrawny to ciężkie zmartwienie, a jeżeli jeden z wielu tysięcy takich jak on okaże się coś wart, wyjątek niczego tu nie poprawia. 220 Dzieło Goniliśmy, ale rozpadały się, jedne po drugich, cele, i teraz nie mamy nic, prócz dzieł sztuki i hołdu składanego ich twórcom. Łącznie z żalem i współczuciem, bo artysta, poeta czy malarz, trudzi się i co dzień ściga wymykającą mu się doskonałość, ale zadowolony z wyniku jest tylko przez chwilę i nigdy nie ma pewności, że w tym, co robi, jest dobry. Wielu spotyka to, co przydarzyło się temu malarzowi. Nie obchodziły go żadne dobra doczesne, mieszkał i ubierał się byle jak, a świętym słowem było dla niego: "pracować". I każdego ranka stawał przed sztalugami, pracując cały dzień, ale ledwo skończył płótno, odsuwał je w kąt, zapominał o nim i zaczynał rano nowy obraz, z nową nadzieją. Oblał egzamin do Szkoły Sztuk Pięknych. Kochał mistrzów malarstwa, dawnych i jemu współczesnych, choć nie spodziewał się. że mógłby im dorównać. Nie znosił życia światowego, bo to odrywałoby go od pracy, i trzymał się na uboczu. Żył ze swoją modelką, z którą miał syna, a po siedemnastu latach współżycia ją zaślubił. Jego obrazy były systematycznie odrzucane przez Salony. Potrzebował potwierdzenia, że jest coś wart, ale kiedy przyjaciele go chwalili, nie wierzył im i uważał się za nieudanego malarza. Swoje obrazy kopał i niszczył albo rozdawał. W starości rozpaczał nad swoją przegraną, choć dalej malował codziennie. Mieszkał w swoim rodzinnym mieście, był tam pogardzany i znienawidzony, nie wia- 221 domo dlaczego, bo nikomu nie szkodził, a pomagał ludziom ubogim. Zaniedbany, w poplamionym ubraniu z oderwanymi guzikami, coraz bardziej wyglądał jak straszydło i na ulicy był pośmiewiskiem dzieci. Nazywał się Pauł Cezanne. Opowieść ta może pokrzepić niejednego czytelnika, ponieważ trafia w znany wzór wielkości nie rozpoznanej i późno uwieńczonej. Jednakże żyły też, nieraz obok nas, niezliczone tysiące tak samo pracowitych i pokornych artystów, których nazwiska nic dzisiaj nie znaczą. 222 Baśń Katedra była gotycka, ale zbudowana w dziewiętnastym wieku i następnie pomniejszona przez otaczające ją wieżowce. Chór dziecięcy śpiewał "Kyrie" Haydna i słowa Psalmu 19 o niebiosach opowiadających chwałę Boga. Następnie poeci, jeden po drugim, recytowali wiersze ich zmarłego przyjaciela, wsparte Psalmem 26, prośbą do Pana Zastępów o opiekę nad nim, tym, który nie zasiadał z ludźmi kłamstwa i nie obcował z obłudnikami. Odmówiono modlitwy oraz grano muzykę Haydna, Purcella i Mozarta. Nieliczni pośród tysiąca osób zgromadzonych w katedrze wiedzieli, dlaczego tak właśnie urządzono obrzęd żałobny. Ten poeta pochodził z kraju, w którym bardziej niż zbrodnicza tyrania dokuczała mu powszechna brzydota i wulgarność. Jego otoczenie przyjmowało ją jako najzupełniej naturalną, on natomiast, cienkoskóry i wybredny, zgrzytał zębami i nie umiał powściągać swego gniewu. Na próżno próbował zamykać uszy na papkę słów wzmacnianych przez głośniki i na lejącą się z nich lepką muzykę romantycznych kompozytorów albo pokrewne jej cygańskie romanse. Te dźwięki łączyły się dla niego z ogólną szarością, brudem i zapachem gotowanej kapusty. Wreszcie znalazł schronienie na wyspie książek i płyt, którą wymyślił z kilkoma przyjaciółmi. Czytali angielskich poetów metafizycznych i słuchali zdobytych z trudem płyt barokowej muzyki. 223 Państwo nie lubiło poety, bo jego widoczną odrazę tłumaczyło na swoją modłę, czyli politycznie. Został więc wygnany i swoje wygnanie przyjął pogodnie, bo nagle, po raz pierwszy w życiu, poczuł się normalnie, otoczony ludźmi, widokami, zapachami nie powodującymi spazmatycznych odruchów. Zyskał za granicą wielką sławę i występował publicznie w obronie poezji oraz wszelkiej sztuki, twierdząc, że w całych dziejach obcowania ludzi z ludźmi estetyka zawsze poprzedza etykę. Do swego kraju wrócić nie zamierzał i słusznie będzie miał swój grób w mieście Vivaldiego. 224 Pośród ludzi Nauka i jej zdumienie wobec wszechświata, mikro-kosmosu i makrokosmosu. Ale najbardziej zdumiewające jest "być sobie jednym" (Białoszewski) pośród ludzkiego gatunku. Nie wiadomo, do czego ten gatunek przyrównać