Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— To były skrupuły najwyższej, anielskiej delikatności, poświęcającej się w obawie, aby nie zaszkodzić pańskiej karierze. Sytuacja jednak zmieniła się. — Ale teraz ja nie jestem odpowiedni do jej wspaniałej pozycji. Czy mam prawo okazywać mniej poświęcenia niż ona? — Czy kocha pan jeszcze moją siostrę? — zapytał Vallombreuse tonem poważnym. — Jako brat, mam prawo postawić panu to pytanie. — Z całej duszy, z całego serca, ze wszystkich sił! Żaden mężczyzna nie kochał nigdy kobiety bardziej niż ja Izabelę, która jest najdoskonalszą istotą na świecie. — Wobec tego, panie kapitanie muszkieterów, a niebawem gubernatorze prowincji, każ sobie osiodłać konia i jedź ze mną do Vallombreuse, abym pana formalnie przedstawił ojcu i siostrze. Izabela odmówiła ręki kawalerowi de Vidalinc i markizowi d'Estang, dwóm bardzo przystojnym młodzieńcom, ale myślę, że nie da się prosić, żeby wyjść za barona de Sigognac. Nazajutrz książę i baron jechali strzemię w strzemię drogą wiodącą do Paryża. ROZDZIAŁ XX MAŁŻEŃSTWO Lokaj wprowadził do hrabianki de Lineuil Chiquitę. Na jej widok Izabela położyła książkę, którą właśnie czytała, i spojrzała na dziewczynkę pytającym wzrokiem. Chiquita stała nieruchoma i milcząca aż do chwili, gdy służący odszedł. Wtedy z dziwnie uroczystym wyrazem twarzy podeszła do Izabeli, ujęła jej rękę i powiedziała: — W sercu Agostyna utkwił nóż; nie mam już pana i muszę się komuś poświęcić. On nie żyje, więc mam tylko ciebie na świecie. Dałaś mi perły i pocałowałaś mnie. Chcesz, żebym była twoją niewolnicą, twoim psem? Będę sypiała na progu twoich drzwi. Nawet mnie nie zauważysz. Kiedy zechcesz, zagwiżdżesz na mnie tak — tu gwizdnęła — i ja przyjdę. Dobrze? Izabela za całą odpowiedź przycisnęła Chiquitę do serca i ucałowała ją w czoło. Przyzwyczajona do zagadkowego zachowania dziewczynki, nie pytała jej o nic. Domyślała się jakiejś strasznej historii, ale biedne dziecko oddało jej tyle przysług, że postanowiła wziąć je do siebie bez dociekania szczegółów. Powierzywszy Chiquitę pokojówce, wróciła do przerwanej lektury, choć książka nie interesowała jej wcale; po kilku minutach, nie mogąc skupić uwagi, wsunęła zakładkę między kartki. Z głową opartą na ręce i ze spojrzeniem zagubionym w przestrzeni Izabela pogrążyła się w zwykłych swych myślach: „Co się stało z Sigognakiem? Czy jeszcze pamięta o mnie? Czy mnie jeszcze kocha? Na pewno wrócił do swego zrujnowanego zamku i nie ma odwagi dać znaku życia, przekonany, że brat mój umarł. Gdyby nie to, spróbowałby mnie znów zobaczyć; przynajmniej napisałby. Może onieśmiela go myśl, że jestem teraz bogata? A może zapomniał? Ale nie, to niemożliwe. Powinnam go była zawiadomić, że Vallombreuse wyleczył się z rany; nie wypada jednak, żeby młoda osoba wzywała do siebie adoratora; to by obrażało delikatność kobiecą. Często sobie myślę, czy nie lepiej by mi było pozostać biedną aktorką. Mogłam go chociaż widzieć co dzień i pewna swojej cnoty oraz jego szacunku cieszyć się w spokoju myślą, że jestem kochana. Mimo wzruszającej czułości ojca jestem smutna i samotna w tym wspaniałym pałacu. Póki Vallombreuse był tutaj, jego towarzystwo było dla mnie rozrywką, ale jego nieobecność przedłuża się i na próżno zastanawiam się, co znaczyły słowa, które mi z uśmiechem powiedział przy odjeździe: »Do widzenia, siostrzyczko, będziesz ze mnie zadowolona«. Czasem zdaje mi się, że rozumiem, ale nie chcę w to wierzyć, bo rozczarowanie byłoby zbyt bolesne. Ach, gdyby to była prawda, oszalałabym z radości”. Hrabianka de Lineuil (gdyż byłoby może zbytnią poufałością nazywać po prostu Izabelą prawowitą córkę księcia) prowadziła taki monolog wewnętrzny, gdy wszedł lokaj z zapytaniem, czy może przyjąć księcia de Vallombreuse, który wrócił z podróży i pragnie się przywitać. — Niech zaraz przyjdzie — odpowiedziała — jego wizyta sprawi mi wielką przyjemność. Po kilku minutach zjawił się w salonie młody książę. Miał kwitnącą cerę, żywe spojrzenie, chodził swobodnie i wyglądał tak dobrze jak przed pojedynkiem. Rzucił swój kapelusz na fotel i ująwszy rękę siostry, podniósł ją do ust z uszanowaniem i tkliwością. — Droga Izabelo, byłem poza domem dłużej, niżbym chciał. Przykro mi jest nie widzieć ciebie, tak prędko przyzwyczaiłem się do twej obecności; ale nie zapomniałem o tobie w czasie mej podróży i pocieszała mnie trochę nadzieja, że sprawię ci przyjemność. — Największą przyjemnością, jaką mogłeś mi zrobić — rzekła Izabela —byłoby zostać w pałacu razem z ojcem i ze mną i nie udawać się dla fantazji w podróż z ledwie zagojoną raną. — Czyż ja byłem ranny? — rzekł śmiejąc się Vallombreuse. — Doprawdy, o ile pamiętam, wcale tego nie pamiętam. Nigdy się tak dobrze nie czułem i ta mała wycieczka doskonale mi zrobiła. Siodło służy mi lepiej niż szezlong. Ale widzę, siostrzyczko, że schudłaś i przybladłaś