Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Czy sekretna wiedza o niej mogła być źródłem tej epidemii cudownych zdarzeń, do których doszło w czasach biblijnych? Gray rozważał przez chwilę tę kwestię. — Może po prostu ci pradawni mędrcy wiedzieli więcej niż my? — zaczął snuć domysły. — A jeśli tak, co to zaginione bractwo mądrych ludzi zrobiło z tamtą wiedzą? I do jakiego stopnia zdołali ją udoskonalić? Rachele podjęła ten wątek. — Może Trybunał Smoka podąża właśnie tym tropem? Może znaleźli jakąś wskazówkę, coś związanego z kośćmi Mędrców, co doprowadzi ich do czystego, końcowego produktu, niezależnie od tego, czym on będzie? Jakiegoś ostatecznego punktu, który dotąd osiągnęli tylko mędrcy? — Kontynuując ten tok myślenia, Trybunał przeprowadził w Kolonii morderczy eksperyment, żeby wypróbować, jak ten proszek zabija. — Gray przypomniał słowa z kabały, że ów proszek może być użyty do czynienia dobra lub zła. Rachele spoważniała. — Jeśli osiągną jeszcze większą siłę, uzyskają dostęp do kryjówki tamtych mądrych mężów, będą w stanie zmienić świat i ukształtować go ponownie według swoich chorych wizji. Gray popatrzył na pozostałych. Kat siedziała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a Vigor wydawał się pogrążony we własnych myślach, choć szybko zauważył tę nagłą ciszę. Popatrzył na nich. — A co ty o tym sądzisz, monsinior? — spytał Gray. — Sądzę, że musimy ich powstrzymać. Ale żeby to zrobić, będzie trzeba znaleźć wskazówki, które zaprowadzą nas do tamtych starożytnych alchemików. A to oznacza, że będziemy iść ślad w ślad za Trybunałem Smoka. Gray pokręcił głową. Przywołał z pamięci własne zaniepokojenie, że posuwają się zbyt ostrożnie i bojaźliwie. — Mam dosyć posuwania się po śladach tych sukinsynów-Teraz musimy ich wyprzedzić, żeby dla odmiany to oni zmiatał' po nas kurz. 226 -— Ale skąd zaczniemy? — spytała Rachele. ¦¦¦"¦ - * Lecz zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, z interkomu rozległ się nagrany na taśmę komunikat. — Roma... Stazione Termini... ąuindici minuti! , Gray spojrzał na zegarek. Piętnaście minut. Rachele wpatrywała się w niego uporczywie. — Benvenuto a Roma — powiedziała, kiedy podniósł na nią wzrok. — Sia U giocco cominciera! Na ustach Graya pojawił się cień uśmiechu, gdy tłumaczył na angielski jej słowa. Zupełnie jakby czytała w jego myślach. — Witajcie w Rzymie... Niech zacznie się gra! 18.05 Seichan niedbale zsunęła srebrno-czarae okulary przeciwsłoneczne od Versacego. Kiedyś w Rzymie... Wysiadła z pośpiesznego autobusu na Piazza Pia. Miała na sobie zwiewną białą sukienkę i nic więcej, z wyjątkiem trzewików na wysokich obcasach, ozdobionych srebrnymi sprzączkami które pasowały do naszyjnika. Autobus odjechał. Za plecami Seichan samochody tłoczyły się na jezdni i z rykiem klaksonów kierowały się w dół Via delia Conciliazione. Gorąco i smród spalin równocześnie dały się jej we znaki. Odwróciła się twarzą ku zachodowi. Przy końcu ulicy wznosiła się Bazylika Świętego Piotra, a jej sylwetka rysowała się wyraźnie na tle zachodzącego słońca. Ko-Puła, mistrzowskie dzieło autorstwa Michała Anioła, lśniła złotym blaskiem. Ale na Seichan ten widok nie wywarł wielkiego wrażenia. Odwróciła się tyłem do Wiecznego Miasta. Dziś nie ono było jej celem. Tuż przed nią stała budowla, która od wieków rywalizowała Wlelkością z bazyliką. Masywna, w kształcie olbrzymiego bębna, ^ypełniała sobą całą linię horyzontu. Twierdza wzniesiona nad "rzegami Tybru. Zamek Świętego Anioła. Na jego szczycie 8'gantyczny, wykonany z brązu archanioł Michał wznosił ku 227 niebu obnażony miecz, płonąc w czerwonawych promieniach słońca jak pochodnia. Przy nim kamienna budowla wydawała się czarna jak sadza, poplamiona sączącymi się tu i ówdzie po murach drobnymi strumyczkami, które z daleka wyglądały jak strużki czarnych łez. Stosownie do okoliczności, pomyślała Seichan. To miejsce wzniesiono w drugim stuleciu jako Mauzoleum Hadriana, ale wkrótce potem zostało przejęte przez papiestwo. Mimo to na przestrzeni wieków zamek zdążył zyskać zarówno dobrą, jak i złą sławę. Pod rządami Watykanu służył jako forteca, więzienie, biblioteka, a nawet dom publiczny. Był także miejscem sekretnych spotkań kilku papieży o wyjątkowo złej opinii, którzy w jego murach trzymali konkubiny i metresy, często wbrew woli nieszczęśnic. Seichan uznała, że to zabawne, iż randkę wyznaczono jej właśnie tutaj. Przecięła na ukos ogrody prowadzące do wejścia i przeszła między ścianami grubości sześciu metrów, żeby dostać się na pierwszy poziom. Wewnątrz panował chłód i półmrok. O tak późnej porze turyści zaczynali powoli kierować się do wyjścia. Śmiało wkroczyła do środka i wspięła się na szerokie, kręcone rzymskie schody. Zamek składał się z labiryntu komnat i korytarzy. Wielu gości natychmiast traciło orientację, gdzie się znajdują. Ale Seichan podążała jedynie na średni poziom, do restauracji położonej na tarasie, z której rozciągał się widok na Tybr. Właśnie tutaj miał się z nią spotkać jej informator. Po zamachu bombowym spotkania na terenie Watykanu uznano za zbyt ryzykowne. Tak więc jej informator miał skorzystać z Passetto del Borgo —-ukrytego przejścia umieszczonego na szczycie jednego ze starych akweduktów, które wiodło z Pałacu Apostolskiego prosto do fortecy. Przejście to zostało zbudowane w trzynastym wieku i pierwotnie służyło jako droga ucieczki papieży, lecz przez stulecia o wiele częściej chadzono nim na miłosne schadzki. Choć akurat w dzisiejszym spotkaniu nie było nic romantycznego. Seichan szła za wskazówkami prowadzącymi do restauracji. Zerknęła na zegarek