Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

— Gdzie jest trzeci dokument, który wyleciał z wielkiej koperty? — zapytał Utterson. — Tu — rzekł Paweł i podniósł z biurka obszerny pakiet, bardzo starannie zapieczętowany. Adwokat włożył go do kieszeni. — Najlepiej, gdy ani słowa nie wspomnimy o tych papierach — rzekł. — Jeśli pański chlebodawca uciekł albo nie żyje, to przynajmniej uratujmy jego reputację. Mamy teraz godzinę dziesiątą. Pójdę do domu i spokojnie przeczytani te dokumenty. Za dwie godziny, a więc około północy, będę tu z powrotem; wtedy zawiadomimy policję. Wyszli, zamknęli drzwi za sobą i adwokat udał się do swego mieszkania, by przeczytać obie relacje, mające przynieść rozwiązanie tajemniczej, zagadkowej afery... IX RELACJA DOKTORA LANYONA 9 stycznia, a więc przed czterema dniami otrzymałem wieczorną pocztą list polecony; z adresu poznałem pismo mego kolegi szkolnego, Henryka Jekylla. Byłem tym wielce zdziwiony, ponieważ nie utrzymywaliśmy ze sobą żadnej korespondencji listownej. Ponadto właśnie dnia poprzedniego odwiedziłem go i zjadłem u niego kolację — nasz stosunek zatem nie mógł tłumaczyć nadesłania mi takiego formalnego listu poleconego. Treść listu wzbudziła we mnie jeszcze większe zdumienie. Brzmiał on następująco: „Kochany Lanyonie! Jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół, a jeśli byliśmy niekiedy odmiennych zapatrywań co do różnych kwestii naukowych, to jednak nie mogę sobie przypomnieć, byśmy się kiedy na serio poróżnili i by nasza przyjaźń kiedykolwiek zaznała zmącenia. Gdybyś mi kiedykolwiek powiedział: „Moje życie, mój honor, wszystko zależy od ciebie” — poświęciłbym swój majątek, prawicę, by ci pomóc. Lanyonie, moje życie, mój honor, wszystko zależne jest od twego współczucia, jeśli mnie dzisiejszej nocy nie udzielisz pomocy, jestem zgubiony! - Po tym wstępie mógłbyś może pomyśleć, że poproszę cię o coś, czego uczciwy człowiek nie mógłby spełnić. Więc osądź sam: Proszę cię więc, byś dzisiejszego wieczora nie przyjął żadnych innych zobowiązań, choćby cię wzywano do łoża chorego cesarza, byś wziął dorożkę — o ile byś nie miał pod ręką twego powozu — i byś wprost do mnie pojechał. Mój służący Paweł otrzymał instrukcje, będzie cię on oczekiwał z ślusarzem. Musicie gwałtem otworzyć drzwi do mojej pracowni. Po dokonaniu tego, proszę, wejdź sam, otwórz oszkloną szafę, znaczoną literą E, rozbij po prostu zamek, o ile szafa nie jest otwarta, i wyciągnij czwartą z góry lub, co na jedno wychodzi, trzecią szufladę z dołu. W mym niezwykłym zdenerwowaniu odczuwam chorobliwy lęk, czy dane powyższe są ścisłe; o ile bym się mylił, to sam rozpoznasz, którą szufladę mam na myśli: znajduje się w niej kilka lekarstw, jedna szklana rurka i notesik. Szufladę tę weź ze sobą do swego mieszkania tak, jak ją zastaniesz. To jest pierwsza część twej pomocy. A teraz druga: jeżeli natychmiast po otrzymaniu tego listu ruszysz w drogę; wrócisz do domu przed północą. Chciałbym, byś wrócił później, wtedy, kiedy twa służba już spo- czywa. Proszę cię, byś o północy sam bawił w twym gabinecie i własnoręcznie wpuścił do domu pewnego człowieka, który przyjdzie w moim imieniu; wręcz mu szufladę, którą zabrałeś z mego mieszkania. Gdy to zrobisz, spełnisz wszystko, o co proszę: zaskarbisz sobie moją wdzięczność. Powyższe zarządzenia są największej wagi; gdybyś ich nie chciał spełnić, uważając je za wybryk fantazji, obciążyłbyś swe sumienie moją śmiercią. Chociaż żywię niepłonną nadzieję, że mego błagania o pomoc nie będziesz uważał za kiepski żart, drżę na myśl, że mógłbyś przecież tak się zapatrywać na moją prośbę. Musisz zatem wiedzieć, w jakim jestem teraz właśnie stanie: znajduję się w obskurnej okolicy, pogrążony w takiej rozpaczy, jakiej sobie najbujniejsza wyobraźnia nie może odtworzyć, i zdaję sobie sprawę, że jeśli mi dopomożesz, wówczas cały mój lęk mnie opuści. Pomóż mi zatem, mój drogi Lanyonie, i uratuj twego przyjaciela Henryka Jekylla. P. S. Zapieczętowałem już list, gdy mnie ogarnął od nowa strach. Możliwą jest rzeczą, że poczta nie doręczy ci tego listu punktualnie i że otrzymasz go dopiero jutro rano. W tym wypadku wypełń moje polecenie, drogi Lanyonie, w ciągu dnia, kiedy ci najwygodniej, i oczekuj mego posłańca następnej nocy. Może wtedy będzie już za późno... Gdyby noc ta minęła, a nikt się u ciebie nie pojawił, wiedz, że widziałeś Henryka Jekylla po raz ostatni...” Po przeczytaniu tego listu byłem przekonany, że mój kolega zwariował. Póki jednak nie miałem oczywistego dowodu, poczuwałem się do obowiązku wypełnienia jego życzenia. Nie rozumiejąc wcale jego pisaniny, nie mogłem również ocenić znaczenia tych słów. Tak wymownego wezwania o pomoc nie mogłem po prostu pominąć, nie chcąc się obciążyć wielką i ciężką odpowiedzialnością. Toteż natychmiast zebrałem się, wziąłem dorożkę i pojechałem do domu Jekylla. Służący oczekiwał już mego przybycia; otrzymał on tą samą pocztą również list polecony, zawierający szereg instrukcyj, i wezwał ślusarza i cieślę. Gdyśmy ze sobą rozmawiali, nadeszli obaj rzemieślnicy i udaliśmy się przez salę wykładową do prywatnego gabinetu Jekylla. Drzwi były bardzo mocne, zamek doskonały. Cieśla zwrócił naszą uwagę, iż dostanie się do wnętrza gwałtem będzie bardzo trudne i narobi wiele szkód. Ślusarz był jednak bardzo zręczny w swoim fachu i po dwugodzinnej pracy udało mu się otworzyć drzwi. Szafa ze znakiem E była otwarta. Wyjąłem szufladę, kazałem ją wypełnić słomą, owinąć w papier i wróciłem z nią do swego mieszkania. Tam przystąpiłem natychmiast do zbadania zawartości szuflady. Proszki były spreparowane wcale pracowicie; praca ta jednak nie wykazywała dokładności zawodowego chemika; poznać było od razu, że Jekyll sporządził je sam; gdy otworzyłem jedno z opakowań, znalazłem — o ile się nie mylę — jakąś skrystalizowaną sól o białej barwie