Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Odwrócił się i zadał jeszcze jedno pytanie: -- A jeśli się pan pomylił, profesorze Boutschinsky? Polak zrobił nieokreślony gest ręką. -- To możliwe, generale. Wówczas przegracie i tę operację, i bitwę pod Waterloo. 16 czerwca 1815 roku, godzina 15.03. Polna droga między Ligny a Quatre-Bras Człowiek w generalskim mundurze, galopujący w kierunku, z którego dochodziły głuche odgłosy dział, usłyszał zza pleców krzyk i tętent kopyt. Zatrzymał się. Oficer, który go gonił, podjechał bliżej i spytał: -- Czy mam honor z generałem Delcambre? Generał zamiast odpowiedzi wymierzył w tamtego pistolet. Zaskoczony oficer krzyknął: -- Co to ma znaczyć? Dlaczego?! -- Dlatego, przyjacielu, by udaremnić twój plan. To nie ty mnie zabijesz, ale ja ciebie. Tylko chwilowo posiadam ciało generała Delcambre'a, tak jak ty Rebonneta, Percier... Jestem kapitan Wright, z londyńskiej Secret Service!... Tak, Percier, zdążyliśmy, a ty przegrałeś tę grę! Rączki, rączki, Percier, bez perfidia 97 kawałów, bo nawet nie zdążysz się dowiedzieć, jak przegrałeś! Rozgryzł cię szef kontrwywiadu, McCormick, a Smith usunął twoje ciało z kabiny i wyekspediował mnie tutaj w cielesną powłokę generała Delcambre'a. Ten rozkaz dotrze do d'Erlona i d'Erlon nie połączy się z Bonapartem... Nie zmienisz dziejów świata, Percier, najwyżej los rodziny nieszczęsnego Rebonneta. Przykro mi, że zabijając ciebie, zabiję i jego. On jest niewinny. Zawsze niewinni płacą za łajdaków! Po czym nacisnął spust. 98 perfidia ELIKSIR MŁODOŚCI Podszedł do niej w momencie, gdy robiła makijaż i obserwował, jak kąpie w lustrze (tak zawsze mówił) swą piękną twarz. Odbicie w małym, owalnym, jej ulubionym lusterku ze złoconymi ramkami sprzed kilkuset lat, rzeźbionymi misternie w sploty winorośli, przypominało mu osiemnastowieczną miniaturę, jedną z tych, które podziwiał, będąc dzieckiem, w zabytkowym albumie swej matki. Czasami podnosiła wzrok i wówczas oczy damy z lusterka wpatrywały się weń przez chwilę, a on nie umiał odczytać, co kryją, jakie myśli, jakie uczucia. Uczucia... Czy darzyła go jeszcze miłością? Po tylu latach małżeństwa... W ciągu dwóch czy trzech ostatnich nie spisywał się zbyt dzielnie w łóżku i tłumaczył te sobie przepracowaniem, bo o zniechęceniu nie było mowy. Bał się, że z upływem dalszych lat będzie coraz gorzej i marzyło mu się nie starzeć, zatrzymać bieg czasu. Już kilka razy chciał jej to powiedzieć i także teraz, kiedy wszedł do jej pokoju, niósł to w sobie, ale gdy stanął obok niej -- znowu się zawahał. Milczał i patrzył, jak starannie ciągnie czarną kreskę po powiece. Przerwała po chwili, odwróciła twarz do niego i spojrzała pytająco. -- Słucham, kochanie, szukasz czegoś? Pewnie spinek, jak zawsze... -- Nie, zastanawiam się -- odpowiedział, gdyż rzeczywiście zastanawiał się. Żachnęła się i wykręciła do niego plecami. -- Dobrą porę wybrałeś na medytacje! Za pół godziny musimy wyjść, nie przeszkadzaj mi! -- Nie przeszkadzam, stoję i milczę, co ci to szkodzi, kochanie? -- Szkodzi!... Nie potrafię się malować, gdy ktoś się gapi! -- Długo będziesz się jeszcze malować, kochanie? perfidia -- Nie gap się, nie pytaj i idź do licha! 99 -- Mogłabyś być uprzejmiejsza! -- warknął. -- Nie gapię się, po prostu patrzę! -- Więc już nie patrz i nie dąsaj się, i idź do siebie, i pozwól mi umalować się! Miał ochotę rzucić czymś kruchym o ścianę i może właśnie ten ładunek złości na siebie, na własne tchórzostwo, przełamał w nim coś. Zawrócił z hallu, wszedł ponownie do jej pokoju i spytał: -- Chcę jednak wiedzieć, czy długo zamierzasz się malować? Drgnęła i gwałtownym ruchem położyła lusterko na toaletce. -- Oooch! To znowu ty? Przestraszyłeś mnie, myślałam, że już poszedłeś do siebie... Co jeszcze? -- Spytałem tylko, czy długo jeszcze będziesz się malować. -- Za kwadrans skończę, jeśli wyjdziesz i przestaniesz mi przeszkadzać. -- A za ile lat skończysz? Spojrzała na niego uważniej. -- Czy ty się dobrze czujesz, Adrianie? -- Owszem, czuję się znakomicie. Inaczej mówiąc, nie zwariowałem ani nie jestm złośliwy. I wcale nie chciałem sprawić ci przykrości, kochanie. Nie bez powodu spytałem, za ile lat skończysz z malowaniem. -- To bądź tak uprzejmy i możliwie szybko wyjaw mi ten ważny powód, dla którego opóźniasz nasze wyjście, bawiąc się w sfinksa, bo ja twojego pytania nie rozumiem, nie chcę rozumieć! -- Zastanawiam się po prostu, przez ile lat będziesz się jeszcze malowała, skarbie. Z każdym rokiem coraz grubiej i coraz mniej skutecznie. -- Przestań! O co ci chodzi?! Jesteś okrutny! -- To nie ja, kochanie, to czas. -- Mam jeszcze dużo czasu. A potem poszukasz sobie młodszej, jeśli będziesz do tego zdolny, bo nie będę cię oszczędzała przez te lata, ha, ha, ha, ha, ha, ha... Śmiała się nieszczerze i oboje to czuli. -- Mylisz się, Luizo, to czas ma ciebie i to on nie będzie cię oszczędzał. -- Znalazł się... filozof! Czas nie oszczędza nikogo, ale ja mam jeszcze czas, żeby się tym martwić. -- Ładnie powiedziane, kochanie. Tylko widzisz -- mnie właśnie o to chodzi... Ile masz jeszcze czasu do momentu, kiedy nie pomoże już żadne malowanie? -- Adrianie!... Słuchaj, a może ty dzisiaj piłeś? -- Nie, nie piłem. 100 perfidia -- To dlaczego się wygłupiasz? I to właśnie teraz! Już jesteśmy przez ciebie spóźnieni. Czy ty nie wiesz o tym, że malują się również kobiety dwudziestoletnie, które tak jak i ja wcale nie muszą czymkolwiek sobie pomagać? To kwestia mody, stylu, dopasowania makijażu do koloru sukni, wreszcie tysiąca innych rzeczy i to trwa od czasu Adama i Ewy. Pojmujesz wreszcie, mój ty głuptasie? Potargała mu włosy czułym gestem, który miał znaczyć ,,odczep się wreszcie", a on zrozumiał, że to wszystko, co chciał, zaczynając od okazji z malowaniem, powiedzieć dowcipnie, lekko, tak by oscylowało między żartem a poważną sprawą i pozwalało zręcznie wycofać się w razie potrzeby, stało się niespodziewanie idiotyczną szermierką, jakimś naprawdę żenującym pseudofilozofowaniem i wmanewrowało go w makijaż! -- Posłuchaj, kochanie, to wszystko idzie nie tak, jak chciałem, ale jeśli już zacząłem, to skończę. Chcę ci powiedzieć... Zerwała się z taboretu i stanęła przed nim z oczami pałającymi gniewem. -- Przestań mnie drażnić, czemu to robisz?! Stało się coś?... No dobrze, mój ty filozofie, zestarzeję się kiedyś i stanę megierą, ale na razie jestem w formie i możesz się wypchać swoimi strachami. Będę jeszcze młoda aż przez dwadzieścia lat, tobie na złość! -- Tylko przez dwadzieścia lat, Luizo -- wpadł w ten sam ton co uprzednio. Opadła na taborecik, jakby ją uderzono