Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zadanie musi być wykonane przez zaskoczenie, dlatego posyłam was trasą okrężną, abyście nie zdradzili swej obecności. Na miejscu będziecie około godziny dwudziestej trzeciej. Zajmiecie ostrożnie stanowiska na najbliższej wydmie. Punktualnie o godzinie dwudziestej trzeciej trzydzieści otworzycie ogień na budynek. Rzucicie parę granatów, przeskoczycie parę metrów w bok i znów otworzycie ogień. Jednym słowem macie udawać, że jest was znacznie więcej. Gdy nieprzyjaciel zwiąże się z wami, ja zaatakuję ze swoją grupą! Odwrót na sygnał gwizdkiem na moją komendę. Dolas, czy zrozumieliście? Na was ciąży bardzo ważne zadanie. Liczę na was jako na doświadczonego żołnierza! - Dobrze - odpowiedział Dolas, zastanawiając sic, co z tego może wyniknąć. - Wobec tego ruszamy - zadecydował podchorąży. Zajęli miejsca na carrierach. Każdy był uzbrojony w automat i wiązkę granatów. Ponadto dwóch strzelców byłe zaopatrzonych w materiał wybuchowy do zniszczenia radiostacji. Carriery powoli ruszały piaszczystą drogą. Zręcznie manewrując między wydmami, zgrabne terenowe wozy szerokim łukiem objeżdżały prawe skrzydło armii włoskiej. Zrobiło się zupełnie ciemno. Podchorąży Rudnicki prowadził ich na busolę, zmieniając co pewien czas kurs. Podniecenie z wolna ogarniało cały oddział. Wszyscy myśleli o oczekujących ich przygodach, zadanie było odpowiedzialne, lecz niezbyt niebezpieczne. Dolas zamartwiał się, czy nie nawali. A może lepiej poprosić podchorążego, aby wyznaczył kogoś innego na dowódcę , grupy? Zrobiło mu się wstyd. Nie jest przecież idiotą. Ostatecznie chodził w nocy, posługując się kompasem za młodych lat, gdy był harcerzem. Nie przypuszczał, że mu się to przyda w Afryce. Parę minut po dziesiątej znaleźli się w niedużej oazie. Carriery miały tu pozostać, a potem, po wykonaniu zadania, odwieźć ich z powrotem. Rudnicki jeszcze raz przypomniał zadanie. Wokoło panowała niczym nie zmącona cisza. Na niebie świeciły gwiazdy. Ujęli w dłonie automaty i ruszyli. Po dziesięciu minutach oddział zatrzymał się. - Dolas, tu się rozdzielamy. Bierzcie swoich ludzi i ruszajcie. - Dobrze. Dolas ustawił na busoli kurs 290 stopni i powoli zaczął schodzić po stoku wydmy. Po chwili zniknęli w ciemnościach. Maszerowali, sprawdzając co parę minut kurs na fosforyzowanej tarczy. Minęło tak pół godziny. Nic się wokoło nie działo i aż trudno było sobie wyobrazić, iż w pobliżu przebiega front, że tam w półśnie drzemią tysiące ludzi, którzy gotowi są w każdej chwili rzucić się na siebie, nawzajem się mordując. Oddział Dolasa zatrzymał się. Dowódca jeszcze raz sprawdził godzinę. - Zmieniamy kurs - powiedział półgłosem. Wyjął z kieszeni busolę i powoli przekręcał tarczę. Nagle niedaleko rozległ się suchy trzask. W górę wytrysnęła jasna smuga, która rozkwitła na niebie niczym kwiat i wokoło zrobiło się jasno jak w dzień. Powoli opadając, na spadochronie wisiała flara. Bez rozkazu trzej żołnierze padli na pustynny piasek. Czyżby odkryto ich obecność na tyłach wojsk włoskich? Flara powoli wygasała i zapanowała znów ciemność, pozornie jeszcze większa. - Ruszamy - zadecydował Dolas. Wstali i ruszyli według nowego kursu. Biedny dowódca przeżywał chwile największej emocji. Czy aby nie przegapi tajemniczego obiektu? Dziwaczne kształty wydm wydawały mu się budynkami, fortami, a nawet włoskimi czołgami. Maszerowali już pół godziny i nie trafili na żaden obiekt. Dolasowi zaczął występować pot na czoło. Jeszcze parę minut. Wreszcie, gdy drapali się na potężną wydmę, zobaczyli, w dolince nieduży budyneczek, coś w rodzaju baraku. - Nareszcie! Ułożyli się na szczycie wydmy, czekając godziny 23 minut 30. Odbezpieczyli automaty i poukładali pod ręką granaty. Dolasowi wydało się, że po drugiej stronie widzi poruszające się w ciemnościach postacie. "To na pewno reszta oddziału" - pomyślał. Z budynku wyszło dwóch włoskich żołnierzy i skierowało się powoli w stronę stanowisk. Nadal panowała cisza. Dochodziła godzina 23.30 - jeszcze dwie minuty ! Jeszcze jedna! Jeszcze trzydzieści sekund! - Ognia! - wrzasnął Dolas. Nacisnął spust automatu i posłał długą serię w stronę budyneczku. To samo zrobili jego podwładni. Potem rzucili granaty, przebiegli parę metrów w prawo i znów otworzył ogień. W tajemniczym budynku podniósł się krzyk i przeraźliwe piski. Jednocześnie z drzwi, a nawet przez okna wyskoczyło paru włoskich, nieco roznegliżowanych żołnierzy. Poprawiając garderobę pędzili przed siebie, nie mając zamiaru stawiać oporu. Od drugiej strony nikt nie atakował. "Co mogło się stać? - zastanawiał się Dolas. - Toż ten ważny obiekt miał być zaatakowany z obu stron. Mieliśmy rozkaz zdobyć go i zniszczyć