Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Cyrus potrafił być wspaniałym kompanem. Najwyraźniej obyło się bez porachunków, bo nazajutrz Trixie przyszła, żeby powiedzieć Ani, że zdobyła się na odwagę i oznajmiła ojcu o swoich zaręczynach z Jankiem. — No i co? Bardzo się złościł? — Wcale nie — przyznała oszołomiona Trixie. — Prychnął tylko i powiedział, że już czas, aby Janek zdecydował się na coś po dwóch latach łażenia wokół domu i trzymania z daleka innych kawalerów. Ojciec pewnie czuje, że nie może pozwolić sobie na kolejny zły humor w tak krótkim czasie, a pomiędzy napadami złych humorów jest naprawdę kochany. — Myślę, że jest dla was lepszym ojcem, niż zasługujecie — powiedziała Ania surowo. — Przy tej kolacji byliście po prostu bezczelni, Trixie. — Ty zaczęłaś — odparła Trixie. — A kochany Piotruś trochę mi pomógł. Wszystko dobre, co się dobrze kończy… I chwała niebiosom, że już nie będę musiała odkurzać tej starej wazy. XI (W dwa tygodnie później. Wyjątek z listu do Gilberta) Ogłoszono zaręczyny Jaśminy Taylor z doktorem Carterem. Z licznych miejscowych plotek wywnioskowałam, że po tym fatalnym wieczorze… Lennox Carter zdecydował, że musi ochronić ukochaną przed jej ojcem i rodziną… a może i przed przyjaciółmi. Jej sytuacja rozbudziła w nim poczucie rycerskości. Trixie utrzymuje, że to ja celowo doprowadziłam do takiego stanu rzeczy, i może rzeczywiście jest w tym trochę prawdy. Nie sadzę jednak, że kiedykolwiek jeszcze zdecyduję się na podobny eksperyment. Przypomina to łapanie błyskawicy za ogon. Doprawdy, nie wiem, co we mnie wstąpiło, Gilbercie. Prawdopodobnie jakąś rolę odegrały tu resztki drzemiącej we mnie niechęci do wszystkiego, co ma związek z Pringle’ami. Teraz okres wałki z nimi wydaje się tak odległy… Niemal już zapomniałam o ich wrogości. Ale niektórzy mieszkańcy Summerside ciągle jeszcze zabawiają się snuciem przypuszczeń na temat przyczyn mojej z nimi przyjaźni. Słyszałam, że panna Walentyna Courtloe mówiła, że wcale się nie dziwi, iż zwyciężyłam Pringle’ów, jeśli dla niej byłam taka miła i potrafiłam „do niej właściwie podejść”. A żona pastora sądzi, że to jej modlitwy odniosły skutek. Kto wie, jak było naprawdę? Wczoraj Janka Pringle odprowadziła mnie kawałek do domu po lekcjach. Rozmawiałyśmy prawie o wszystkim — oprócz geometrii. Unikamy tego tematu, chociaż Janka wie, że moja znajomość geometrii nie jest wielka. Za to wiadomości, jakie posiadam o kapitanie Myromie, są wystarczająco duże, by zaważyć w tej sprawie. Pożyczyłam Jance „Księgę męczenników” Foxa. Nie znoszę pożyczać książek, które lubię. Zawsze wydają mi się nie te same, gdy je dostaję z powrotem. Lecz „Księgę męczenników” lubię tylko dlatego, że przed laty ofiarowała mi ją pani Allan jako nagrodę w szkole niedzielnej. Nie lubię czytać o męczennikach, bo czuję się wtedy małostkowa i ogarnia mnie wstyd… wstyd, że musiałabym się przyznać, iż nie znoszę wstawać z łóżka w mroźne poranki i trzęsę się przed wizytą u dentysty! Cieszę się, że Jaśmina i Trixie są szczęśliwe. Od kiedy mam Ciebie, ogromnie interesuję się sercowymi sprawami innych. Nie wynika to z ciekawości czy złośliwości. Po prostu cieszę się, że wokół widzę tyle ludzkiego szczęścia. Ciągle jeszcze trwa luty i „na dachach klasztoru lśni śnieg w blasku księżyca…” Tylko to nie jest klasztor, lecz po prostu stajnia pana Hamiltona. Zaczynam już myśleć, że zostało tylko parę tygodni do wiosny i jeszcze kilka do lata… Wakacje, Zielone Wzgórze, złociste promienie słońca w dolinach Avonlea… Zatoka srebrna o świcie, szafirowa w Południe, purpurowa o zmierzchu… i Ty. Mała Elżbieta i ja bez końca snujemy plany na wiosnę. Jesteśmy dobrymi przyjaciółkami. Co wieczór daję jej mleko, a raz na pewien czas mogę ją zabrać na spacer. Odkryłyśmy, że nasze urodziny przypadają tego samego dnia. Elżbieta aż zaczerwieniła się z radości. Jest przesłodka, gdy się rumieni. Zazwyczaj wygląda blado, chociaż pije tyle dobrego mleka. Lecz gdy wracamy z naszych wędrówek o zmierzchu wieczorny wiatr wywołuje rumieńce na jej delikatnej buzi. Kiedyś spytała poważnie: — Panno Shirley, czy będę miała taką cudowną, kremową cerę jak pani, jeśli co wieczór natrę twarz śmietanką? Zdaje się, że śmietanka jest najpopularniejszym kosmetykiem w Alei Duchów. Odkryłam, że stosuje ją nawet Rebeka Dew! Zaklęła mnie, żebym jej nie zdradziła przed wdowami, bo uznałyby to za frywolne u osoby w jej wieku. Ilość tajemnic, jakie powierzono mi w Szumiących Topolach, przytłacza mnie. Ciekawe, czy owych siedem piegów znikłoby z mojego nosa, gdybym go smarowała śmietanką. Nawiasem mówiąc, Szanowny Panie, czy kiedykolwiek uświadomiłeś sobie, że mam „cudowną, kremową cerę”? Jeśli tak, to nigdy mi o tym nie powiedziałeś. I czy zauważyłeś, że jestem „stosunkowo piękna”? Ponieważ ja właśnie się o tym dowiedziałam. — Panno Shirley, jak to jest, gdy jest się piękną? — zapytała Rebeka Dew pewnego dnia, gdy miałam na twarzy nową woalkę. — Zawsze byłam tego ciekawa — odparłam. — Ależ pani jest piękna! — powiedziała Rebeka Dew. — Nigdy nie myślałam, że stać cię na ironię, Rebeko — powiedziałam z wyrzutem. — Nie chciałam być ironiczna, panno Shirley. Pani naprawdę jest piękna… stosunkowo. — Och! Stosunkowo! — powiedziałam. — Niech pani spojrzy w lustro — rzekła Rebeka Dew, wskazując mi je palcem. — W stosunku do mnie jest pani piękna. I rzeczywiście jestem! Nie skończyłam jednak pisać o Elżbiecie. Kiedyś, w burzowy wieczór, gdy wiatr jęczał w Alei Duchów, nie mogłyśmy pójść na spacer. Usiadłyśmy więc w moim pokoju i narysowałyśmy mapę Krainy Czarów. Elżbieta siedziała na jednej ze śmiesznych, niebieskich poduszek. Wydawała się przez to nieco wyższa niż normalnie, ale mimo to, gdy pochyliła się nad mapą, wyglądała jak mały, poważny krasnoludek. Nasza mapa jeszcze nie jest gotowa. Codziennie wymyślamy coś nowego, co można na niej zaznaczyć. Ostatniego wieczoru naniosłyśmy na nią domek Pani Śniegu, a za nim wzgórze, całkiem pokryte wiśniowymi drzewkami. (Chciałabym, żeby kilka dzikich wiśni rosło w pobliżu naszego Wymarzonego Domu, Gilbercie). Oczywiście na mapie jest Jutro… leży na wschód od Dzisiaj i na zachód od Wczoraj. W Krainie Czarów mamy też nieskończoną ilość czasów. Czas wiosny, czas długi, czas krótki, czas nowiu księżyca, czas dobrej nocy, czas następny… ale nie ma czasu ostatniego, bo jest za smutny na Krainę Czarów. Młody czas — bo jeśli się mówi o starych czasach, to musi być i młody; czas górski — bo to brzmi tak fascynująco; czas nocy i czas dnia