Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Miejsce to przenikała woń wielkich gałęzi czerwonego krzewu różanego i lekkiego miłosnego pachnidła, którym tchnęły sofy i poduszki — pachnidła, które Chateline odcedzał w. tajemnicy i nazywał L'eau Lavante. Ci, którzy widzieli Wenus jedynie w Luwrze, Muzeum Brytyj- 209 skim, Florencji, Neapolu lub Rzymie, nie mogą mieć najmniejszego wyobrażenia o tym, jak słodko, kusząco i wdzięcznie, jak doprawdy niesłychanie pięknie wyglądała leżąc z Tannhauserem na różowych jedwabiach swego buduaru. Precyzyjne loki i sztuczne fale Cosme'go rozczochrały się ostatecznie podczas wieczerzy, a zbłąkane pierścienie czarnych włosów opadały swobodnie na jej miękkie, urocze, znużone, nabrzmiałe powieki. Leciuteńka koszulka i drogie małe majteczki były poszarpane, wilgotne i obciskały się przezroczyście na niej, a całe jej ciało stało się nerwowe i wrażliwe. Zwarte uda wydawały się rozległą repliką małego klejnociku, który trzymała pomiędzy nimi; piękne tetons du derriere były jędrne jak policzek pulchnej dziewicy i przyrzekały radość tak głęboką jak tajemnica Rue Ven-dóme, a minor chevelure, widoczne jedynie na tyle, ile trzeba, wiły się tak ślicznie, jak włoski na głowie cheruba. Tannhauser, pobladły i nie mogący wydobyć głosu z podniecenia, przesuwał brutalnie okrytymi klejnotami palcami po boskich członkach, zdzierając z nich koszulkę, majtki i pończochy, aby później runąć na tę wspaniałą damę wstrzymując oddech! Leży, jak wiem, w zwyczaju wszystkich romansopisarzy, odmalowywanie bohaterów, którzy dwudziestokrotnie w ciągu nocy potrafią złożyć damie dowód swego męstwa. Lecz Tannhauser nie miał takiej gar-gantuańskiej łatwości i raczej odczuł ulgę, gdy w godzinę później Priapusa, Doricourt i kilkoro innych, wtargnęli pijacko do pokoju i zażądali Wenus dla siebie. Pawilon wkrótce wypełnił się hałaśliwym tłumem zaledwie trzymającym się na nogach. Było tam także kilku aktorów, a Lesfesses, który tak wspaniale odegrał rolę Fanfreluche'a i nadal miał jeszcze szminkę na twarzy, otoczył niezwykłymi względami Tannhausera. Lecz Kawaler znalazł go całkowicie nieinteresującym poza sceną, wstał więc i przeciął pokój ku miejscu, gdzie siedziały Wenus i manicurzystka. „Jak zmęczone wygląda drogie dziecko", powiedziała Priapusa. „Czy mam go położyć na małej sofce?" „Cóż, jeśli jest tak śpiący jak ja", ziewnęła Wenus, „nie możesz uczynić lepiej". Priapusa dźwignęła swą panią z poduszek i poniosła ją w ramionach w piękny, macierzyński sposób. „Chodźcie, dzieci", powiedziała tłusta starucha, „chodźcie; czas, żebyście oboje byli już w łóżku". ROZDZIAŁ VII O TYM, JAK TANNHAUSER OCKNĄŁ SIĘ I PRZYSTĄPIŁ DO ABLUGJI W YENUSBERGU Przebudzenie w nowej sypialni zawsze jest urocze. Inne tapety, nieznane obrazy, położenie drzwi i okien — niedokładnie uchwycone poprzedniego wieczora — odkrywają się w pełnym czarze niespodzianki, gdy otwieramy oczy następnego ranka. Była, mniej więcej, dziewiąta, gdy Tarinhauser ocknął się i przeciągnął rozkosznie w wielkim łożu o baldachimie wspartym na czterech słupach, który tulił jego budzące się myśli, wpatrzone w przedziwną wyszywaną oponę, rozciągającą się ponad głową. Był bardzo zadowolony z tego pokoju, szykownego, fascynującego i przywodzącego na myśl zmysłowe wnętrza wytwornego, kochliwego Baudoina. Przez maleńką szparę w kwiecistych firankach okna Kawaler dostrzegł skrawek oświetlonych słońcem łąk na zewnątrz, srebrzyste wodotryski, jasne kwiaty i ogrodników przy pracy. „Cicha słodycz, „szepnął i odwrócił się, aby wygładzić obszywa-ny frędzlą jedwab poduszek za plecami. Pomyślał o „Romaunt de la Rosę", pięknym, lecz zdecydowanie zbyt krótkim. O Claudzie w kolekcji Lady Delaware 1. O cudownej parze blond spodni i o tym, jak namówi Madame Belleville, aby mu je uszyła. O tajemniczym parku pełnym bladych ech i romantycznych odgłosów. O wielkim nieruchomym jeziorze, które musiało zawierać naj- 210 1 Chef d'oeuvre, jak mi się wydaje, godnego uwielbienia i nieposzlakowanego mistrza, który bardziej niż jakikolwiek inny malarz krajobrazów odstręcza nas od naszych miast i każe nam zapomnieć, że wieś także może być bez wdzięku, nudna i męcząca. To, że mógł być kiedykolwiek porównywany nieprzychylnie z Turne-rem — Wiertzem naszego malarstwa pejzażowego — wydaje mi się niemal nieprawdopodobne. Corot jest jedynym rywalem godnym Claude'a, lecz nie przysłania on ani nie wypiera wcześniejszego mistrza. Obraz Corota jest jak wyszukany liryczny wiersz, pełen miłości i prawdy, podczas gdy obraz Claude'a przywodzi na myśl szlachetną eklogę jaśniejącą bogatą zwartą myślą. delikatniejsze żaby z istniejących, a otoczone było ciemnymi nie odbitymi w nim drzewami i śpiącymi Fleurs de luce. O Świętej Rosa, dobrze znanej peruwiańskiej dziewicy, o tym jak mając cztery lata 2 przysięgała, że zachowa wiekuiście dziewictwo, o tym jak ukochała ją Marya, która z bladego fresku w kościele Świętego Dominika wyciągała ramiona, by objąć ją; o tym, jak wybudowała małe oratorium w końcu ogrodu i modliła się tam śpiewając hymny, póki wszystkie żuki, pająki, ślimaki i pełzające stworzenia nie zeszły się wokół, by słuchać; o tym, jak przyrzekła poślubić Ferdynanda de Flores i w dzień wesela namaściła się wonnościami, pomalowała wargi, włożyła suknię ślubną, wpięła różę we włosy i udała się na niewielki wzgórek tuż za murami Limy; o tym jak uklękła tam i klęczała przez pewien czas przywołując łagodnie Najświętszą Panienkę; i o tym, jak Najświętsza Panienka zstąpiła, ucałowała Różę w czoło i zabrała ją szybko do nieba. Rozmyślał o wspaniałym początku ,,Brytanika" Racine'a. O zdumiewającej broszurze, którą odkrył w bibliotece Wenus, noszącej tytuł: „Apel o Uczynienie Jednorożca Zwierzęciem Domowym". O „Bachanaliach Sporiona" 8