Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Następne dni spędzili jak w uzdrowisku. Należało schwytać i przesłuchać kilku cywilów, paru Okinawczykom opatrzyć rany otrzymane w czasie ostrzału. Podniecające było tylko pojmanie dwu japońskich pilotów udających cywilów. Trzeciego dnia Mark mógł z nimi porozmawiać. Mówili bez oporów. Marines piekli się na plażach, dosiadali małych okinawskich koników i usiłowali ujeżdżać woły, oczywiście na oklep. Wakacje skończyły się 16 czerwca, kiedy przewieziono 8 Pułk Piechoty Morskiej na Okinawę i oddano pod dowództwo taktyczne l Dywizji Marines. Mieli zluzować wyczerpany bratni 7 Pułk. 18 czerwca, tuż po świcie, Mark znowu znalazł się na polu walki, tym razem w szeregach 2 Batalionu. Tuż po południu przyszedł na wizytację jednostki Marka służbisty generał. Było to wielkie chłopisko; ktoś puścił informację, że nazywa się Simon Bolivar Buckner i jest generałem porucznikiem, dowódcą Dziesiątej Armii. Ktoś chciałby wiedzieć, co u diabła robi taki palant na linii frontu. A ten siadł na rozłupanym kamieniu, rozejrzał się po polu bitwy. Usłyszeli, że mówi "sprawy idą tu tak dobrze, że chyba zajrzę do innej jednostki". W chwilę później trafiło dokładnie w punkt obserwacyjny pięć pocisków. Odłamek trzasnął w występ rafy koralowej, jeden jej ostry kawałek frunął i trafił w pierś Bucknera. Nie upłynęło dziesięć minut i generał skonał. 8 Pułk Piechoty Morskiej ruszył naprzód, ku położonemu na południu miastu Makabe. Już po trzech dniach ogłoszono, że wyspa została opanowana, ale dla Marka był to dopiero początek zadania. Znowu miał wywabiać z jaskiń żołnierzy i cywilów. W jednej z jaskiń nakłonił żołnierza japońskiego do złożenia broni, obiecawszy mu, że wyjedna dla niego pozwolenie pozostania przy okinawskiej pielęgniarce, z którą ten pragnął się ożenić. Wizyta w następnej jaskini omal nie skończyła się katastrofą. Tworzył ją wielopoziomowy labirynt, który piechota usiłowała oczyścić przy użyciu dymu. Już mieli pompować benzynę w otwór i podpalić, gdy Mark poprosił, żeby zaczekali z tym pół godziny. Spuścił się na linie do wnętrza i łaził po omacku kilka długich minut. Usłyszał krzyk kobiety. - Hello! - po angielsku. - Pochodzę z Hawajów, jest ze mną starszy brat, z Okinawy. - Przyszliśmy, żeby was uwolnić - powiedział Mark. Z wolna wychynęli z głębi oboje, mężczyzna i kobieta, i Mark nie musiał ich ponaglać, by wyszli za nim na powierzchnię. Powitali ich tam Marines, częstując wodą i papierosami. Porucznik uścisnął dłoń mężczyzny. Okinawczyk, ujrzawszy, że niosą ku jaskini kanistry z benzyną, zamachał gwałtownie ramionami. Powiedział Markowi po japońsku, że płonąca benzyna zabije nie tylko żołnierzy przebywających na wyższych poziomach jaskini, ale także ośmiuset cywilów na niższych. - Pozwól więc, że pójdę z tobą i wyprowadzę cywilów. Mark przedłożył to wszystko kierującemu operacją porucznikowi i ten zgodził się ją wstrzymać na następne pół godziny. Niemal tyle czasu zajęło Okinawczykowi sprowadzenie Marka na dół, do obszernej groty, w której tłoczyło się mnóstwo łudzi. Okinawczyk tłumaczył, że Mark, piechur morski, wyprowadzi ich bezpiecznie na zewnątrz. - Dali nam wodę i papierosy - powiedział. - A jeden wielki Marinę potarł swoim policzkiem mój policzek. Ruszył z Markiem ku wyjściu, reszta za nimi. W połowie drogi trafili na tuzin Japończyków, którzy zatarasowali przejście karabinami. Okinawczyk próbował wyjaśniać, ale ich dowódca wrzasnął: - Jesteś szpiegiem! Mark wyciągnął ramiona. - Jestem bez broni. Przychodzę w pokoju, by ratować ludzi. Żołnierze pogadali między sobą i w końcu, burcząc nieprzyjaźnie, pozwolili ludziom przejść. - A wy, żołnierze, nie pójdziecie z nami? - spytał Mark. - Walczyliście dzielnie, ale bitwa się skończyła. Nie utracicie honoru. Żołnierze odeszli jednak w milczeniu na swój wyższy poziom. Gdy cywile wylegli hurmem na powierzchnię, Mark powiedział porucznikowi, że pozostało w jaskini kilkuset żołnierzy, i że ci nie wyjdą. Wlano więc w otwór benzynę i wrzucono zapaloną szmatę. Buchnęły płomienie. - Zrobiłeś tyle, ile mogłeś, McGlynn - powiedział porucznik. Tej nocy Mark myślał o tych żywcem spalonych żołnierzach. W następnym tygodniu dziewięć tysięcy innych żołnierzy i cywilów, którzy odmówili wyjścia z jaskiń, zniszczono jak szczury - miotaczami ognia albo ładunkami dynamitu. Z końcem czerwca operację oczyszczającą zakończono. W ciągu trzech miesięcy, kosztem ponad siedmiu tysięcy zabitych Amerykanów, wyeliminowano sto tysięcy nieprzyjacielskich żołnierzy i czterdzieści dwa tysiące cywilów. 8 Pułk Piechoty Morskiej powrócił na Saipan, by przygotować się do ataku na główne wyspy Japonii. Mark był tą perspektywą przerażony. Iluż jeszcze niewinnych cywilów padnie, zanim zapanuje pokój? Trafił, w dniu lądowania, na Bily'ego J