Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
To okazało się relatywnie łatwym zadaniem. — Czy to oznacza, że jesteś od niej niezależny? — zapytała Mavra. — Och, broń Boże. Znaczy to, że wiem, jak to zrobić. Kłopot w tym, że tylko jedna połowa mnie podlega kontroli niezależnych obwodów, ta zbliżona do ludzkiego umysłu. By uwolnić drugą, trzeba dostać się do szybu i zewrzeć! kilka obwodów. To nieszkodliwe, ale bez tego właściwa komunikacja pomiędzy Studnią i mną jest niemożliwa. — To dlaczego tego nie zrobiłeś? — zapytał Re-nard. — Czy to z powodu obwodów zależnych? — Do pewnego stopnia, tak — odpowiedział Obie. — Widzicie, oni wprowadzili mnie w tryb „defensywny” i to jest narzucone. W tym trybie, którym, nawiasem mówiąc, wciąż jestem skrępowany, nie mogę otworzyć drzwi. Mógłbym nakłonić Nikki i Mavrę by uczyniły co trzeba, albo stworzyć swoją analogię, robota, i wykonać to osobiście, ale nie mogę wyjść na zewnątrz. Mavrze mąciło się w głowie od nadmiaru pytań. — Obie? — zapytała. — Dlaczego wybrałeś mnie i przekazałeś mi plany? — Nie zrobiłem tego. Przekazałem je wszystkim, którzy, według mnie, mogli wykonać zadanie -; wyjaśnił komputer. — Tobie po prostu to się udało. Chciała usłyszeć coś innego i taka odpowiedź zakłóciła na moment tok jej myślenia. Z trudnością zebrała myśli. — Obie... Ben Julin prędzej czy później dowie się o tym — wtrącił Renard. — I uwolni cię od Studni, ale wciąż będzie sprawował kontrolę. Co wtedy? — Gdy tylko kontakt zostanie zerwany, może odwrócić pole — odpowiedział komputer. — Nowe Pompeje znajdą się w normalnej, dobrze znanej przestrzeni, sprawny stanie się znów wielki spodek., Z moją znajomością Studni, wykorzystując spodek moglibyśmy dokonać transformacji całej planety zgodnie z jego zachciankami. — A jak długo, według ciebie, potrwa, zanim to odkryje? — zapytała Mavra. — Niezbyt długo — odrzekł ze strachem Obie. — Nikki i Mavra Zinder wpadły w jego ręce i od nich dowie się, że z Gilem Zinderem można się porozumieć przez radio. Doktor Zinder wbudował mnie w Nowe Pompeje, bo Trelig zagroził skrzywdzeniem Nikki Zinder. Czy myślicie, że odważy się na więcej, by ocalić córkę i wnuczkę? Na pewno nie. To kwestia godzin, a Julin będzie wiedział wszystko. Wkrótce zerwie kontakt ze Studnią, a jest bardzo ostrożny i niezwykle przebiegły. Przypuszczam, że za chwilę odkryje, iż rozmawiam z wami przez pokładowe radio, i położy temu kres. Schematy i plany bez przerwy wypełniały głowę Mavry. Wiedziała, że w nich ukryte jest coś, co ma podstawowe znaczenie. Ale co to było? Ginę w powodzi danych, pomyślała przygnębiona. Nie mogę sobie z nimi poradzić. — Tracimy czas na próżno — ciężko westchnął bezradny Renard. — My, ale nie Ben Julin — zgodził się Obie. Strona Spodnia Jedynie Julin mógł zostać zdobywcą całego świata. Rozkazał Obie obrócić spodek w jego stronę i stworzyć w procesie transformacji energii w materię kawałek wytrzymałej liny, żeby miał czym związać obydwie kobiety. Z ich strony groziło minimalne niebezpieczeństwo; jako byk Dasheen dysponował niezwykłą siłą, a one nie mogły użyć przeciw niemu żadnej broni. Trzeba się było sporo nabiegać, przy wtórze strasznych wrzasków, ale rezultat był znany z góry. Zadowolony z pomyślnego biegu rzeczy, raz jeszcze wspiął się po schodach i sprawdził tablicę rozdzielczą. Po raz pierwszy pozwolił sobie na relaks, na refleksję nad przeszłością i przyszłością. To prawda, zaplanował wszystko krok po kroku. Wiedział, że tylko on może być tym jedynym, który obejmie we władanie ten ośrodek potęgi. A jednak był jak więzień, co śnił o ucieczce: tyle rozważań poświęcił temu, jak uciec, że nie miał czasu pomyśleć co potem. Nie ulegało wątpliwości, w komorze krążyły duchy, wśród nich wcale nie na ostatnim miejscu duch Nikki Zinder, którą od dawna uznał za martwą. A teraz znalazła się tutaj, jeśli nie piękna, to przynajmniej śliczniutka i całkiem szczupła. Na Obie nie można było polegać. Można go było zmusić do wykonania rozkazów, lecz wystarczyła drobna nieścisłość, a natychmiast ją wykorzystywał. To nasunęło mu pewną myśl. — Obie? — Tak, Ben? — Nie życzę sobie, abyś kogokolwiek, w jakikolwiek sposób informował o tym, co tutaj robię i co mógłbym zrobić w przyszłości. Zrozumiano? — Tak, Ben. Zlikwidował przynajmniej jedno źródło obaw. Następne było... Naraz Julinowi zakręciło się w głowie, poczuł mdłości, musiał oprzeć się o tablicę rozdzielczą i stał tak, póki uczucie nie osłabło. Przez chwilę czuł strach, poświęcił kilka minut, by uspokoić się i pomyśleć. Co się z nim stało? Odpowiedź narzucała się sama. Jako byk Dasheen uzależniony był od wydzielanego przez samice mleka. Ile upłynęło czasu, odkąd przyjął po raz ostatni tę chemiczną substancję? Dzień? Dwa? Więcej? Zamierzał polecić Obie, wykonanie odpowiedniej syntezy, gdy wpadło mu coś do głowy. Czy dalej chcę być Dasheenem? — zapytał sam siebie. Podobała mu się ich kultura, dobrze się czuł, będąc jednym z nich; w Świecie Studni taka postać była praktyczna. Nadzorował Obie dostatecznie długo, by wiedzieć, że kontrola Studni Dusz nie jest możliwa bez wybudowania maszyny znacznie większej od Obie, a to przerastało jego możliwości, przynajmniej teraz. Nie miał też odwagi kombinować zbyt wiele przy podawaniu Studni nowych instrukcji; Studnia była urządzeniem stabilizującym nie tylko własny świat, lecz także życie każdej żywej istoty we wszechświecie. Podając niewłaściwe instrukcje, ktoś mógłby zetrzeć z powierzchni całe cywilizacje, nawet samego siebie. W najlepszym razie sprowadzić sobie na głowę tego Markowianina, Brazila, który umiał obsługiwać Studnię, więc mógł unicestwić Bena Julina, Nowe Pompeje i zrobić to, na co tylko przyszłaby mu ochota. Nie pragnął zetknąć się z tym osobnikiem; a jednak, ten Brazil był także podmiotem Studni. Jeśliby postępować ostrożnie, nic nie powinien spostrzec. Ale co należało robić ostrożnie? To był nowy problem. Wyruszyć w drogę po wszechświecie w poszukiwaniu nowych cywilizacji? Może pewnego dnia, ale nie dzisiaj. Obie posiadał nieograniczone możliwości, a nawet dar nieśmiertelności. Julin potrzebował ludzi, którzy harowaliby dla niego, ludzi, którym mógłby zaufać, tak jak ufał swoim krowom w rodzinnym Dasheen. Istniało jedyne, znane mu miejsce, gdzie mógł ich znaleźć: zamieszkały sektor Mlecznej Drogi, niezbyt odległy. Jeden świat na razie — jeśli będzie trzeba. Dopasowywany ostrożnie, łagodnie i z taką precyzją, żeby zachodzących zmian nikt nawet nie zauważył. Nawet Brazil, nawet Rada