Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- A mnie się zdawało, że Lioth N'tona jest duży! - Mnementh jest chyba największym ze spiżowych smoków - powiedział Robinton, wspinając się dalej na ostatnie kilka stopni. Niepokoiło go trochę to kłucie w piersi. Wydawałoby się, I że cały ten niedawny i niespodziewany odpoczynek powinien mu przynieść poprawę samopoczucia. Musi pamiętać, żeby porozmawiać o tym z Mistrzem Oldive. - Dobry wieczór, Mnemneth powiedział, doszedłszy na najwyższy stopień. Ukłonił się ogromnemu spiżowemu smokowi. - Jakoś mi to wygląda na lekceważenie, tak wpadać tutaj nie pozdrowiwszy go - powiedział na stronie do Torika. - A to jest mój przyjaciel, Torik, na którego czekają Lessa i F'lar. Wiem. Powiedziałem im o waszym przybyciu. Robinton odchrząknął. Nigdy nie spodziewał się odpowiedzi na swoje żartobliwe powitanie, ale ogromnie mu to zawsze pochlebiało, kiedy Mnemeth zechciał zareagować. Nie podzielił się jednak komentarzem Mnemetha z Torikiem. Wydawało się, że ten człowiek jest już wystarczająco wytrącony z równowagi. Torik przeszedł szybko w stronę krótkiego korytarza uważając, by Robinton przez cały czas pozostawał pomiędzy nim a Mnemethem. - Powinienem cię uprzedzić - powiedział Robinton głosem wypranym z wszelkiego rozbawienia - że Ramoth jest jeszcze większa! Torik zareagował pomrukiem, który przeszedł w cichy okrzyk, kiedy korytarz rozszerzył się w dużą skalistą komnatę, służącą królowej Bendenu za dom. Spała ona teraz na swoim kamiennym legowisku, z klinowatą głową skierowaną w ich stronę, lśniącą niczym złoto w blasku żarów oświetlających Weyr. - Robintonie, ty naprawdę wróciłeś bezpiecznie do nas zawołała Lessa, biegnąc ku niemu z szerokim uśmiechem rozświetlającym jej twarz. - I taki jesteś opalony! Ku radosnemu zdumieniu Harfiarza objęła go ramionami w krótkim i absolutnie nieoczekiwanym uścisku. - Powinienem częściej gubić się w czasie burzy. - Udało mu się to powiedzieć lekkim tonem i z najbardziej łobuzerskim uśmiechem, na jaki pozwalało łomocące w piersi serce. Jej ciało tak pałało entuzjazmem, a było takie lekkie. - Mowy nie ma! - Rzuciła mu spojrzenie, na które składały się gniew, ulga i oburzenie, a potem jej ruchliwa twarz przyoblekła się w bardziej dystyngowany uśmiech przeznaczony dla drugiego gościa. - Witamy cię tutaj serdecznie Toriku, i dziękujemy za uratowanie naszego dobrego Mistrza Harfiarza. - Ja nic nie zrobiłem - powiedział Torik zdumiony. - On miał po prostu szczęście. Powinien się utopić podczas tego sztormu. - Menolly nie na darmo jest córką Pana Warowni Morskiej - powiedział Harfiarz, odchrząknąwszy na wspomnienie tych groźnych chwil. - To dzięki niej utrzymaliśmy się na powierzchni. Chociaż był taki moment, kiedy wcale nie byłem pewien, czy chcę pozostać przy życiu! - Nie jesteś więc dobrym marynarzem, Robintonie? - zapytał F'lar ze śmiechem. Witając się z Południowcem chwycił go za rękę, a lewą dłonią czule klepnął Harfiarza po ramieniu. Robinton zdał sobie nagle sprawę, że jego przygoda miała w tym Weyrze niepokojące reperkusje. W równym stopniu go to mile połechtało, co zmartwiło. To prawda, że podczas sztormu był za bardzo zajęty swoim buntowniczym żołądkiem, żeby myśleć o czymkolwiek, poza przetrwaniem następnej fali, która zwali się na ich maleńką łódkę. Dzięki umiejętnościom Menolly nie uświadamiał sobie, w jakim niebezpieczeństwie się znaleźli. Później zorientował się w sytuacji i zaczął się zastanawiać, czy Menolly zdusiła swój własny strach, żeby nie wystawić na szwank swego honoru. Zajęła się żeglowaniem, udało jej się przy tym uratować większość podartego przez wicher żagla, zmontować jakoś dryfkotwę i wreszcie jego samego przywiązać do masztu, kiedy padł wyczerpany mdłościami. - Nie, F'larze, żaden ze mnie marynarz - powiedział Robinton i przeszedł go dreszcz. - Zostawiam to tym, którzy się do tej sztuki zrodzili. - I słuchaj ich rad - ostrzegł Torik nieco cierpko. Zwrócił się do Przywódców Weyru. - Nie ma też żadnego wyczucia pogody. A oczywiście Menolly nie zdawała sobie sprawy, jak silny jest Prąd Zachodni o tej porze roku. - Wzruszył ramionami, by okazać swoją bezsilność wobec takiej głupoty. - Czy to dlatego zaciągnęło was tak daleko od Południowej Warowni? - zapytał F'lar, gestem zapraszając nowo przybyłych, by usiedli wokół okrągłego stołu ustawionego w kącie wielkiej sali. - Tak mi powiedziano - oznajmił Robinton, krzywiąc się na Samo wspomnienie długich wykładów, jakie mu wygłoszono na temat prądów, przypływów i wiatrów. Wiedział już więcej niż będzie mu kiedykolwiek trzeba... już on tego dopilnuje..