Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Mały, a jednak za duży dla jednej osoby. Pusty dom, puste życie. Chryste, co za okropne, przygnębiające określenie. To wszystko przez Pamelę Sue Jenkins, pomyślała i uśmiechnęła się krzywo. Pammie Sue z rozwichrzonymi jasnymi włosami, zębami, na widok których każdy ortodonta wpadłby natychmiast w twórczy zapał. Już w szkole irytująca, w miarę upływu lat stała się chyba jeszcze bardziej nie do zniesienia. „Następna bułeczka w piecu - oznajmiła radośnie, kiedy Jessie wpadła na nią dzisiaj w supermarkecie, i poklepała się po brzuchu z taką dumą, jakby to ona wynalazła ciążę. - Joe tak się cieszy, mówię ci. Nie przyzna się, ale po cichu liczy, jestem pewna, że tym razem będzie chłopiec. Nie żeby nie kochał CiCi i Sammy Jo, nazywa je swoimi aniołkami". Tu uś- miechnęła się z pobłażaniem do małych aniołków, które pracowicie zrzucały z półki kolejne opakowania papierowych ręczników. Małe aniołki, sześcio-i ośmioletni, wdały się, niestety, w mamusię: te same rozwichrzone jasne włosy, te same wytrzeszczone błękitne oczy. I ten sam koński zgryz. Jessie, zawstydzona, że tyle w niej zgryźliwości dla dawnej koleżanki, pogratulowała Pammie serdeczniej, niżby tego wymagały okoliczności. „Dzięki. To głupie, ale, wiesz, nie mogę już się doczekać tego dziecka - Pammie westchnęła i zatrzepotała rzęsami. - Wiesz, są kobiety wprost stworzone do tego, żeby być matkami. Podziwiam te, które, jak ty, pracują, robią karierę, ale ja nie mam do tego głowy". Pełen samozadowolenia, zaprawiony lekceważeniem i pogardą ton, z jakim to powiedziała, oznaczał, że „te, które pracują", są w oczach Pammie bezdyskusyjnie istotami niższego gatunku. Zaśmiała się perliście i ponownie poklepała po brzuchu, na znak, że tam tkwi prawdziwy cel życia każdej kobiety. „Ja nie jestem stworzona do robienia kariery", dodała, by uściślić swoje stanowisko w kwestiach jak najbardziej fundamentalnych. Jessie mogła co prawda powiedzieć, że praca na pół etatu, polegająca na przygotowywaniu deserów dla gości dobrej, ale skromnej restauracji, niewiele ma wspólnego z „robieniem kariery", doszła jednak do wniosku, że szkoda zachodu. Chciała uwolnić się od Pammie, zanim złapie ją skurcz mięśni, zmuszanych siłą do uśmiechu. Starannie ukrywając zżerającą ją zazdrość, raz jeszcze pogratulowała maszy- 10 Tylko Jessie Dallas Schulze 11 nie do robienia dzieci udanego poczęcia i pożegnała się. Myślała, że szybko zapomni o niefortunnym spotkaniu. Kilka głębokich, uspokajających oddechów w drodze na parking, kilka minut relaksu w nagrzanym od słońca samochodzie, szybkie przejrzenie w myślach listy wszystkich rzeczy, które już osiągnęła w życiu i z których mogła się cieszyć, i biedny umysł wrócił do normy. W końcu rodzenie dzieci nie jest dla współczesnej kobiety jedyną drogą do samorealizacji. Miała ciekawą pracę. Dzięki spadkowi po dziadku, przy rozsądnym gospodarowaniu zasobami, nie musiała się martwić o pieniądze. Miała swój domek, miała swoje hobby, wiernych przyjaciół. I była zdrowa. Czego jej brakowało do szczęścia? Niczego, powiedziała sobie rezolutnie i przekręciła kluczyk w stacyjce. A jednak teraz w nocy jej ochronna tarcza gdzieś znikła i Jessie znowu zbierało się na płacz. Jeśli miała być szczera, oddałaby wszystko, by zamienić się miejscami z Pamelą Sue. To znaczy, mogłaby zrezygnować z rozwichrzonych blond włosów i świergotliwego głosiku. Ale mąż i dzieci... Bardzo chętnie. Mieć własną rodzinę. I miałaby tę swoją rodzinę, gdyby kiedyś, przez nieuwagę nie pozwoliła dziecięcemu zadurzeniu przeistoczyć się w coś znacznie poważniejszego i głębszego. Mało tego, gdzieś w głębi duszy hołubiła cichą wiarę, że jeśli tylko całym sercem będzie pragnęła, by jej marzenie się spełniło, tak właśnie się sianie. Ale w życiu rzadko tak bywa. Nie wystarczy pragnąć, żeby mieć. Całe nieszczęście w tym, że nie wiedziała, jak się odkochać, choć jej miłość obiektowi gorących uczuć najwyraźniej nie była do niczego potrzebna. Nie, poprawiła się w myślach: jej miłość pozostała najzwyczajniej niezauważona. Nawet gdyby Reilly nie ożenił się z tą cholerną miss piękności, i tak nadal widziałby w Jessie małą Sussie, która wszędzie za nim łaziła