Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Pozbierałyśmy wszystko. Ruby niosła wielki pakunek owinięty w koc, który złożyła na płaskim gruncie trzydzieści metrów od miejsca, w którym paliłyśmy fajkę. Kazały mi patrzeć na wschód, a Ruby położyła mi rękę na brzuchu i delikatnie nacisnęła. — Jest gotowa — powiedziała do Agnes. Agnes i Ruby zdjęły ze mnie ubranie i podały je July. — Zanieś to do domu — poleciła Agnes. July oddaliła się, a Agnes rozwinęła koc, którego zawartość wywarła na mnie piorunujące wrażenie. Wzdrygnęłam się, gdy spojrzałam na kłębek futra. Zrobiłam krok do tyłu, nie tyle ze strachu, ile z zaskoczenia. Ciepło rozlało się po mnie. — Zabezpiecz jej lewą stronę — poleciła Agnes. Ruby zrobiła parę kroków i stanęła po mojej lewej stronie. — Co to jest? — spytałam. — Tak zwany Pas Grzmotu — wyjaśniła Agnes. — To twój pomocnik. Trzymaj go i módl się z nim. July wróciła z domu. Przyjrzałam się dokładniej tej dziwnej rzeczy z futra. Miała taki sam ciemnobrązowy kolor, jaki kojarzył mi się z jesienią, i kształt gruszki z niewielkimi wklęsłościami, które idealnie wypełniły się moimi piersiami i brzuchem. Ruby i Agnes związały cały ten pokrowiec rzemieniem z nie garbowanej skóry. Czułam się trochę zakłopotana. July przyglądała mi się uważnie. Wiatr owiewał jej czarne włosy wokół twarzy. Kiedy spojrzałam na nią, uśmiechnęła się. — Czuję się dziwacznie — powiedziałam. — Jesteś w ciąży — powiedziała Agnes poważnie. — To się nazywa macierzyński sposób oszukania opiekunów. Odprawiłyśmy kilka dobrych obrzędów i wiemy, że czekają na ciebie. Kiedy miałaś na sobie maskę, uświadomiłaś sobie swe poprzednie wcielenia, i to był właściwy znak. — Dlaczego muszę ich oszukać, nie ma innego sposobu? — Lubią, kiedy się ich oszuka, wtedy cię szanują. Oczy Ruby błysnęły niespokojnie. — Tak, dla świetlistych istot, masz w sobie dziecko. Zobaczą świetlistą oszustkę, fałszywe życie w tobie. — Agnes, czy po to właśnie potrzebowałaś to jajko i zadałaś sobie tyle trudu, żeby znaleźć te czterdzieści cztery nasiona? — Owszem, aby ukształtować świetlistą oszustkę — powiedziała Agnes. — Aby przyciągnąć duchy opiekuńcze do ciebie, które przeprowadzą cię przez barierę. — Nie czujesz się jak w ciąży? — spytała Ruby. Pomyślałam o tym przez chwilę. Czułam się bardzo dziwnie, miałam jakieś niewyraźne mdłości. Prędko sobie przypomniałam, jak to jest w ostatnim okresie ciąży. Czułam się jak przewrażliwiona napęczniała ropucha. — O tak, czuję się mocno ciężarna. Może to bliźniaki? Parsknęłyśmy śmiechem. Ruby zawiązała mi naszyjnik. Składał się z różnych kawałków potłuczonej muszli, skorupek ceramiki powiązanych ścięgnem, starych koralików i zwierzęcy zębów. Chciałam sobie trochę poprawić naszyjnik, żeby lepiej wyglądać, ale Ruby chwyciła mnie za rękę. — Nie — powiedziała stanowczo. — July, owiń ją kocem. July chwyciła koc, w który zawinięty był Pas Grzmotu, i zarzuciła mi go na ramiona. Gdyby tak zobaczyli mnie znajomi z Kalifornii... — pomyślałam. Agnes wyjaśniła mi, że to koc urodzinowy, że wiele niemowląt przyszło na nim na świat. Na koniec Agnes podała mi czerwoną, glinianą miseczkę z drapaczką. Powiedziała, że może będę potrzebowała jej do zebrania składników na swoją tarczę. Spytałam, co przez to rozumie, a ona odparła, że sama powinnam znaleźć odpowiedź. Wyruszyłyśmy z tego samego miejsca, w którym dawno temu odprawiałyśmy obrzęd grzechotki. Skierowałyśmy się na prawo od chaty, przeciskając się przez wielką szczelinę między czarnymi skałami, której nie było widać, jeśli przyszło się z niewłaściwego kierunku. Schodziłyśmy wąską, niebezpieczną ścieżką prowadzącą do nagłego uskoku. Ostrożnie stawiałam kroki, opierając się swym niezdarnym i ciężarnym ciałem o gładkie skały, żeby utrzymać równowagę. Minęłyśmy płytką nieckę w skałach i stanęłyśmy na krawędzi przepaści. Z prawie okrągłego dna wąwozu wznosiła się masywna ściana. Miała z dziesięć metrów szerokości i wyglądała jak antyczny amfiteatr. Agnes, Ruby i July wybrały inną drogę i kiedy ja dotarłam na dno, one znalazły się na grzbiecie góry