Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Poderwał się nagle, dostrzegając ich kosmatą wypukłość. Zrozumiał, że to tylko futra. Był sam, dzięki Bogu. Nie było tu nic poza cichą, zimową nocą, mroźnym bezkresem na zewnątrz. Wziął krzemień i stal, leżące na nocnym stoliku, i uderzył nimi o siebie. Gdy hubka w końcu się zajęła, przeniósł ogień do świecy. Światło, punkt odniesienia w złowrogim mroku. Był zupełnie sam. Nawet bez Boga, którego ongiś czcił i któremu oddał najlepsze lata życia. Duchowni i teolodzy zapewniali, że Stwórca jest wszędzie, w każdej niszy i zakamarku świata. Ale tu, w tym pokoju, nie było Go. Nie tej nocy. 13 Za to zbliżało się coś innego. Czuł już, jak niknie ku niemu przez mrok, niepowstrzymane niczym wschodzące słońce, ledwie muskając stopami powierzchnię uśpionego świata. Potrafiło w mgnieniu oka przemierzać kontynenty i oceany. Futra na łożu poruszyły się nagle. Pisnął przeraźliwie. Odsunął się, potwornie zdenerwowany, ku wezgłowiu. Oczy wychodziły mu z orbit, serce łomotało jak szalone. Narzuty wypiętrzyły się, wielką masą sierści. A potem zaczęły rosnąć w bladym blasku świecy. Pokój stał się nagle placem zabaw dla ruchomych cieni. Światło zamigotało i zbladło. Futra wznosiły się na łożu coraz wyżej. Majaczyły nad nim niczym jakiś pokraczny megalit. I nagle w połowie ich wysokości rozbłysło dwoje żółtych ślepiów, jasnych i głodnych jak płomień podpalacza. Była tu. Przybyła. Padł na twarz w wilgotnej, lnianej pościeli, oddając cześć bestii. Była tu w pełni: czuł piżmową woń jej obecności i żar bijący od ogromnej postaci. Z jej pyska skapnęła kropla śliny i spadła mu na szyję z głośnym skwierczeniem, parząc go. Witaj, Himeńusie - odezwała się bestia. - Panie - wyszeptał nieszczęsny kapłan, bijąc pokłony w zbru-kanej pościeli. Me obawiaj się - uspokoiła go bezgłośnie. Odpowiedzią Hi-meriusa był nieartykułowany bulgot przerażenia. Już czas, przyjacielu - mówiła. - Spójrz na mnie. Usiądź i spójrz na mnie. Ogromna łapa, zakończona wyposażonymi w pazury palcami, niczym drwiące połączenie człowieka z bestią, dźwignęła go na kolana. Jej poduszki parzyły mu skórę nawet przez zimową, wełnianą nocną koszulę. Oblicze pokrytego zimową szatą wilka o uszach sterczących jak rogi nad potężną, porośniętą czarnym futrem czaszką, w której oczy o czarnych źrenicach płonęły niczym szafranowe lampy. Długa na stopę, zębata paszcza, z której skapywały srebrne strumyczki śliny. Czarne wargi unoszące się z drżeniem. A w zębach jakiś połyskliwy, karmazynowy kąsek. Jedz. 14 Himerius zalał się łzami. Jego umysłem zawładnęło przerażenie. - Błagam, panie - bełkotał. - Nie jestem gotowy. Nie jestem godny... Jedz. Łapy zacisnęły się na bicepsie duchownego i uniosły go. Łoże zatrzeszczało niepokojąco. Jego twarz znalazła się tuż obok gorących szczęk. Oddech bestii przyprawiał o mdłości. Cuchnął zgnilizną niczym gorący wiatr z dżungli. Wrota do innego, bezbożnego świata. Wziął w usta kawałek mięsa. Wilcze kły musnęły jego wargi w makabrycznym pocałunku. Przeżuł kąsek i go przełknął. Stłumił odruch wymiotny, gdy mięso przesuwało się w dół przełyku, jakby szukało ciemnej, krwawej drogi do jego serca. Dobrze. Bardzo dobrze. A teraz to drugie. - Nie, błagam! - łkał Himerius. Bestia przewróciła go na brzuch i zerwała mu nocną koszulę jednym, niedbałym ruchem łapy. Potem wilk wskoczył na niego, i straszliwy ciężar przygniótł Himeriusa, wyciskając mu powietrze z płuc. Czuł, że się dusi, i nie mógł nawet krzyknąć. Jestem sługą bożym. Panie, wspomóż mnie w tej chwili udręki. I nagle przeszył go straszliwy ból, gdy bestia weszła weń brutalnie jednym, przeszywającym ruchem. Potem jego umysł zaszedł mgłą. Bestia dyszała mu w ucho, skapująca z jej pyska ślina parzyła go w kark. Pazury orały jego barki, a futro było jak milion igieł wbijających się w plecy. Bestia zadrżała. Z jej gardła wyrwał się niski warkot spełnienia. Wyszła z niego, unosząc potężny zad z jego pośladków. Teraz naprawdę zostałeś jednym z nas. Otrzymałeś ode mnie cenny dar, Himeńusie. Jesteśmy braćmi w świetle księżyca. Czuł się rozerwany na strzępy. Nie był w stanie nawet unieść głowy. Nie było już dla niego modlitw, nie miał do kogo wznosić błagań. Z jego duszy wyrwano coś cennego, a puste miejsce zajęła ohyda. Wilk zanikał już, jego smród ulatniał się z sypialni. Himerius płakał gorzko w materac, a po nogach spływały mu strumyczki krwi. 15 - Panie - powiedział. - Dzięki ci, panie. Gdy wreszcie uniósł głowę, leżał sam w wielkim łożu, w komnacie nie było nikogo poza nim, a świst wiatru w pustych krużgankach na zewnątrz nasilał się, przechodząc w wycie. CZĘŚĆ PIERWSZA ŚRODEK ZIMY Duch, który nie wie, co to kapitulacja, który nie cofa się przed żadnym niebezpieczeństwem dlatego, że uzna je za zbyt srogie, jest duszą żołnierza. Robert Jackson Systematyczny przegląd formacji, dyscypliny i ekonomii armii. 1804 JEDEN Nic, co powiedziano Isolli, nie mogłoby jej przygotować na to, co zobaczyła. Rzecz jasna, krążyły szalone pogłoski, makabryczne opowieści o rzezi i zniszczeniu. Mimo to zaskoczyła ją skala tego wszystkiego. Stała po zawietrznej stronie pokładu rufowego karaki. Damy dworu zatrzymały się u jej boku, ciche jak sowy. Cały czas mieli stały wiatr północno-zachodni z lewej burty i żaglowiec mknął prosto przed siebie niczym jeleń uciekający przed ogarami, zostawiając po zawietrznej wysoką na dziesięć stóp falę dziobową, lśniącą licznymi tęczami w bladym blasku zimowego słońca. Choroba morska w ogóle nie dokuczała Isolli, co bardzo ją cieszyło. Minęło już wiele czasu, odkąd ostatnio była na morzu. Minęło wiele czasu, odkąd była gdziekolwiek. Niebezpieczny rejs przez Zatokę Fimbriańską sprawił jej mnóstwo radości po posępnych zimowych miesiącach spędzonych na dworze, który dopiero niedawno odzyskał równowagę po próbie uzurpacji