Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

10 czerwca garnizon ostatecznie przebił się na wschód. Do tego czasu Rommel wzmocnił atakujące siły oddziałami 15. Dywizji Pancernej i objął osobiste dowodzenie, podzieliwszy wojska szturmowe na trzy grupy; sam wiódł do boju jedną z nich, złożoną z trzech batalionów. Mimo wszystko musi to budzić zdziwienie. Do 1 czerwca Niemcy zapewnili sobie stałą komunikację z zachodnimi rejonami, a więc opanowanie Bir Hakeim nie odgrywało już tak wielkiego znaczenia. Naturalnie, fakt utrzymywania tego miejsca przez oddziały nieprzyjaciela krępował nieco Niemcom swobodę manewru, stanowiąc kolejny Dorn im Fleische [„cierń w boku”], jak to określali sztabowcy Rommla6. Na samym początku walk Bir Hakeim wydawało się wysuniętym daleko na południe elementem ugrupowania brytyjskiego, przez co Rommel zmuszony był do jego obejścia. Potem jednak sytuacja znacznie się zmieniła i poświęcenie przez Rommla całego tygodnia na zdobywanie tej placówki mogło wydawać się stratą cennego czasu. Niemniej jednak Rommel zdecydowany był nie pozostawiać Bir Hakeim w nieprzyjacielskich rękach; na postanowienie to wpłynęła też bez wątpienia przechwycona przez Niemców informacja, że w miejscowości znajdują się spore zapasy materiałów oraz wody, a Panzerarmee tego brakowało. 2 czerwca Rommel miał nadzieję, że załoga Bir Hakeim, dowodzona przez gen. Koeniga, poprosi o przyznanie jej warunków honorowej kapitulacji z gwarancją poszanowania praw kombatanckich (tu należy wyjaśnić, że Francja pozostawała formalnie w pokoju z Niemcami i uznanie Francuzów za jeńców wojennych wcale nie było takie oczywiste7). Niestety, czekał go zawód. Rommel wysłał więc (3 oraz 5 czerwca) żądania złożenia broni przez obrońców na honorowych warunkach, co jednak zostało odrzucone. Rommel w poważnym stopniu nie docenił determinacji obrońców Bir Hakeim i musiał 7 czerwca domagać się od Luftwaffe wzmożenia wysiłków w tym rejonie. W trakcie walk o Bir Hakeim lotnictwo obu stron poniosło znaczne straty - Niemcy stracili pięćdziesiąt osiem samolotów, a RAF siedemdziesiąt sześć maszyn. Von Waldau nie krył wściekłości. Dowiedział się, że Rommel skrytykował poczynania Luftwaffe i przesłał mu raport ze szczegółowym wyliczeniem wykonanych lotów i zestrzelonych maszyn, dodając od siebie, że to siły lądowe nie stanęły na wysokości zadania pomimo ogromnego poświęcenia, jakie okazali lotnicy. 9 czerwca zameldował Rommlowi, iż jego ludzie dokonali tysiąc trzydziestu tzw. samolotolotów (czterystu sześćdziesięciu bombowych i pięćset siedemdziesięciu myśliwsko-bombowych) nad Bir Hakeim. Z rozgoryczeniem zaproponował po jakimś czasie, by zgodność tych wyliczeń z rzeczywistością zbadał sąd wojskowy. Kesselring zdołał załagodzić spór. W każdym razie von Waldau okazał się równie nieustępliwy jak sam Rommel8. Alianci bronili tak długo Bir Hakeim, gdyż nalegał na to Auchinleck - Ritchie chciał ewakuować garnizon już kilka dni wcześniej. Ostatecznie Rommel zdobył miejscowość 10 czerwca, biorąc do niewoli około tysiąca żołnierzy przeciwnika. Dwa tysiące siedmiuset obrońców zdołało wyrwać się z okrążenia. Podczas gdy Rommel gromadził siły do zdobycia Bir Hakeim, Brytyjczycy zgromadzili wojska w pobliżu „czarciego kotła”. Atak nastąpił 5 czerwca i mimo poświęcenia obu stron nie przyniósł zasadniczej zmiany położenia. Panzerarmee odparła szturmy przeprowadzone przez nieprzyjaciela bez niezbędnej koordynacji i maestrii taktycznej. Jedna z kolumn brytyjskich uderzyła ze wschodu, inna od północy - ale w obu wypadkach ponownie popisali się celnością artylerzyści niemieccy obsługujący działa przeciwpancerne. Czołgi niemieckie pozostawały w rezerwie, dokonując jedynie groźnych wypadów. Raz jeszcze okazało się, że w armii brytyjskiej zawiodło współdziałanie różnych broni. Niemieckie działa przeciwpancerne łatwo mogły zostać unicestwione przez artylerię polową lub w trakcie nocnych szturmów piechoty. Niemieckie czołgi mogły być rozbite przez pociski brytyjskich armat przeciwpancernych i wcale nie przewyższały jakością alianckich wozów bojowych. Piechota w warunkach pustynnych mogła skutecznie spełniać swe zadania jedynie w nocy lub w miejscach ufortyfikowanych, gdzie prowadzenie walk manewro- wych było utrudnione. Na odkrytych obszarach, bez stałej linii frontu, ponosić musiała dotkliwe straty. Sprawiło to, iż boje pod El-Ghazalą charakteryzowały się rozlokowaniem oddziałów piechoty w pojedynczych umocnionych, wzmocnionych artylerią i zaopatrzonych w zapasy punktach oporu, które wy- glądały groźnie na mapach sztabowych, ale w rzeczywistości wpływały w ograniczonym stopniu na przebieg kampanii. Tak więc w tej sytuacji sprawą pierwszorzędnej wagi, niemalże gwarantującej sukcesy taktyczne, była kwestia przećwiczonego, sprawnego współdziałania wszystkich rodzajów broni, zwłaszcza podczas natarcia