Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Stara bez namysłu zaproponowała: – Zamieszkasz u mnie. Chętnie cię przyjmę. Potem, jak coś znajdziesz, to się wyprowadzisz. Nawet dobrze się składa, bo jak będziemy razem mieszkały, to sobie odpoczniesz... Drugi raz tego wieczora Zośka się wzruszyła. – Dobra z ciebie kobieta, Ciotko – powiedziała. – Bardzo ci dziękuję. – Iii, bzdury. – Stara była zadowolona z pochwały. – Co mi będziesz dziękować. To dla mnie przyjemność, że taki młody skowronek zamieszka ze starym grzybem. Chodźmy stąd, bo pewnie 113 jesteś prosto z podróży i potrzebujesz wypoczynku. Rozdział XXII – Zośka, Zośkaaa! – Mimi wrzeszczała z ulicy, aż się ludzie oglądali. Zośka skrzywiła się niechętnie. Od godziny stała w kolejce, żeby załatwić zakupy przed niedzielą i właśnie ekspedientka zapytała „co dla pani”, kiedy rozległo się wołanie. – Przepraszam, zaraz wrócę – powiedziała do ekspedientki. Wyszła z kolejki i zwróciła się niechętnie do koleżanki. – Tu jestem. Czego się drzesz? – Mimi była zapłakana i podniecona. Zośkę ogarnęły złe przeczucia. – Chodź prędko do domu – gorączkowo powiedziała Mimi. Zośka nie pytała o nic więcej. Wiedziała, że Mimi bez powodu nie robiłaby rabanu, była na to za bardzo nieśmiała. Machnęła więc ręką na kolejkę w sklepie i pobiegła. – Nieszczęście – wyrzuciła z siebie w biegu Mimi. – Okropne nieszczęście. – Ciotka? – Tak. Spadła ze schodów. W mieszkaniu były dwie sąsiadki i mała dziewczynka cała we łzach. Ciotka leżała już na łóżku. Zośka stanęła przy niej i położyła dłoń na czole starej. Było chłodne. Ciotka żyła jeszcze, lecz leżała z zamkniętymi oczyma, spokojna, nieruchoma. Zdawało się, że śpi i tylko kilka kropli krwi, które zatrzymały się w kąciku warg, świadczyło, że to nie jest zwykły sen. – Jak się to stało? – zapytała cicho Zośka. Dziewczyna głośno zaszlochała i wybiegła z pokoju, a jedna z sąsiadek wyjaśniła: – Wyszła z mieszkania i schodziła po schodach. Jak zwykle trzymała się poręczy. A tu akurat ta mała Jolka z czwartego piętra zjeżdżała na dół. Jak to dziecko, nie zejdzie normalnie, tylko musi jechać po poręczy. Ciotka jej nie zauważyła i mała uderzyła w nią. Spadła z półpiętra. Od razu straciła przytomność. – Trzeba wezwać pogotowie. 114 – Tak, Mimi pobiegła po panią, a my zadzwoniłyśmy... Zośka nie dopuszczała do siebie myśli, że Ciotce mogło się stać coś złego. Sądziła, że po prostu uderzyła się dość mocno, ale to jej przejdzie. Wycierała krew z jej warg, kiedy na dole rozległa się syrena pogotowia. Młody lekarz długo badał nieprzytomną. Kiedy wreszcie wyprostował się i spojrzał na Zośkę, ogarnął ją lęk. W jego wzroku wyczytała wyrok. – To niemożliwe – szepnęła – panie doktorze, niech pan ją ratuje. Przecież ona jeszcze żyje... – Pani jest jej córką? – Nie, ale jestem najbliższą znajomą. Ona nie ma nikogo. Niech pan mówi, co trzeba robić... – Nic. Obawiam się, że jej już nikt nie pomoże. – Zabierzcie ją do szpitala, ratujcie... – Będę zupełnie szczery – lekarz mówił z zawodowym spokojem. – Ta pani jeszcze żyje, ale to już agonia. Nie ma żadnego ratunku. A nam nie wolno zabierać do szpitala ludzi konających. My już nic więcej nie mamy do zrobienia. Przepraszam... Ale nawet po wyjściu lekarza Zośka nie wierzyła, że Ciotce nic już nie pomoże. Sąsiadki strwożone atmosferą śmierci wyniosły się po cichu i dziewczyna została sama z konającą. Usiadła przy łóżku i przez łzy patrzyła na spokojną, bladą twarz starej kobiety. Przez otwarte okno sączył się do pokoju łagodny zmierzch, wypełniony dobrze jej znanymi odgłosami portu. Lipy pod oknem pachniały mocno i odurzająco. Za ścianą radio nastawione zbyt głośno rozbrzmiewało jakąś melodią. „Skąd ja to znam? – pomyślała, jakby na świecie nie istniało nic ważniejszego nad tę melodię. – Jak ślicznie gra... to na trąbce... och, skąd ja to znam?...” Konająca zacharczała i poruszyła się niespokojnie. Zośce wydało się, że słyszy jakieś słowa. – Ciotko, mówisz coś? Głośniej, nie słyszę. – Przysunęła głowę do twarzy leżącej na łóżku. Tamta rzeczywiście mówiła: – Otwórz okno... duszno mi... daj pić... Dziewczyna podała szklankę wody, ale Ciotka nie mogła unieść głowy. Zośka pomogła jej, przytknęła szklankę do sinych warg