Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - Więc zamknij mordę i słuchaj. Kurier z forsą jest już w drodze. Jutro będziew Zurychuo 16.25. Potem pojedzie taksówką do hotelu Baur-en-Ville. Melina Menckena, zgadza się? - Nie chcę, żeby Mencken brał udział... - Zamknij gębę. Kazałem ci słuchać. Dobra? Doskonale. Ty załatwisz sprawę. Kurier nazywa się Louis Sheen. Zrozumiałeś? Będzie miał brązową walizkę. Kiedy przyjedzie do tego Baur o 17.30 czasu zuryskiego, pójdzie wprost do recepcji i bardzo głośno poda swoje nazwisko, pytając o rezerwa- cję, której oczywiście nie będą mieli. Natychmiast się z nim skontaktujesz używając hasła: „pomnik Lincolna". Zrozumiałeś? Następnie zabierzesz go w bezpieczne miejsce i poczekasz na instrukcje od gnojka, który do mnie dzwonił. - Nie mam zamiaru pokazywać swojej twarzy... - To twój problem. Gnojek, żądający forsy, podał trzy możliwe miejsca wymiany. Zanotuj je - przeliterujępo kolei... W porządku? Coś jeszcze - Sheen 180 ma przykutą walizkę do przegubu. Pozostanie tak, dopóki nie spotkacie skur- wiela, który będzie ją miał odebrać. Walizka ma zamek szyfrowy. Tylko Sheen zna kombinację potrzebną do jej otwarcia. Gdy ktoś spróbuje dostać się do pieniędzy w jakiś inny sposób, wybuchnie umieszczony wewnątrz mały ładu- nek termitu, niszcząc całą zawartość walizki. - Powinienem znać otwieraj ącą kombinacj ę - zażądał Norton. - Przy tak dużej sumie? Norton, chyba sobie żartujesz. Jeszcze jedno - za- bijesz faceta, który przyjdzie odebrać forsę... Dzwoniący z Zurychu Norton był ogromnie zdziwiony, gdy połączenie zo- stało przerwane. Nigdy by nie pomyślał, że March mógłby zaprojektować aż tak sprytną pułapkę j ak ładunek termitu. W hotelu Schweizerhof, po zakończeniu rozmowy z Paulą, Tweed przygoto- wywał się do wyjścia na spotkanie z Jennie Blade. Poprosił Newmana, by zatele- fonował do Zuricher Kredit Bank i upewnił się, czy Walter Amberg wciąż prze- bywa w Bazylei. Newman rozpoznał głos dziewczyny, atrakcyjna sekretarka, która zaprowa- dziła ich do gabinetu bankiera, kiedy byli u niego. - Mówi Bob Newman, towarzyszyłem panu Tweedowi w odwiedzinach u pani szefa... - Doskonale pana pamiętam, panie Newman. Jak się pan miewa? W czym mogę panu pomóc? - zapytała. - Właściwie chciałem j edynie sprawdzić, czy pan Amberg wciąż j est w ba- zylejskiej filii waszego banku i czy będzie tam również jutro. - Och, z całą pewnością. Zostanie w Bazylei jeszcze przez kilka dni. Jest pan już drugą osobą, która w ciągu ostatniej godziny zadaje to samo pytanie. - Kto jeszcze o to pytał, jeśli wolno mi spytać? - Ależ oczywiście, panie Newman. Nie podał nazwiska. Jestem tu nowa i nie znam jeszcze wszystkich klientów. Dzwoniący mężczyzna miał szorstki, ochry- pły głos. Nie był zbyt grzeczny. - To się często zdarza. Jestem pani niezmiernie wdzięczny. Dziękuję bardzo. Newman, zastanawiając się, kim może być mężczyzna o ochrypłym głosie, postanowił, że musi powiedzieć o wszystkim Tweedowi. Newman siedział przy słabo oświetlonym barze, pijąc białe wino. Przypo- minał sobie długie przesłuchanie, które miało miejsce po przybyciu Becka do biura Theo Strebla. - Jak wiesz, niełatwo mnie zszokować - powiedział szef policji do Tweeda, kiedy obejrzał ciało Strebla. - Theo, zanim odszedł z policji, by założyć własny interes - w ten sposób również można zarabiać pieniądze - rozwiązał skompli- kowaną sprawę dotyczącą morderstwa, której ja nie mogłem rozgryźć. Był wiel- kim detektywem i jego śmierć jest naprawdę ogromną stratą. 181 Beck starał się mówić cicho. Biuro pełne było specjalistów od kryminalistyki. Lekarz policyjny właśnie wyszedł, stwierdziwszy oficjalnie zgon Strebla. Następnie wszyscy pospieszyli do mieszkania Klary. Newman towarzyszył im i nie zawiódł się licząc, że wścibska staruszka wystawi przez drzwi swój gar- baty nos. - Czy coś się stało na górze? - spytała. - Proszę zostać w swoim mieszkaniu - nakazał Beck - będę chciał z panią później porozmawiać. - A pan myśli, że kim jest, żeby mi rozkazywać? - Policja - Beck wylegitymował się. - Powiedziałem, proszę nie opusz- czać mieszkania, dopóki do pani nie przyjdę... - Miejscowa ciekawska - mruknął Beck, wchodząc na górę. - W każdym domu jest przynajmniej jedna... Lekarz odwiedził mieszkanie Klary, jeszcze zanim poszedł do Strebla. Przy zamkniętych drzwiach stał umundurowany policjant, który zasalutował prze- chodzącemu Beckowi, po czym otworzył, wpuszczając ich do środka. Beck spojrzał na uduszoną za pomocą struny kobietę. Wydął usta i odwrócił się w stronę Tweeda. - Teraz rozumiem, dlaczego doktor powiedział, że jest tu niezbyt przyjem- nie. Nie słyszałem, żeby wypowiedział kiedyś podobny komentarz, a wiem, że widywał już wszystko. Komendant policji oparł się o ścianę, złożył ręce i popatrzył na Tweeda, a na- stępnie na Newmana. - Wczoraj na Bahnhofstrasse miała miejsce prawdziwa krwawa łaźnia. Czy- taliście gazety? Nie? No więc donoszą o kalece na akumulatorowym wózku in- walidzkim, który wysadził się w powietrze granatem. Mniej więcej w tym sa- mym czasie zastrzelono Amerykanina trzymającego w ręku pistolet maszynowy. Czy przez przypadek nie wiecie czegoś o obu wydarzeniach? Tweed opowiadał o tym, co się stało i jak usiłował wyśledzić mordercę. Beck tylko kilkakrotnie skinął głową, powstrzymując się od komentarzy. Wreszcie Tweed zakończył: - Żałuję, że nie skontaktowałem się z tobą wcześniej. - Ja też żałuję, do cholery. Lubię wiedzieć, jak to u was mówią, co się dzieje na moim terenie. A mój teren to cała Szwajcaria- więc również Zu- rych. - Przeprosiłem cię - powiedział cicho Tweed. - Czy wiesz już coś kon- kretnego na temat morderstw Klary i Theo Strebla? - Przyjechałem tu dopiero przed chwilą - odparł Beck. - Czy chcesz przez to powiedzieć, że masz jakieś podejrzenia dotyczące tożsamości mordercy? - Fragmenty ogromnej, międzynarodowej łamigłówki - począwszy od Wa- szyngtonu, poprzez Kornwalię, a skończywszy tutaj - zaczynająukładać siew ca- łość. Upłynie jeszcze dużo czasu, zanim uzyskam przejrzysty obraz sytuacji, ale powoli zbliżam się do tego. Byłbym wdzięczny, gdybyś zechciał nadal ze mną współpracować. 182 - Ależ nie ma sprawy. Czy zamierzasz kontynuować śledztwo w Zurychu? - Już nie. Jutro wyj eżdżamy do Bazylei. - Czy mogę spytać dlaczego? - Właśnie spytałeś - odrzekł Tweed z przekorą. - Poinformowano mnie, że pojechał tam Walter Amberg