Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Wnoszę, że jesteśmy bliskimi krewnymi, a zatem posądzenie było obelgą, która musi być rozstrzygnięta na placu. Jeśli pan tego nie żądał, daruje pan, ale wątpię o pana pochodzeniu; a jeśli oni panu odmówili, mam ich za chamów. Przepraszam, że tak śmiało mówię, ale jeśli pan jesteś synem Stanisława Kalinowskiego, mego stryja, jako starszy w rodzinie, mam prawo. — I ja nie wiem, czy mój ojciec był pańskim stryjem, ale był człowiekiem honoru i to mi po sobie w spuściźnie zostawił. Ale oprócz nazwiska i czci zostawił mi też matkę starą. Jesteśmy ubodzy. Moim pierwszym obowiązkiem jest zapewnić jej byt i starość spokojną. Gdy to uczynię, będę dopiero w prawie życie stracić. — Tak! Ta racja usprawiedliwia zwłokę — zdecydował po namyśle Kalinowski. — Teraz niechże pan dalej opowie, skąd pan do Mniszewa? — Po odejściu z Kuhacza poprzysiągłem, że oficjalistą więcej nie będę. Że zaś rolnictwo jest moim fachem, a miałem w tych stronach kolegę z Dublan, Sochowicza, który mi stręczył dzierżawy, tu do niego ruszyłem, osadziwszy tymczasem matkę w Lubni. Sochowicza już nie znalazłem, a po drodze się dowiedziałem, że Mniszew jest na sprzedaż, więc aż tu przybyłem. — A jeśli pan Mniszewa nie kupi? — To kupię bodaj kolonię. Bylebym w ziemię wrósł, już się zakorzenię i dorosnę do swego społecznego poziomu. Wolniej może, mozolniej, ale dorosnę, bom to sobie postanowił. Wolę Mniszew, bo trud większy! Podniósł głowę i spojrzał za okno w świat. Miał na ustach taki półuśmiech, mieszaninę zuchwalstwa, pogardy i pewności triumfu, jaki Grecy bogom rzeźbili na obliczu. W tej chwili nawet nie dbał, czy Mniszew dostanie, tylko miał w piersi przeświadczenie, że dojdzie, gdzie postanowił. Lasocie widocznie zaimponował siłą. Adam Kalinowski pokręcił głową i pomyślał: Ha, ten by dopiero na swej klaczy przeszkody brał! A on uniesiony, mimo woli mówił: — Całe życie byłem w poniewierce. Co wart mój honor, cnota, praca, zdolności? Skończyłem karierę posądzony o złodziejstwo, ja, syn, wnuk magnatów. Spędziłem młodość tak samotny, tak obcy, jakbym żył wśród Patagończyków. Klasy, do której mnie wliczono, ani moja siła podnieść, ani chcę do niej zstąpić. Mógłbym w świat iść, wywalczyć sobie karierę i byt, ale zbiegiem bym się czuł odstępcą ojcowskich zasad. Tedy mam jedną drogę: tu się wzbić na to samo stanowisko, skąd mnie zepchnięto. Ano, to się wybiję! Tu Lasota wstał i rzekł: — Więc Mniszew pana i szczęść Boże! Adam Kalinowski aż podskoczył zdziwiony. — Jak to? — A tak! Sprzedaję panu Kalinowskiemu Mniszew za dwadzieścia cztery tysiące, płatne za lat dwa, bez procentu. A po dwóch latach, w razie nieszczęścia, zapłaci mi pan pięć procent od tej sumy jeszcze przez dwa lata. Aleksander się zerwał i z ogniem na twarzy przystąpił do niego. — Dziękuję i nie zapomnę tego panu do śmierci — rzekł nisko głowę chyląc. Lasota, wzruszony, wyciągnął do niego rękę, ale Aleksander swojej nie podał. — Podam panu prawicę, gdy honor mój oczyszczę. Dotychczas jeszczem panom nierówny! — Służę panu za sekundanta w tej potrzebie! Adam Kalinowski nie poznawał Lasoty. Czy się upił? Siedział milczący i ogryzał paznokcie rozważając, jak też on ma w tej sprawie postąpić. Uznać i przyjąć tego krewnego, czy go ignorować? Mógł być oszust lub szubrawiec, który właśnie na to pokrewieństwo liczył i chciał z niego korzystać, a oczy zamydlał dumą i frazesami. On już znał takich krewnych, pieczeniarzy i fałszywych poczciwców; jako bogacz był skubany bezustannie i był nauczony podejrzliwości. — Ale ten ostatni wcale do niego się nie zwracał ani podniósł kwestif pokrewieństwa. To go znowu gniewało prawie, bo czuł, że i on „względem niego nie był correct*, a nie chciał być zanadto uprzedzającym. — Zdaje mi się, żem gdzieś widział jakiegoś Wojewódzkiego — rzekł. — Czy nie ma on też koni? — Może być — odparł Alaksander. — Gdym tu wyjeżdżał, mówiono w okolicy, że młody zakłada stajnię wyścigową. — Ano, to ten. Konia kują, żaba nogę nadstawia. Takim się zdaje, że fundusz zrobią, nie mając o interesie pojęcia. No, kiedyście panowie załatwili jeden interes, może byśmy jeszcze drugi zrobili. Cóż pan myśli sobie ze swą klaczą? — Myślę na niej jeździć