Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Perspektywa ucieczki przedstawiała się blado, a postawa wszystkich czterech panów wyglądała całkowicie jednoznacznie. Zostało mi to objawione przy śniadaniu. Rozczochrany zrezygnował z zabiegów dyplomatycznych i powiedział wprost: - Chere mademoiselle, stała się pani jedyną posiadaczką najważniejszej dla nas wiadomości. Jest pani kobietą inteligentną i zdaje pani sobie sprawę, że tę wiadomość musimy od pani uzyskać. Nie będę przed panią ukrywał, że owa wiadomość oznacza pieniądze. Bardzo duże pieniądze. Sama pani widzi, że nie żyjemy w nędzy, ale to, co pani widzi, to jest nic w porównaniu z tym, co możemy mieć dzięki ukrywanej przez panią informacji. Jesteśmy ludźmi łagodnymi, nie chcemy stosować przymusu, zwłaszcza że przymus mógłby istotnie zachwiać pani pamięcią, jesteśmy nawet skłonni dopuścić panią do udziału w naszych interesach... To jest kwestia do omówienia. Ale niestety nie rządzimy tu sami. Mamy szefa. Szef wkrótce przybędzie. Jeżeli przekaże nam pani słowa naszego świętej pamięci przyjaciela przed przybyciem szefa, zostanie pani bardzo poważnie wynagrodzona i odwieziona do Europy. Jeżeli zetknie się pani z szefem, nie wyjdzie pani stąd nigdy. Więc jak pani woli... Jego wypowiedź miała swój sens i może zaczęłabym się nad nią zastanawiać, gdyby nie wspomnienie słów podsłuchanych w samolocie. To wszystko wyglądało jakoś dziwnie i za dużą forsę było widać dookoła, żeby nie zalatywało jakimś piramidalnym szwindlem. Wszyscy czterej patrzyli na mnie pozornie spokojnie, ale dawało się w nich wyczuć olbrzymie napięcie. Dusza kazała mi nie wierzyć. Dopóki nie powtórzę im owego szyfru, dopóty mogę być pewna życia. Powiedzieć zdążę zawsze. Jeśli zaś już powiem, to rzecz stanie się nieodwracalna, nie cofnę tego. I po jakiego diabła mieliby się ze mną użerać, jeśli stanę się im niepotrzebna? - Rozumiem - odparłam w niejakim zamyśleniu. - Ale ja rzeczywiście nie wszystko pamiętam i mam wrażenie, że coś przekręcam. W pierwszej chwili nie pamiętałam nic, stopniowo to jakoś odtworzyłam, ale trochę mi się myli. Wcale nie żartuję, mówiąc, że przydałby mi się jakiś lokal z podobną atmosferą jak tam... - Zorganizujemy to - obiecał zimno rozczochrany. - Możemy spróbować nawet już dzisiaj... Nie byłam pewna, czy mi wierzą. Udawali, że tak. Ja też udawałam, że im wierzę, i miałam tylko nadzieję, że nie są pewni, czy udaję. Peruka grzała mnie potwornie, więc przed pójściem na basen umyłam głowę, ryzykując przy tym resztę życia, bo wybrałam sobie na oko jeden z szamponów, stojących w łazience, nie wiadomo było, co to jest, i mogłam od tego kompletnie wyłysieć. Zakręcić włosów nie miałam na co i siedziałam na tej bule w charakterze przylizanej Goplany, tym się tylko różniąc, że z pewnością Goplana dysponowała bujniejszymi splotami. Obok helikopterów, w porcie na dole i w ogóle wszędzie stwierdziłam obecność ponurych, czarnych bandziorów w wielkich kapeluszach. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Nie czynili mi też żadnych wstrętów i interesowali się mną tylko o tyle, że od chwili pojawienia się aż do zniknięcia z ich pola widzenia nie spuszczali ze mnie oka. Ani jachtu, ani helikoptera nie zdołałabym ukraść, nie mówiąc już o tym, że nie mam zielonego pojęcia o pilotowaniu. Ucieczka na piechotę wydawała mi się w panującym upale absolutnie odstręczająca. Miałam nadzieję na jakiś samochód, ale nigdzie nie znalazłam ani śladu pojazdu, jeżdżącego zwyczajnie po ziemi, wszystko albo na wodzie, albo w powietrzu. Gdybyż chociaż rower... Według mapy droga powinna prowadzić w dół, zjechałabym na rowerze bez trudu... Gorąco było okropnie, więc postanowiłam się wykąpać. Włożyłam czepek na wysuszone już włosy i ruszyłam do baseniku. Nawet mi do głowy nie przyszło, że ten krok ku wodzie jest równocześnie krokiem ku wolności! Przez całe życie miałam rozpaczliwe kłopoty z włosami. Czyniłam z nimi dziwne sztuki bez żadnego rezultatu, ciągle wyglądałam jak koczkodan albo jak wyłysiała wiewiórka i ustawiczne pilnowanie głowy, zwłaszcza w zetknięciu z wodą, weszło mi w nałóg. Po dobrym szamponie odrażające kłaki wyglądały jeszcze jako tako przynajmniej przez dwa dni i czasem nawet mogłam sobie zrobić coś w rodzaju uczesania. Zamoczenie głowy w jakiejkolwiek rzeczce, stawie, jeziorku, nie mówiąc już o słonym morzu, niweczyło wszelkie moje wysiłki