Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Ja sam podpisuję się pod nią z całego serca. Senat potrzebuje dokładnego oczyszczenia! Papcio jednak narobi sobie groźnych wrogów, co samo w sobie jest ironią losu, przecież on zawsze był pokojowego usposobienia. – Lucjusz się roześmiał. – Podobno kiedy za młodu był zarządcą Grecji, zwołał wszystkich wiecznie skłóconych ateńskich filozofów i dosłownie błagał, aby uzgodnili jakieś stanowisko w sprawie natury wszechświata! Powiadał, jeśli nie możemy mieć harmonii w niebiesiech, to jakże nam liczyć na zgodę na ziemi? O mało się nie zakrztusiłem winem, tak udanie Lucjusz parodiował cienki głos Geliusza. – W takim razie zwykli obywatele nie muszą się specjalnie obawiać cenzorów – zauważyłem. – O, czarny znaczek cenzora każdemu może porządnie zaszkodzić. Odbiera mu prawo do głosowania, unieważnia kontrakty państwowe, a nawet może prowadzić do utraty licencji na prowadzenie sklepu czy tawerny. Krótko mówiąc, jeżeli podpadniesz cenzorom, możesz zbankrutować i popaść w ubóstwo. A jeżeli któryś z nich naprawdę zechce komuś zaszkodzić, może go wezwać przed specjalną komisję senacką, która będzie go sądzić za postępowanie niegodne obywatela. Kiedy takie dochodzenie raz się zacznie, nigdy się nie kończy. Sama myśl o czymś takim może najuczciwszego człowieka przyprawić o atak serca. O, tak, urząd cenzora daje wielką władzę. Dlatego właśnie powinni go piastować ludzie o nieskazitelnym charakterze, nie zbrukani najmniejszym skandalem... jak Papcio. – Lucjusz Klaudiusz nagle zmarszczył brwi. – Co prawda i o nim zaczęła krążyć pewna plotka. Słyszałem ją akurat dzisiaj po południu. Jest tak bezsensowna, że od razu o niej zapomniałem. Dopiero teraz, kiedy zeszliśmy na temat cenzorów... – Jaka to pogłoska? – Najpewniej kłamliwa... złośliwe pomówienie puszczone w obieg przez jednego z wrogów Papcia... – Pomówienie? – Och, jakiś nonsens. Niby że jego syn Lucjusz chciał go otruć... i to za pomocą ciastka. Uwierzyłbyś w coś podobnego? Uniosłem brwi, starając się zrobić zdumioną minę. – Ale takie historie zawsze się pojawiają, kiedy starszy mężczyzna żeni się z kobietą, która mogłaby być jego córką, a przy tym jest piękna. Ma na imię Palla. Jest na bardzo dobrej stopie z pasierbem, też Lucjuszem. Widuje się ich oboje bez Papcia, to na wyścigach, to w teatrze, jak się śmieją, żartują i dobrze się bawią... i co z tego? Ale zaraz rodzą się te zjadliwe plotki. Lucjusz miałby knuć zamach na życie ojca, by poślubić macochę... o, to byłby dopiero skandal! Jestem pewien, że znajdą się tacy, którzy zechcą w to uwierzyć, bo nic by im nie sprawiło większej przyjemności niż widok Papcia ściągniętego z piedestału i unurzanego w błocie tak samo jak oni. Próba otrucia Poplicoli nastąpiła zaledwie dzisiejszego popołudnia – a mimo to Lucjusz Klaudiusz już o niej wie? Jak to się mogło tak szybko rozejść? Kto rozpuścił tę pogłoskę? Z pewnością nie syn cenzora, jeśli rzeczywiście miał taki niecny zamiar. A jeśli jest niewinny? Kto wie, czy nie został oszukany i wykorzystany przez nieprzyjaciół ojca, którzy podrzucili mu zatrute ciasto, a potem przedwcześnie rozsiali plotkę? A może to wszystko ma znacznie prostsze wyjaśnienie? Jeżeli odźwierny Geliusza wcale nie jest tak małomówny, jak go oceniłem na podstawie półsłówek, jakimi odpowiadał na moje pytania, i powiedział o zatrutym ciastku któremuś niewolnikowi z kuchni, ten podał dalej do znajomego służącego w innym domu, a ten pospieszył z nowinką do pana... Starałem się zachować obojętny wyraz twarzy, ale Lucjusz Klaudiusz zorientował się, że w mojej głowie myśli gonią się jedna przez drugą. Popatrzył na mnie spod oka. – Gordianusie, co ty knujesz? Jak to się w ogóle stało, że zaczęliśmy rozmawiać o Poplicoli? Wiadomo ci coś na temat tej pogłoski? Usiłowałem naprędce wymyślić jakiś sposób, by dochować przysięgi złożonej cenzorowi, a zarazem nie okłamywać przyjaciela, ale na szczęście z opresji wybawiło mnie pojawienie się jego ukochanego Moma. Mały terier maltański wpadł do pokoju jak śnieżna kula; ostatnio zrobił się równie pulchny jak jego pan. Psina przypadła do jego nóg, łasząc się i poszczekując, zbyt ciężka, by wskoczyć na sofę. Lucjusz przywołał niewolnika, który podniósł psa i posadził mu go na kolanach. – Mój kochany, słodki Momciu... – zaszczebiotał mój druh, ku mej uldze zapominając w jednej chwili o Poplicoli. Gorzki migdał to trudno dostępna trucizna. Mówiono mi, że wypreparowuje się ją z pestek zwykłych owoców, ale jest tak groźna – może spowodować śmierć nawet przez kontakt ze skórą lub wdychanie jej oparów – że większość handlarzy potajemnie parających się takimi rzeczami nie chce mieć z nią w ogóle do czynienia. Amatorom, którzy też nie trafiają się często, proponuje się zwykle inne, „równie dobre” specyfiki, choć mało która trucizna może się równać z gorzkim migdałem. W moim zawodzie miewa się kontakty z najróżniejszymi ludźmi – od stojących na najwyższych szczeblach społecznej hierarchii, jak Poplicola, do najgorszych szumowin, jak pewien dostawca podejrzanych substancji o imieniu Kwintus Fugaks. Twierdził on, że jest uodporniony na wszelkie znane rodzaje trucizn, a czasem nawet się przechwalał, że wypróbowuje na sobie nowe, aby się przekonać, czy go zemdlą. To prawda, że dotąd żadna trucizna go nie zabiła, ale palce obu dłoni miał trwale poczerniałe, drgał mu bez przerwy kącik ust, na skórze widać było dziwne bąble i czyraki, głowa świeciła plackami łysiny, a lewe oko miał zasnute odrażającą żółtą błoną