Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wyglądasz, jakbyś spędził cały dzień na ławce w parku. Kwadrans później siedzieli w jadalni, a Mathieu, poruszając się sztywno i bezszelestnie w niedopasowanym fraku, podawał im gorące dania. Było to jedno z najpiękniejszych pomieszczeń w domu, z dębowym wystrojem importowanym z Europy i długim polerowanym stołem jadalnym Chippendale, który odbijał migotliwe światło świec i jasne owale ich twarzy. Lorie wyglądała promiennie, popijała wino i uśmiechała się do niego z taką miłością, iż nagle poczuł, że znów nie jest w stanie się jej oprzeć. Kimkolwiek była, jakiekolwiek były jej korzenie, miał niewątpliwie do czynienia z najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkał i, być może, liczyło się jedynie to. - No i cóż, Gene, czy jest coś, o czym chciałbyś porozmawiać? - spytała pani Semple, gdy skończyła zupę. Odnośnie dzisiejszego dnia? - Oczywiście. - Czy to nie... Pani Semple uniosła swą elegancką dłoń o długich paznokciach. - W tej rodzinie, Gene, dyskutujemy o wszystkim otwarcie i bez skrępowania. Nauczył nas tego mój drogi, zmarły mąż. Mówił, iż jest wystarczająco dużo sekretów między wrogami, więc po co mnożyć je jeszcze między przyjaciółmi. - No cóż - stwierdził Gene z zakłopotaniem, ocierając usta - będzie mi nieco trudno to wyjaśnić. Chodzi po prostu o to, że fizycznie nie byłem zupełnie przygotowany na Lorie. To znaczy, ona nie jest taka sama, jak większość dziewcząt, które znam. - Rozumiem - odparła pani Semple ciepło. - Więc wyrwałeś się na dzień, żeby, jak to powiedzieć, przeorientować się? - W pewnym sensie. - Czy jesteś już przekonany? Czy może wciąż nie potrafisz podjąć decyzji? - Rozmawiałem z psychologiem, którego poznaliśmy. Słyszała pani, tym z przyjęcia u Waltera Farlowe'a. Powiedział, że jeśli naprawdę cię kocham, Lorie, to będę w stanie zaakceptować cię taką, jaka jesteś. Cóż, to dobry człowiek i myślę, że mu ufam. A przede wszystkim zdaję sobie sprawę z tego, że cię kocham. - Och, Gene - wyszeptała Lorie. Pani Semple zadzwoniłaby podano kolejne danie. - Bardzo się cieszę, że to mówisz, Gene - powiedziała z satysfakcją. - A teraz spróbuj tego świeżego, kanadyjskiego łososia. Jest wyborny. Obudził się w nocy z dziwnym uczuciem, że ktoś mruczy mu do ucha. Otworzył oczy, obrócił się i zobaczył, że Lorie śpi z włosami rozsypanymi na poduszce, mamrocząc coś przez sen. Przysunął się, by dosłyszeć, co mówiła, ale nie były to słowa. Oddychała, wydając charakterystyczny niski dźwięk, jakby była przeziębiona. Spojrzał na zegarek. Była druga i panowała absolutna ciemność. Wytężył wzrok, rozejrzał się po pokoju, lecz nie mógł dostrzec zbyt wiele. Ułożył się powtórnie. Nagle Lorie zaczęła się wiercić i trząść. Oddychała gwałtowniej i szamotała się z pościelą, jakby próbowała coś z siebie zrzucić. Warczała i kłapała zębami jak dzikie zwierzę, lecz równocześnie wydawała się walczyć sama z sobą. Gene włączył lampkę przy łóżku. Dziewczyna nadal miała zamknięte oczy; rzucała się na łóżku, szarpiąc swą nocną koszulę i drapiąc prześcieradło. Krzyczała i wyła chropawym, niskim głosem. - Lorie! - krzyknął. Lorie, na miłość boską! Próbował złapać ją za ramię, lecz wywinęła się i zadrapała mu policzek paznokciami drugiej ręki. Czuł rozdrapywaną skórę i gdy dotknął twarzy prześcieradłem, poplamił je krwią. - Podrapałaś mnie! - wrzasnął. Rozdrażniony i przestraszony uderzył ją w policzek tak mocno, że zabolała go własna dłoń. Lorie jeszcze raz drgnęła, a potem zamarła z rozognionym od uderzenia policzkiem, sapiąc jak po długim biegu. - Lorie - wysyczał - co się, u diabła, dzieje? Lorie, powiedz coś! Leżała jeszcze przez parę minut, oddychała głęboko i nie reagowała, lecz później z wolna odwróciła głowę i spojrzała na niego. Zwężone źrenice jej zielonych oczu wyglądały zimno i okrutnie; przypomniał sobie zwierzęce ślepia obserwujące go, gdy spał po pogryzieniu przez psy. - Lorie? - spytał. - Lorie, czy to ty? Nadal wpatrzona w niego, powoli wyszczerzyła zęby w szerokim, okrutnym warknięciu. Były żółte, zakrzywione i ostre. Uniosła się na rękach i zaczęła pełznąć ku niemu po łóżku. Przez paraliżujący moment pomyślał, że nie będzie w stanie się ruszyć, lecz gdy znalazła się bliżej, ześlizgnął się z łóżka i podbiegł do drzwi sypialni