Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ścianki działowe wykonano z nie heblowanych dębowych desek, połączonych wielkimi, topornymi, żelaznymi gwoźdźmi. Podłogę stanowiła ubita ziemia. Liczne błotniste kałuże przesycały powietrze wilgocią. - Może lepiej zaczekam na schodach - powiedziała Joanna, rozejrzawszy się po słabo oświetlonym lochu, lecz Deborah, mimo wysokich obcasów, śmiało ruszyła naprzód. Obawiała się, że Spencer, w swoim zamroczeniu, nie poradzi sobie, i istotnie przy paru okazjach musiała go podeprzeć, by nie upadł. Piwniczka z winem okazała się jednym z wielu boksów, którego surowe, nie wykończone drzwi zabezpieczone były potężną, starą kłódką. Spencer wydobył z kieszeni marynarki klucz wielkości kciuka i odblokował skobel. W środku znajdowało się pół tuzina skrzynek z winem, upchniętych na chybił trafił na prowizorycznych półkach. Spencer nie zastanawiał się długo. Otworzył pierwszą z brzegu skrzynkę i wyciągnął z niej trzy butelki. - To nam wystarczy - oświadczył. Nie kłopotał się ponownym nakładaniem kłódki i chwiejnym krokiem ruszył z powrotem ku schodom, ściskając butelki pod pachą. - Moje buty od Fayvy zostały zrujnowane - żartobliwie poskarżyła się przyjaciółce Deborah, gdy wspinali się znów na górę. W kuchni Spencer wyciągnął korkociąg i otworzył wszystkie trzy butelki. Był to kalifornijski cabernet. Doktor wyszukał w kredensie trzy szerokie kieliszki, a Deborah zaproponowała, że je weźmie. Wrócili do salonu. Spencer zajął miejsce pośrodku kanapy i gestem zaprosił dziewczyny, by usiadły po obu stronach. Rozlał wino i podał im kieliszki. - Niezłe. Zupełnie niezłe - stwierdził, upiwszy łyk. - No więc, od czego zaczynamy? - Roześmiał się krótko. - Jestem zielony, jeśli chodzi o te zabawy we troje. - Myślę, że powinniśmy zacząć od wina - odparła Deborah. - Noc jest jeszcze młoda. - Wypiję za to - powiedziała Joanna, unosząc kieliszek. Pozostali poszli w jej ślady. I znów dziewczyny zdołały skłonić Spencera do mówienia, tym razem zagadnąwszy go od niechcenia o dzieciństwo. To proste pytanie wyzwoliło długi monolog w stylu Horatio Algera*[*Horatio Alger (1832-1899) - pastor i pisarz amerykański, twórca powieści propagujących typ ubogiego młodego bohatera, który dzięki cnotliwemu życiu i pracowitości osiąga bogactwo i wysoką pozycję społeczną (przyp. tłum.).]. Snując swą opowieść, doktor szczodrze raczył się winem. Podobnie jak w restauracji, zdawał się nie zwracać uwagi na to, że dziewczyny niemal w ogóle nie piły. Kiedy osuszono już półtorej butelki, a młodzieńcze dzieje Spencera zostały doprowadzone do etapu college’u, Deborah przerwała mu, by zapytać Joannę, czy może porozmawiać z nią przez chwilę. Joanna zgodziła się i dziewczyny odeszły na bok. Błękitne oczy doktora śledziły je z wielkim zainteresowaniem i nadzieją. - Masz jakieś propozycje? - zapytała półgłosem Deborah. Była pewna, że przy grającej wciąż muzyce Spencer nie ma szans nic usłyszeć. - Ten facet wchłania alkohol jak gąbka. Jeśli nie liczyć oczu i policzków, wino zupełnie na niego nie działa. - Nic mi nie przychodzi do głowy. Chyba że... - Chyba że co? - zapytała Deborah. Zaczynała wpadać w desperację. Dochodziła dziewiąta i dziewczyna chciała już iść spać. Była wyczerpana, a nazajutrz czekał je ciężki dzień. - Poproś go, żeby przebrał się w coś wygodniejszego, jakąś jedwabną pidżamę czy co tam ma. To stary chwyt, ale może wypali, a skutek będzie taki, że jego spodnie i portfel zostaną w sypialni, gdzie będę mogła się do nich dostać. - Co znaczy, że będę musiała zająć się nim, kiedy nie będzie miał spodni - jęknęła Deborah. - Czy muszę ci przypominać, że to wszystko był twój pomysł? - wypaliła Joanna. - Dobrze już, dobrze - mruknęła pojednawczo Deborah. - Uspokój się! Ale jeśli zacznę krzyczeć, lepiej wal na dół jak najprędzej. Gdy dziewczyny wróciły, Spencer wyczekująco uniósł ku nim wzrok. Deborah wypróbowała tekst, który podsunęła Joanna. Odpowiedzią doktora był lubieżny uśmiech. Spencer skinął głową i zaczął niezdarnie gramolić się z kanapy. Dziewczyny natychmiast rzuciły się na pomoc. - Wszystko w porządku - zaprotestował. Podniósł się o własnych siłach i przez chwilę chwiał się w miejscu, wreszcie wziął głęboki oddech, wbił spojrzenie w schody i ruszył naprzód. Dziewczyny przyglądały się, jak zatacza się bezwładnie przez salon, jak gdyby nie bardzo zdawał sobie sprawę, gdzie znajdują się poszczególne części jego ciała. - Odwołuję to, co powiedziałam przed chwilą - oświadczyła Deborah. - Wino podziałało jednak na niego jak należy. Obie dziewczyny skrzywiły się, gdy Spencer wpadł na stolik pod ścianą, strącając przy tym na podłogę oddział malowanych żołnierzyków. Mimo zderzenia zdołał jednak utrzymać się na nogach i dotrzeć do schodów. Tam, z obiema rękami na poręczach, radził sobie znacznie lepiej niż na otwartej płaszczyźnie podłogi. Zniknął na piętrze. - Zastanówmy się, co zrobimy, kiedy on zejdzie - odezwała się niespokojnie Deborah. - Niezależnie od tego, co będzie miał, a czego nie będzie miał na sobie, może być zbyt rozochocony, by znów rozmawiać na swój ulubiony temat. - Kiedy tylko się pojawi, ja powiem, że idę skorzystać z toalety - odparła Joanna. - Ty będziesz odwracać jego uwagę. - Z tyłu kuchni są schody - zauważyła Deborah. - Myślę, że tamtędy powinnaś się dostać do sypialni. - Widziałam je - potwierdziła Joanna. - Postaram się uwinąć z tym jak najszybciej. - Mam nadzieję - mruknęła Deborah. Odruchowo obciągnęła w dół swoją minisukienkę, aby zakryć większą część ud, ale jedynym efektem jej wysiłków było odsłonięcie większej części dekoltu. - Jak możesz się domyślić, w tym stroju czuję się dość bezbronna. - Ani myślę ci współczuć. - Dzięki - oburzyła się Deborah. - Usiądźmy, stopy bolą mnie jak diabli. Dziewczyny opadły na kanapę i omówiły koleje życia swego gospodarza. Wyczerpawszy ten temat, zaczęły się zastanawiać, co zrobią następnego dnia, kiedy będą już miały niebieską kartę Spencera