Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Wiele dni temu ten, który dziś nie ma imienia, dowiedział się, że obcy, Poul Mer Lo, zamierza udać się w wielką podróż. Wiadomość ta została przyjęta niechętnie. Dlatego posłano wielu wojowników, żeby zakończyć podróż, nim się jeszcze zaczęła. - Yurui Sa pozwolił sobie na cień uśmiechu. - Mój pan wie, być może, co się wtedy zdarzyło. Wojownicy nie spełnili rozkazu, a tacy wojownicy rzadko nie spełniają rozkazu. Ich kapitan, nim wysłał się własnoręcznie na łono Oruri, przekazał po powrocie słowa Poula Mer Lo. Tego samego dnia ten, który dziś nie ma imienia, poczuł wielki ból w piersiach i strasznie kaszlał, nie mogąc przez pewien czas mówić. To był pierwszy znak Oruri dla tego, który być może źle zrozumiał jego wolę. - Mówisz, że bardzo kaszlał? - Tak, panie, aż łzy płynęły mu z oczu. Poul wrócił myślą do swej jedynej audiencji u 610 Enki Ne. Przypomniał sobie starego człowieka - starego uginającego się pod ciężarem kłopotów i odpowiedzialności. Starego człowieka, który kaszlał... - Mów dalej... - Już wtedy w świętym mieście byli tacy, których nachodziły dziwne myśli. Niektórzy z nich - i ja między nimi - długo medytowali nad tym, co zaszło. Później, kiedy posłano wojowników, aby zniszczyli dom Poula Mer Lo, nasze medytacje przyniosły oświecenie. Ponadto Oruri znów objawił swą wolę. - W jaki sposób? - Kiedy dom się palił, panie, ten, który nie ma imienia, dostał ponownie ataku kaszlu. Gdy zamarły płomienie, umarł ten, który nie ma imienia. To był drugi znak Oruri... Później przemówiła wyrocznia, przepowiadając, że z popiołu zrodzi się ogień... i tak, panie zostałeś objawiony twojemu narodowi. Poul Marlowe, znany kiedyś jako Poul Mer Lo, obecnie 611 Enka Ne, przez chwilę milczał. Czuł się bardzo znużony, niewymownie znużony. Zdarzyło się tyle rzeczy, których nie potrafił przyjąć - przynajmniej na razie. Uśmiechnął się ponuro do siebie. Ale nadejdzie czas. Na pewno nadejdzie czas... I nagle przypomniał sobie o Szon Hu i o łodzi. - Kiedy Poul Mer Lo wrócił z puszczy, zostawił w łodzi na Kanale Życia pewnych towarzyszy. Żądam, aby ci ludzie, oraz chłopiec, który później do nich dotarł, zostali przyprowadzeni cali i zdrowi do Baya Nor. - Wybacz mi, panie. Tak się już stało. Wojownicy mieli rozkaz oczekiwać przyjazdu Poula Mer Lo. Znaleźli barkę, ludzi na niej i chłopca, który został do nich wysłany. - Nikomu nic się nie stało? - Byli przesłuchiwani, panie, ale nikomu nic się nie stało. - To bardzo dobrze, Yurui Sa, ponieważ są to skromni ludzie, ale mają przyjaciela o wysokiej pozycji. Generał Zakonu Ślepych poruszył się niespokojnie. - Panie, myśliwy Szon Hu powiedział, że Poul Mer Lo rozmawiał z Oruri i że widział formę... Wybacz, panie, że pytam, ale czyż mogło tak być? - Jest to prawda. - Moje serce przepełnia radość, rozmawiam bowiem z wielkim, który rozmawiał z jeszcze większym... Pozwól mi się oddalić, panie, żebym mógł rozmyślać nad tymi cudami. - Twoje życzenie, Yurui Sa, jest spełnione. Teraz przyślij do mnie tych, którzy podróżowali z Poulem Mer Lo. Przyślij też dużo jedzenia, ponieważ moi goście są głodni... I pamiętaj. Zajdą pewne zmiany. Generał Zakonu Ślepych wstał. Znów głęboko westchnął. - Twoje życzenie zostanie spełnione. I zapamiętam, panie, że zajdą pewne zmiany. Enka Ne ułożył się wygodnie na kanapie. Wojownik na warcie nadal wpatrywał się w sufit. Rozdział trzydziesty dziewiąty Był ciepły, jasny wieczór. Poul Marlowe, ubrany jedynie w znoszone samu, siedział na brzegu Kanału Życia, niedaleko Drogi Wielkiego Trudu; niedaleko również kawałka ziemi, gdzie zielona trawa znów porosła spopieloną ziemię. Teoretycznie miał przed sobą trzydzieści siedem dni życia. Ostatnio rzadko się zdarzało, aby miał czas pozostawiać na boku osobowość Enki Ne. Było tyle do zrobienia, tyle do zaplanowania. Od czasu, kiedy obdarzono go wielkością, stał się jednoosobowym odrodzeniem. Postanowił wyprowadzić Bajańczyków z ich statycznego, średniowiecznego społeczeństwa i pobudzić ich do twórczego myślenia. Do życia, któremu jeśli uda się rozkwitnąć, pewnego dnia przeniesie Bajańczyków w złoty wiek, kiedy wiedza, technologia, tradycja i sztuka połączą się w harmonijny i rozwijający się sposób życia. Zadanie było wielkie - za wielkie dla jednego człowieka, który miał absolutną władzę jedynie przez rok. Jednakże, niezależnie od tego, co zdarzy się później, czy tego, kto przyjdzie po nim - trzeba zrobić początek. A znajomość historii rodzaju ludzkiego, jaką posiadał Poul Marlowe, sprawiała, iż mógł on czerpać pociechę z faktu, że jeżeli przekształcanie się zacznie, trudno będzie je zatrzymać. A początek z pewnością nastąpił. Nie było co do tego wątpliwości. Założono szkoły. Musiał najpierw uczyć nauczycieli, zadanie jednak nie było tak trudne, jak się spodziewał, ponieważ posiadał absolutną władzę i niekwestionowane usługi najinteligentniejszych ludzi, jakich mógł znaleźć. Chcieli się uczyć i przekazywać to, czego się sami nauczyli - nie z powodu palącej ciekawości i chęci poszerzenia swoich horyzontów, lecz po prostu dlatego, że takie było życzenie Enki Ne. Być może, ciekawość, inicjatywa i entuzjazm przyjdą później, myślał Poul. Jednakże niezależnie od tego, czy tak się stanie, czy też nie, w obecnym pokoleniu, fakt pozostawał faktem: założono szkoły. Po raz pierwszy w historii narodu bajańskiego dzieci uczyły się czytać i pisać. Niezadowolony z dużych liści kappy, których kiedyś używał zamiast papieru, Poul eksperymentował z musą loul i z pergaminem pochodzenia zwierzęcego. Założył małą “fabryczkę” produkującą papier, różnego rodzaju atrament, pędzle i gęsie pióra. Jednocześnie nakazał niektórym kapłanom, którzy nauczyli się tej nowej dziwnej sztuki pisania, żeby notowali wszystko, co wiedzą o historii Baya Nor, o jej bogach-królach, zwyczajach, pieśniach i legendach, o jej prawach. Wkrótce powstanie niewielki zasób literatury, na którym dzieci, obecnie uczące się czytać, będą mogły ćwiczyć świeżo zdobyte umiejętności. Bardzo dużo osiągnięto w dziedzinie technologii. Bajańczycy byli zręcznymi rzemieślnikami i kiedy pojęli jakąś nową zasadę, szybko wcielali ją w życie - i usprawniali. Poul pokazał im, jak można zmniejszyć tarcie przez wprowadzenie opływowych kształtów w łodziach, które teraz przecinały wodę, zamiast się przez nią przepychać. Później pokazał, jak można skuteczniej używać wioseł niż żerdzi i jak można zastosować żagle, żeby zmniejszyć pracę wioślarzy. Obecnie wiele łodzi poruszających się po bajańskich kanałach płynęło na wiosłach lub na żaglach, dwa razy szybciej przy zmniejszonym o połowę wysiłku