Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Przedsięwzięcie było trudne. Wśród otaczającego go mroku zdać się mógł tylko na los przypadku. Rzucał sznur kilkakrotnie, lecz nadaremnie. Nareszcie uczuł pod rękami opór. Ściągnął sznur raz i drugi; opór się nie zmniejszał. A zatem próba udała się. Końcowa pętla zaczepiła o jeden z wystających na zewnątrz kamieni muru i w ten sposób utworzył się rodzaj powietrznego mostu. Most ten, niezmiernie kruchy, mógł pęknąć lub zsunąć się z podtrzymującego go kamienia. W pierwszym razie był narażony na upadek z dziesięciometrowej wysokości, w drugim zaś, odepchnięty ruchem wahadłowym do więziennej ściany, zostałby zmiażdżony swym własnym ciężarem. Sergiusz Ladko nie wahał się ani chwili. Zebrał dwa końce sznura i miał się już nań rzucić, gdy usłyszał kroki żołnierza tuż pod sobą, zbliżającego się i oddalającego niebawem. Trzeba było korzystać z jego nieobecności. Sergiusz Ladko znalazł się na sznurze. Zawieszony między niebem a ziemią, posuwał się krokiem równym i giętkim, nie zwracając uwagi na uginanie się sznura, które stawało się tym większe, im bardziej zbliżał się ku środkowi. Ale wola czyni cuda. Przeszedł. Nie upłynęło minuty, kiedy znalazł się na szczycie muru. Powodzenie przyprawiło go o gorączkowy pośpiech. Dziesięć minut zaledwie minęło od czasu ucieczki, a zdawało mu się, że trwa ona przeszło godzinę i że niebawem zajrzą do jego celi. Czy nie odkryją ucieczki pomimo zręcznego ułożenia posłania? Należy się jak najśpieszniej oddalić. Barka stoi tam, o dwa kroki. Kilka uderzeń wiosłem, a będzie daleko od swych prześladowców. Sergiusz Ladko gorączkowo rozwiązał sznur, zatrzymując się przy każdym odgłosie straży, przyciągnął go do siebie, ciągnąc za jeden z końców, po czym zaczepił go o kamień wystający po stronie wewnętrznej muru. Następnie, upewnieszy się, że ulica jest pusta, zaczął się zsuwać. Stanąwszy na ziemi, ściągnął sznur i zwinął go w kłębek. Skończyło się wszystko. Był wolny. Żadnego śladu nie pozostało po jego ucieczce. W chwili gdy miał podążyć na poszukiwanie swej barki, jakiś głos odezwał się w mroku. — Słowo daję, że to nie kto inny tylko p. Ilia Brusz! Sergiusz Ladko zadrżał z radości. Los mu sprzyjał najoczywiściej, skoro zesłał mu pomoc przyjaciela. — Pan Jaeger! — zawołał radośnie podczas gdy przechodzień zbliżał się do niego. XV BLISKO CELU Dziesiąty października był dziewiątym dniem ponownej podróży barki na Dunaju. W ciągu ubiegłych ośmiu dni przepłynęła ona około siedmiuset kilometrów. Do Ruszczuku miała zawitać wieczorem. Na barce nic się nie zmieniło. Gospodarowali na niej jak dawniej Sergiusz Ladko i Karl Dragosz w swych dawnych postaciach rybaka Ilii Brusza i pasażera pana Jaegera. Wszelako zachowanie rybaka utrudniało wielce pasażerowi utrzymanie się w narzuconej sobie roli. Sergiusz Ladko, zajęty wyłącznie myślą jak najśpieszniejszego dostania się do Ruszczuku, zaniechał wszelkich ostrożności. Nie tylko odrzucił szkła, lecz także brzytwę i farbę. Przebranie więc jego, pod którym się ukrywał, stawało się coraz widoczniejsze. Włosy z czarnych zmieniały się stopniowo na jasne, podbródek zarastał powoli blond brodą pokaźnej długości. Byłoby rzeczą naturalną, gdyby Karl Dragosz wyraził pewne zdziwienie wobec tej przemiany. Detektyw jednak milczał. Postanowiwszy wytrwać do końca w swej roli, udawał, że nie dostrzega nic, co by mogło wprowadzić w kłopot towarzysza. W chwili, gdy Karl Dragosz znalazł się twarzą w twarz z Sergiuszem Ladko, poglądy jego były mocno zachwiane co do winy sternika. Wynik śledztwa w Szalce był pierwszą przyczyną tego zwrotu. Karl Dragosz, nie mając zaufania do urzędowego śledztwa przeprowadzonego przez komisarza policji z Granu, udał się sam do Szalki. To czego się dowiedział od mieszkańców, niemało go zaniepokoiło. Że niejaki Ilia Brusz, cieszący się najlepszą opinią w mieście, przebywał w nim aż do ostatniego konkursu w Sigmaringen, było rzeczą niezaprzeczoną. Czy widziano go od tego czasu, a mianowicie w nocy z 28 na 29 sierpnia? Na to pytanie nie otrzymał jasnej odpowiedzi. Niektórym z sąsiadów zdawało się, że światło ukazało się tejże nocy w opuszczonym od miesiąca domu rybaka, na pewno jednak stwierdzić tego nie mogli. W każdym razie te niejasne wskazówki zastanowiły detektywa. Pozostawało do rozwiązania jeszcze trzecie pytanie: kim był osobnik, z którym rozmawiał komisarz w domu wskazanym przez podsądnego? Ilia Brusz był znany w mieście, jeżeli więc przyszedł i odszedł niezauważony przez nikogo, musiało się to stać w nocy. Zagadka ta, sama przez się podejrzana, zdziwiła tym bardziej Karla Dragosza, gdy się dowiedział od właściciela małej gospody, że 12 października, na półtorej doby przed odwiedzinami komisarza z Granu, jakiś nieznajomy spytał o adres Ilii Brusza, i że rysopis tego nieznajomego, podany przez przynaglonego pytaniami gospodarza, odpowiadał dokładnie rysopisowi nadawanemu przez głos publiczny przywódcy bandy naddunajskiej. Wszystko to zastanowiło Karla Dragosza