Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Upił się i zatelefonował do pewnej przyjaciółki, która się właśnie rozwiodła. Zmysłowa, przystojna, o rudych włosach. Spędzili razem noc. W taki właśnie sposób wszystko popękało. Rano wrócił do domu, spokojniejszy, gotowy do rozmów. Zastał Charlotte pakującą swoje rzeczy, rozmazaną, roztrzęsioną, ustawicznie popłakującą. Nie chciała rozmawiać. Wyprowadziła się do mieszkania przyjaciółki i nie odbierała telefonów Charliego. Po kilku tygodniach wróciła po resztę swoich rzeczy. Nie rozmawiali o tym, co zaszło. Panowała atmosfera ostatecznego rozłamu. Powiedziała, że sieć wysyła ją do Moskwy. Ktoś na górze doszedł do przekonania, że należy nadać rangę informacjom ze Związku Radzieckiego, a ona była do tego celu doskonała. - Przyjęłam propozycję - powiedziała. Stone przeczuwał, że coś takiego nastąpi, ale poczuł skurcz żołądka. Nie dyskutował z nią jednak. Powiedział jedynie: - Uważam, że popełniasz błąd. - Jeśli teraz nie spędzimy jakiegoś czasu oddaleni od siebie, naszego małżeństwa nie uda się utrzymać - odpowiedziała. Podszedł do niej powoli, z wysiłkiem, jakby poruszał się w wodzie. Objął ją i pocałował. Odwróciła się ze łzami w oczach. - Teraz chcesz mnie pocałować. Teraz...! Po raz pierwszy w życiu Charlie, któremu nigdy nie brakowało argumentów, nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. *** Trzymając Charlotte za rękę powiedział: - Musimy porozmawiać. Na osobności. - Nie możemy tego zrobić po przyjęciu? - Nie - obok nich przeszła kelnerka kierując się do kuchni. Gdy zniknęła za zakrętem, mówił dalej: - Pamiętasz sprawę mojego ojca? - Którą sprawę? - Tę sprawę, Charlotte. Więzienie i to wszystko razem. - Cóż to, do diabła, ma wspólnego z... - Posłuchaj. W prywatnym archiwum Winthropa, tu w piwnicy, jest pewien dokument. Wydaje mi się, że zawiera wyjaśnienie tego, co spotkało mojego ojca. - Charlie, nie rozumiem... - Potrzebuję twojej pomocy. Musisz ułatwić nam dostanie się do tego archiwum. Charlotte wahała się pełna ciekawości i obaw. - Winthrop jest twoim ojcem chrzestnym, dlaczego jego o to nie poprosisz? - Nie mogę, stanie się podejrzliwy. Ty jesteś dziennikarką, a Winthrop ma do ciebie słabość. Rozumiesz? Zrób to przynajmniej dla mojego ojca. - Charlie, to nie jest uczciwe. *** W kilka minut później Charlotte kładąc dłoń na kościstej ręce Lehmana mówiła: - Winthrop, jutro wracam do Moskwy, ale chciałabym przygotować materiał na temat twojego wpływu na ukształtowanie naszych stosunków z Rosją. Chciałabym zerknąć do twojej pracowni i do archiwum. Charlie zaofiarował się jako przewodnik. *** Szli wąskim korytarzem, którego ściany wyłożone były jasną, orzechową boazerią. Minęła ich kobieta w średnim wieku o włosach koloru miedzi, uśmiechając się z szacunkiem. Zapewne pracownica Lehmana. Odgłosy przyjęcia oddalały się. Osobiste archiwum Winthropa Lehmana znajdowało się dość daleko, w głębokiej suterenie za stalowymi drzwiami zamykanymi elektronicznie. Mieściło się ono w około 90 szafach, w pomieszczeniu o stałej temperaturze powietrza i kontrolowanej wilgotności. W tych zielonych, stalowych szafach znajdowały się jedne z najbardziej fascynujących dokumentów, na jakie Stone kiedykolwiek natrafił. Była tu cała historia amerykańskiej dyplomacji XX stulecia. Archiwum to odwiedzał już kilkakrotnie, w okresie kiedy pisał dysertację na temat kształtowania się polityki amerykańskiej wobec Związku Radzieckiego. - Tak naprawdę to nie wyjeżdżasz jutro? - zapytał. Mijali pojemniki wypełnione brudnymi naczyniami. - Wyjeżdżam. - Jezus! Charlotte, czy nadal ciągniemy separację? Skazałaś się na całkowite wygnanie? Nigdy się nie będziemy widywać? - przeszli obok pokoju, w którym dominował zapach środków piorących. Mówił z zimną, spokojną wściekłością. - Wiesz doskonale, że odwiedziłbym ciebie w Moskwie, gdybym miał na to zgodę Agencji, ale jej nie dostanę. Charlotte skinęła głową, utrzymując twarz bez wyrazu. Ręką podrapała się w policzek. - Czy chcesz po prostu odrzucić nasze małżeństwo? Nie odpowiedziała. Schodzili teraz w dół po drewnianych, skrzypiących schodach. - Jak twoje życie prywatne? - jego głos odbił się echem od ścian klatki schodowej. - Bez sensacji - przybrała beztroski ton. Ściany korytarza pokryte były teraz cementem, podłoga szarą imitacją kamienia. Otworzył kolejne drzwi i puścił ją przodem. Zauważył, że cerę nadal miała rumianą. - Nie wiem, do czego... - zaczęła mówić. - Po prostu, najzwyczajniej, odpowiedz, Charlotte. - Charlie - stali chwilę przed wejściem do małej windy. - Spotykam się z ludźmi, tak jak i ty. Jednak nie mam nikogo. Przede wszystkim nie mam na to czasu. - Lub kogoś interesującego. - Wiesz, że to nieprawda. - Wiem - zgodził się. - Zawsze pociągałaś mężczyzn, dlaczego więc jesteś sama? - Czy nigdy nie przyszło ci na myśl, Charlie, że przez jakiś czas mogę chcieć być sama? Przed oczami stanęły mu ich ostatnie wspólne wakacje. Pojechali na Barbados, do małej, odległej od świata wioski na wybrzeżu wyspy. Pili rum, jedli latające ryby i kochali się. Pamiętał, z jaką namiętnością przytulała się do niego oczekując pieszczot