Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Morze cofało się z wolna. Po lewej ręce mieli ciągnące się po horyzont dzikie łąki i płachty wrzosowisk, upstrzone gdzieniegdzie ubogimi chatynkami, kępami powykręcanych od częstego wichru sosen i wyniosłymi wieżyczkami wiatraków. Naj- bliższe skupisko tych chat nazywało się Birochere, za nim kamienny mur i szpaler cyprysów skrywał rezydencję, której dach z lasem wymyślnych kominów wydawał się z tej odległości niewyraźnym wspomnieniem po pałacu w Chambord. Tu i ówdzie między krzakami ostów pasły się stada chudych koni. Nigdzie nie było widać ludzi. Przy ścieżce, którą szli, co kilkaset metrów ciemniały przysa- dziste baraczki, niby porzucone wartownie - profesor wytłumaczył im, że to opuszczone posterunki straży celnej, która przed laty walczyła tu bezskutecznie z kontrabandą. Brzeg daleko na południu zawracał i kreślił na horyzoncie ciemną kreskę, upstrzoną jaśniejszymi punkcikami ludz- kich siedzib. Przystanęli właśnie, żeby podziwiać kolor wody mieniącej się zielenią i złotem, gdy Ilse krzyknęła, lio, pokazując palcem owalny kształt, leżący na skałach kanaście metrów niżej. - Co to jest? Profesor przyglądał się chwilę. - Meduza - powiedział w końcu. - Tej wielkości?! - Tu morze wyrzuca różne rzeczy - odezwał się Kazimierz. - Ludzie z Birochere opowiadają, że w zatoce nic można utonąć. A raczej, że utonąwszy, nie można stąd Odejść. Podwodny prąd krąży, zawraca. To, co zniknie ^ morzu, jest oddawane po pewnym czasie prawie dokład- 'C w tym samym miejscu. Tak mówią. Mnie się to wydało Igiczne. Ale profesor czerpie z tego obrazu jakąś radość. ""vda, profesorze? Falk podniósł głowę i spojrzał bystro na uczonego. - Pan wierzy w metempsychozę? - ni to zapytał, t stwierdził. Tamten zastanawiał się chwilę nad odpowiedzią. - Ja nie wierzę, ja wiem. Przyjdzie pora, by tę estię poruszyć. - Toś mi brat... - zaświszczał Eryk cicho, jakby siebie. Teraz profesor przyglądał mu się z zaintereso- waniem: - Pan także?... Dogadują się - przemknęło Kazimierzowi przez (Iowę. W tej jednej chwili był gotów wybaczyć martwej meduzie wyraz przykrości i wstrętu, jaki wywołała na twarzy Ilse. Ale Eryk już wykrzywiał się w brzydkim Uśmiechu: - Ja także - potwierdził szyderczo. - Ja także Chciałbym wiedzieć, a nawet wystarczyłoby mi wierzyć. 99 Jak się uporać ze światem, jeśli nie za pomocą tak spryt- nego wybiegu? Unde rnalum? Bo hulaliśmy przed wiekami... Profesor nic nie odrzekł, tylko ruszył w dalszą drogę. Wszystkim zrobiło się trochę przykro, więc szli w milczeniu, jakby ten brak reakcji gospodarza skarcił ich boleśniej niż jakiekolwiek słowo. Ścieżka powiodła ich teraz w górę, na wrzynająca się w ocean skałę, a potem w dół, łagodnym łukiem, omijającym plażę De laJoseliere, nisko, prawie na poziomie morza. Potem znów trzeba było się wspiąć stromą serpentyną obok kolejnej zrujnowanej chatki celnika, wśród wysokich, powyżej kolan sięgają- cych traw - i nagle po lewej stronie, kilkanaście metrów od brzegu, zamajaczyła sterta głazów otulających niewiel- ką nieckę, nad którą tworzyły rodzaj stołu ołtarzowego. Budowniczowie pozostawili od ich strony szeroką szcze- linę, niby wejście pod ołtarz, do sztucznej groty. Grobow- ca? Małej świątyni? - Tu przed pięćdziesięciu pięciu laty - odezwał się profesor i Kazimierzowi wydało się, że głos mu drży od hamowanego wzruszenia - doszło do ważnego wypad- ku. Ważne wypadki mają to do siebie, że są ciche, że świat o nich się nie dowiaduje albo dowiaduje z opóźnieniem, kiedy już nic nie można w nich zepsuć. Polski poeta Juliusz Słowacki po miesiącach wyrzeczeń zasłużył na łaskę, by spotkać swojego anioła, ukrytego pod postacią dwunasto- letniej dziewczynki. Od niej, czy raczej: przy niej, dowie- dział się wszystkiego, co pragnął poznać. Nie zdążył zapisać całej pozyskanej wówczas mądrości, śmierć prze- rwała mu pracę, pospieszna jak zwykle, gdy strumienie ducha zbyt gwałtownie przelewają się przez granicę dzielą- cą światy. Dlatego dziś skazani jesteśmy na rekonstrukcje. 100 '"mocą będzie nam służył Platon, a także indywidualne silienia, które Bóg zsyła czasem ludziom, kiedy starają się .trwale złamać tajemne szyfry bytu. Usiądźmy. - Podążamy drogą wielkich poprzedników - podjął lin chwili, gdy dla Ilse rozstawiono krzesełko, a mężczyźni i/mieścili się na kamieniach - drogą Platona, Augustyna, idrzeja Towiańskiego i jego uczniów. Pornic to nasze ssiciacum, gdzie swoje dialogi z uczniami wiódł później- v' biskup Hippony. Dlatego jak on zapytam najpierw, Kazimierz będzie notował przebieg naszej rozmowy, v zgodzimy się wszyscy, że człowiek składa się z ciała Uszy? - Tak - odparł Kazimierz. - To jak Wschód i Zachód Izkiej kultury. Dusza jest na Wschodzie, ciało uwielbił nhód