Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Działy się wówczas okropne rzeczy. Budził się w środku nocy, słysząc szczęk mechanizmu, a potem przeraźliwe piski i słabnący łomot gryzonia, który próbował ukryć się w bezpiecznym miejscu, ciągnąc za sobą pułapkę zatrzaśniętą na którejś z części ciała, a najczęściej na głowie. Trudno jest spokojnie położyć się do snu, gdy o trzeciej w nocy na twoim kuchennym stole zdycha mysz, rozbryzgując przy okazji fragmenty tkanki mózgowej po lamina- cie. Po takich doświadczeniach Hiro przerzucił się na trutkę. Teraz musi uporać się z podobnym problemem — ciężko rannym towociarzem, tym, do którego strzelił na samym końcu i który miota się teraz po pokładzie, bełkocząc coś bez sensu. Hiro najchętniej uciekłby z jachtu. Wsiadłby do zoda i odpły- nął, zostawiając towociarza na łaskę losu. Jeśli jednak zdecyduje się mu pomóc czy choćby skrócić jego męczarnie, będzie musiał oświetlić go latarką, a kiedy to zrobi, ujrzy coś, czego nigdy nie zapomni. Nie ma rady, musi to zrobić. Przełyka ślinę, bo już teraz robi mu się niedobrze, i kieruje światło latarki na dziób. Jest gorzej niż się spodziewał. Facet dostał gdzieś w okolicę nosa, a kula przeszła do góry. Oderwała mu czoło aż do skroni. Hiro patrzy na przekrój płata czołowego mózgu. Pochyla się i zauważa coś dziwnego w głowie mężczyzny, a raczej po jej bokach. Może to odłamki czaszki... Ale są zbyt regularne i gładkie... Pierwsza fala mdłości minęła. Hiro wziął się w garść. W za- sadzie towociarza już nie ma, a to, co z niego zostało, jest zwykłym warzywem. Nie może być inaczej, gdy ktoś żyje jeszcze po amputacji połowy mózgu. Mimo to wciąż mówi; ma świszczą- cy, rozregulowany głos jak zepsuta piszczałka organów. Pewnie przez zmiany w mózgu. A może w ogóle nie mówi? Może dźwięk, jaki wydaje, jest agonalnym skurczem jego strun głosowych? To, co wystaje mu z głowy, wygląda jak dwie anteny długości mniej więcej stopy. Anteny pokryte są gumą, jak te, których używają gliniarze przy swoich walkie-talkie. Wychodzą z głowy z boku, nad uszami... Zdaje się, że Eliot mówił o czymś takim... Hiro chwyta antenę i ciągnie. Przyda mu się zestaw komuni- kacyjny wroga; dowie się, w jaki sposób L. Bob Rife steruje ludźmi na Tratwie... Antena nie chce zejść z głowy towociarza; ciągnąc antenę, ciągnie go za głowę. O... o... Więc to nie jest zestaw słuchawko- wy... Anteny wbudowane są na stałe w czaszkę tych ludzi. Hiro przełącza gogle na milimetrowy radar i zagląda w głąb czaszki rannego. Anteny przymocowane są do kości krótkimi śrubami, które nie wychodzą na drugą stronę. W podstawie anten są jakieś mi- kroprocesory, których przeznaczenia nie jest w stanie dociec. W dzisiejszych czasach na jednym chipie można zmieścić pamięć superkomputera, więc gdy w jednym miejscu widzi się kilka mikroprocesorów, to znak, że sprzęt jest poważnym przedsię- wzięciem. Z podstawy anteny na drugą stronę czaszki przechodzi jedynie cienki jak włos drucik, który przecina rdzeń przedłużony i oplata całą korę misterną pajęczyną, by zapętlić się w zwoju między najwyższymi kręgami. To tłumaczy, dlaczego facet nadaje miejscowy bełkot, nie mając połowy mózgu. Wygląda na to, że L. Bob Rife odkrył sposób na nawiązanie łączności z tą częścią mózgu, w której mieszka Asherah. Słowa wypowiadane przez rannego nie zrodzi- ły się w jego głowie. Są nadawane przez radio zielonoświątkow- ców, a towociarz odbiera je przez anteny. Rozum wciąż działa, wyświetlając ku niebu sinawą statykę. Hiro odnajduje wyłącznik i zamyka dopływ prądu. Komputery tego rodzaju powinny wyłączać się same, gdy się o to poprosi. Odcięcie prądu jest dla komputera tym samym, co dla człowieka usypianie młotkiem. Ale system cierpiący na zamieć nie jest w stanie sam się wyłączyć i wymaga podjęcia radykalnych me- tod. Hiro chowa granatnik z powrotem do walizki i zamyka pokrywę. Może walizka nie jest tak ciężka, jak mu się wydawało, albo może on sam operuje na wzmożonych dostawach adrenaliny, bo uniesienie jej nie sprawia mu najmniejszego kłopotu