Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Wiedziała o tym przed wstąpieniem do akademii i ta świadomość prawie ją przed tym powstrzymała. Jedynie zaciekły upór Nimitza skłonił ją do podjęcia próby zrealizowania marzeń. Teraz to, co dotąd stanowiło jedynie teoretyczną możliwość, stało się realnym zagrożeniem. I w żołądku czuła lodowaty strach - nie bała się śmierci, lecz straty. W tym momencie zdała sobie bowiem tak naprawdę sprawę z faktu, że nie jest nieśmiertelna. Że groźba kalectwa lub śmierci dotyczy jej tak samo jak każdego innego człowieka na pokładzie War Maiden. Dotąd nie uświadamiała sobie tego tak do końca, mimo zainteresowań historią wojskowości, a zwłaszcza marynistyki. Teraz pojęła to w mgnieniu oka i długie godziny oczekiwania na starcie wypełniło jej szarpiące nerwy rozważanie, jak też zareaguje, wiedząc, że to nie ćwiczenia. Że ma przeciw sobie nie komputer, ale ludzi chcących ją zabić i zniszczyć jej okręt... których ona także będzie starała się za wszelką cenę zabić. Miała tylko nadzieję, że zdoła to zrobić, i że jest przygotowana na to, co nadejdzie. Myliła się. HMS War Maiden zatoczył się niczym galeon na niespodziewanie dużej fali, gdy trafiły w niego promienie energetycznych dział ciężkiego krążownika Annika. Przeciwnik co prawda uzbrojony był w mniej wyrzutni niż silesiańskie ciężkie krążowniki, ale za to w cięższe działa energetyczne. Jego grasery przebiły się przez osłony burtowe War Maiden niczym piekielne młoty i cztery z nich trafiły w kadłub. Graser numer 2, wyrzutnie numer 2 i 4, zapasowe stanowisko sensorów grawitacyjnych, zapasowy radar, zapasowy system podtrzymywania życia, lidar numer 3, magazyn amunicyjny numer 4, wyrzutnia numer 8... wszystko to zapłonęło nagle na planie okrętu czerwoną barwą wraz z kolejnymi pomieszczeniami znajdującymi się bliżej wnętrza okrętu, stojącymi na drodze tej śmiertelnej energii. Z głośników sypała się lawina meldunków o uszkodzeniach przebijających się przez krzyki i wycie alarmów uszkodzeniowych. A z dziur ziejących w kadłubie wylatywały chmury krystalizującego się w próżni powietrza z coraz to nowych rozszczelnianych przedziałów. - Ciężkie straty w wyrzutni numer 2 - zameldował bosmanmat Del Conte, choć wtórne eksplozje nadal wstrząsały kadłubem. - Graser numer 6 odcięty od kontroli ogniowej, magazyn numer 4 zdehermetyzowany z rozprutą... Nie dokończył, gdyż ściana mostka zniknęła w potężnej eksplozji. Jej siła zmiażdżyła bosmanmata niczym zabawkę wraz z fotelem i uprzężą antyurazową na oczach Honor. Szczątki ciała, krew i kawałki fotela zdawały się być wszędzie; dopiero po chwili do Honor dotarło, że rzeczywiście są wszędzie. Eksplozja zabiła co najmniej pięć osób, a po niej dzieła zniszczenia dokonały odłamki opancerzonej ściany działające jak gigantyczne fragmenty granatu. Ściana śmierci i zniszczenia przeszła przez mostek... i przez stojący w jego centrum na podwyższeniu fotel kapitański. Bachfisch zdołał tylko pochylić się i unieść rękę, osłaniając odruchowo twarz. Fala uderzeniowa trafiła w fotel nieco z tyłu i z prawej strony i to właśnie uratowało mu życie, gdyż unosząc rękę, obrócił fotel trochę w lewo. Dlatego jego opancerzone oparcie przyjęło główną siłę fali uderzeniowej. Mimo to kapitan został wyrwany z fotela wraz z resztkami uprzęży antyurazowej i ciśnięty na ścianę. Osunął się po niej na pokład niczym szmaciana lalka, nie wydając nawet jęku. Nie był jedynym rannym na mostku. Metrowej długości odłamek pancernej ściany przeleciał przez stanowiska łączności - obciął głowę porucznikowi Sauchukowi tak równo jak katowski topór i utkwił w piersi porucznika Saundersa. Umysł Honor próbował wycofać się, uciec od widoku tego chaosu i horroru, na które nie mogła jej przygotować żadna symulacja