Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Prowałow powiedział mu, czego się dowiedział o tamtej prostytutce i co zaszło w noc poprzedzającą morderstwo. - Niesamowite. Ale nadal nie wiesz, kto naprawdę był celem tamtego zamachu, tak? - Zgadza się - przyznał Prowałow, sącząc powoli drugą wódkę. Wiedział, że musi pić ostrożnie, jeśli nie chce popełnić jakiegoś błędu. Zwierzyna, na którą polował, była sprytna i niebezpieczna. W każdej chwili mógł, oczywiście, wziąć faceta na przesłuchanie, ale wiedział, że nic by mu to nie dało. Z tego rodzaju przestępcami należało się obchodzić równie delikatnie, jak z członkami rządu. Prowałow pozwolił sobie na rzut oka w lustro i dobrze przyjrzał się profilowi przypuszczalnego wielokrotnego mordercy. Dlaczego tacy ludzie nie mieli nad głowami jakiejś czarnej aureoli? Dlaczego wyglądali normalnie? - Wiemy coś jeszcze o tym kundlu? Rosjanin zdążył już polubić to określenie. Pokręcił głową. - Nie, Miszka. Jeszcze nie sprawdzaliśmy w SWR. - Obawiasz się, że może tam kogoś mieć? - spytał Amerykanin. Oleg skinął głową. - Trzeba się z tym liczyć. - To oczywiste. Byli oficerowie KGB z reguły trzymali ze sobą. Całkiem możliwe, że w SWR, powiedzmy w kadrach, był ktoś, kto dawał znać komu trzeba, kiedy policja zaczynała się interesować czyimiś aktami. - Cholera. - Amerykanin skinął głową. Co za skurwysyn, pomyślał o facecie w szarym garniturze. Organizować zabójcom dziwki, należące do faceta, który ma być sprzątnięty. Było w tym coś odrażająco bezwzględnego, jak z filmu o mafii. Ale w prawdziwym życiu członkowie La Cosa Nostra nie byli aż takimi chojrakami. Może i budzili grozę, ale żołnierze mafii nie mieli za sobą treningu zawodowych oficerów wywiadu i w tej szczególnej dżungli byliby jak ślepe kocięta. Znów zerknął na faceta w szarym garniturze. Siedząca obok dziewczyna trochę go rozpraszała, ale nie za bardzo. - Oleg? - Tak, Michaił? - Patrzy na kogoś koło muzyków. Wraca oczyma w to samo miejsce. Już nie rozgląda się po całej sali, tak jak przedtem. - Facet w szarym garniturze wciąż oglądał każdego, kto wchodził do restauracji, ale regularnie wracał spojrzeniem do tej samej części lustra i prawdopodobnie uznał, że nikt w tym lokalu nie stanowi dla niego zagrożenia. Błąd. Cóż, pomyślał Reilly, nawet wyszkolenie ma swe ograniczenia i może się kiedyś zdarzyć, że nasze własne doświadczenie zwróci się przeciw nam. Popada się w rutynę i przyjmuje założenia, przez które można wpaść. W tym wypadku Suworow założył, że na pewno nie będzie go obserwował żaden Amerykanin. W końcu nie zrobił nic złego żadnemu Amerykaninowi, ani w Moskwie, ani prawdopodobnie gdziekolwiek indziej w całej swojej karierze, tutaj był na swoim terenie, a po drodze jak zwykle wykonał manewr, mający na celu zgubienie samochodu, który mógłby jechać za nim. Zakładał, że był to jeden samochód. Cóż, inteligentny człowiek powinien sobie zdawać sprawę ze swoich ograniczeń. Jak to było? Różnica między geniuszem a głupkiem polegała na tym, że geniusz znał granice swoich możliwości. Ten Suworow uważał się za geniusza... ale komu się teraz przypatrywał? Reilly przekręcił się jeszcze trochę na barowym stołku i rozejrzał się po tamtej części sali. - Co widzisz, Miszka? - Mnóstwo ludzi, Olegu Grigorijewiczu, głównie Rosjan, trochę cudzoziemców, wszyscy dobrze ubrani. Paru Chińczyków, wygląda na to, że dwóch dyplomatów jest na kolacji z dwoma Rosjanami; sprawiają wrażenie oficjeli. Wydają się być w dość dobrej komitywie. - Reilly był tu kilka razy z żoną. Jedzenie było bardzo dobre, zwłaszcza ryby. Specjalnością "Kniazia Michała Kijowskiego" był kawior; musieli mieć dobre źródło zaopatrzenia. Jego żona wprost uwielbiała kawior; kiedy wrócą do Stanów przekona się, że to bardzo kosztowny przysmak, o wiele droższy niż tutaj... Reilly zajmował się obserwacją od tylu lat, że potrafił stać się niewidzialny. Umiał wtopić się chyba w każde środowisko z wyjątkiem Harlemu, ale od tego byli w FBI czarnoskórzy agenci. Nie ulegało kwestii, że ten Suworow spogląda w jedno miejsce. Zgoda, robił to jakby przypadkiem i korzystał z lustra za barem. Nawet siedział przy barze tak, że jego oczy w naturalny sposób były zwrócone w to miejsce. Ale tacy ludzie niczego nie robili przypadkiem. Nauczono ich, że wszystko musi być przemyślane, nawet wyjście do toalety... a jednak ten tutaj dał się rozpoznać, i to jak głupio. Dziwka przejrzała jego dokumenty, kiedy odsypiał orgazm. Cóż, niektórzy faceci, choćby i najsprytniejsi, myśleli kutasami, a nie mózgami... Reilly znów się odwrócił..