Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Każdy szuka słuchacza dla siebie samego i nie kwapi się do wy- słuchiwania cudzych bredni. Kunszt werbunku sprowadza się przede wszystkim do umiejętności uważnego słuchania rozmówcy. Nauczyć się słuchać bez przerywania - sukces zagwarantowany. To bardzo trudna sztuka. Chcesz zna- leźć przyjaciela - słuchaj nie przerywając. Znalazłem sobie przyjaciela. Przeczytał wszystkie książki o Canderze, Cioł- kowskim, Korolowle. Mówiąc o nich wspominał czasem zakazanych wynalazców i uczonych: Jangela, Czełamleja, Babaklna, Steczklna. Ja tylko słuchałem. W bibliotece nie można głośno rozmawiać, w ogóle obowiązuje cisza. Słuchałem go na zaśnieżonej leśnej polance, gdzie biegaliśmy na nartach, w klnie, gdzie oglądaliśmy "Poskromienie ognia", w małej kawiarence, gdzie pociągaliśmy piwo. Piąta reguła werbunku, to zasada truskawek. Lubię truskawki. Lubię łowić ryby. Jeżeli zacznę łowić ryby zakładając na przynętę truskawki, nie złowię ani jednej. Rybie trzeba zaproponować to, co lubią ryby - dżdżow- nicę. Jeżeli chcesz się z kimś zaprzyjaźnić, nie rozma- wiaj z nim o truskawkach, które ty lubisz. Rozmawiaj o dżdżownicach, które on lubi. Mój przyjaciel miał fioła na punkcie systemów dopro- wadzania paliwa ze zbiorników do silników rakietowych. Istnieją dwa sposoby tłoczenia paliwa: pompy wirowe i sy- stemy wyporowe. Słuchałem go i przytakiwałem. W pier- wszych niemieckich rakietach zastosowano pompę wiro- wą. Dlaczego obecnie zarzucono ten prosty i tani patent? A rzeczywiście - dlaczego? Ten sposób, choć wymaga zbu- dowania nadzwyczaj solidnych i precyzyjnych turbin, chroni nas przed sporą nieprzyjemnością - eksplozją zbiorników paliwa w razie skoku ciśnienia sprężonej mie- szanki wyporowej. Zgadzam się z tym w zupełności. Na następnym spotkaniu miałem w kieszeni magne- tofon w formie papierośnicy; przez rękaw marynarki WIKTOR SUWOROW biegł cieniutki przewód do mikrofonu, wmontowanego w mój zegarek. Siedzieliśmy w restauracji i gadaliśmy o perspektywach wykorzystania czterotlenku dwuazotu jako utleniacza i mieszanki ciekłego tlenu z naftą jako właściwego paliwa. Uznał, że jest to co prawda kombi- nacja przestarzała, ale sprawdzona w działaniu, więc na dwadzieścia lat mamy spokój. Nazajutrz puściłem nagranie Słoniowi. Popełniłem dość poważny błąd natury technicznej: nie należy umieszczać mikrofonu w zegarku, jeżeli rozmowa toczy się w restaura- cji. Przeraźliwy brzęk sztućców na pierwszym planie po prostu ogłuszał, a nasze głosy dochodziły jakby z oddali. Niezwykle ubawiło to Słonia. Raptem spoważniał i zapytał: - Co on wie na twój temat? - Tylko tyle, że mam na imię Wiktor. - A nazwisko? - Nigdy nie zapytał. - Kiedy masz następne spotkanie? - W czwartek. - Przed tym spotkaniem zorganizuję ci konsultację w X Zarządzie Informacji GRU. Będzie z tobą rozmawiać oficer, zajmujący się analizą amerykańskich silników rakieto- wych. Wie, naturalnie, masę także o naszych silnikach. On da ci prawdziwe zadanie, takie, które by go interesowało, gdybyś miał się spotkać z amerykańskim inżynierem rakie- towym. Jeżeli potrafisz wydusić z okularnika w miarę jasną odpowiedź, to możesz uznać, że ci się powiodło. Jemu nie... XVII I nformacja GRU zapragnęła dowiedzieć się, co mój zna- jomy wie o paliwie borowodorowym. Siedzimy w obskurnej piwiarni i mówię mojemu przyja- cielowi, że paliwo borowodorowe nigdy nie będzie zastoso- wane. Nie wiem, dlaczego jest przekonany, że pracuję na czwartym wydziale fabrycznym. Nigdy nic podobnego mu nie mówiłem, zresztą nawet nie mam pojęcia, co to za czwarty wydział. Rzuca mi długie, badawcze spojrzenie: - To u was na czwórce tak myślą. Znam ja was, aseku- rantów. Toksyczność i wybuchowość... Wszystko prawda. AKWARIUM Za to jaka wydajność energetyczna! Zastanawialiście się nad tym? Toksyczność można zredukować, nasz drugi wydział nad tym pracuje. Wierz mi, sukces gwarantowany, a wtedy otworzą się przed nami niesłychane możliwości... Przy sąsiednim stoliku poznaję czyjeś znajome plecy. Czyżby Słoń? Tak jest. W towarzystwie jakichś imponu- jących osobistości. Następnego dnia Słoń pogratulował mi pierwszego werbunku. - Szkoleniowy. Ale to nic. Zanim kociak zostanie ko- tem, musi zaczynać od piskląt, a nie od wróbli. A o boro- wodorowym paliwie zapomnij. To nie dla ciebie sprawy. - Rozkaz zapomnieć! - Okularnika też zapomnij. Jego sprawę razem z twoi- mi raportami i nagraniami przekażemy komu należy. Że- by trzymać Bezpiekę w ryzach. Komitet Centralny po- trzebuje konkretnych materiałów o złej pracy KGB. Skąd je wziąć? Proszę bardzo! - Słoń otwiera na oścież sejf, pełen meldunków moich kolegów o pierwszych ćwiczeb- no-bojowych werbunkach... Jednak wypadło mi raz jeszcze zetknąć się z systemami wyporowymi i paliwem borowodorowym. Przed samym zakończeniem Akademii umożliwiono nam konsultacje z konstruktorami broni, abyśmy mieli ogólne pojęcie o ra- dzieckim przemyśle zbrojeniowym. Pokazywali nam czołgi i artylerię w Sołniecznogorsku, najnowsze samoloty w Monino, rakiety w Mytiszczach. Spędziliśmy po kilka dni w towarzystwie czołowych inżynierów i konstrukto- rów, nie znając ich nazwisk, ma się rozumieć. Oni też nie bardzo wiedzieli, z kim mają do czynienia. Ot, jacyś młodzi ludzie z Komitetu Centralnego. I oto w Mytiszczach przewieziono mnie przez trzy war- townie, przez niezliczonych kontrolerów i strażników. W wysokim, jasnym hangarze pokazano nam zielony kadłub. Po długich objaśnieniach pytam, czemu by nie powrócić do starych wypróbowanych pomp wirowych na miejsce systemów wyporowych. - Specjalizujecie się w rakietach? - zaciekawił się in- żynier. - W pewnym sensie... Rozdział 8