Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Flint wreszcie rzucił w niego kamieniem i Tanis wysłał Tasa nad jezioro, żeby szorował garnki. Półelf poszedł na tył jaskini. - Jak się czujesz, Raistlinie? - zapytał. - Będziemy musieli wkrótce wyruszyć. - Czuję się dużo lepiej - odrzekł czarodziej swym cichym, szepczącym głosem. Pił jakiś ziołowy wywar, który sam przyrządzał. Tanis zobaczył zielone, pierzaste listki pływające w parującej wodzie. Napar rozsiewał gorzki, przenikliwy zapach. Raistlin krzywił się, pijąc go. Tasslehoff wrócił w podskokach do jaskini, grzechocząc głośno garnkami i cynowymi talerzami. Tanis zacisnął zęby, słysząc ten hałas, i chciał już skarcić kendera, lecz potem zmienił zdanie. Nic by to nie pomogło. Zauważywszy zdenerwowanie Tanisa, Flint wyrwał naczynia kenderowi i zaczął je pakować. - Zachowuj się poważnie - syknął krasnolud do Tasslehoffa - bo inaczej złapię cię za ten czub na głowie i powieszę na drzewie, jako ostrzeżenie dla wszystkich kenderów... Tas sięgnął ręką i wyciągnął coś z brody krasnoluda. - Spójrz! - kender z radością podniósł coś do góry. - Wodorosty! - Flint z rykiem wściekłości rzucił się na kendera, lecz Tas zwinnie uskoczył mu z drogi. Rozległ się szelest odsuwanych gałęzi, które zasłaniały wejście, i wszedł Sturm. Jego twarz była mroczna i posępna. - Przestańcie! - rzekł Sturm, patrząc srogo na Flinta i Tasa. Wąsy mu drżały. Zwrócił surowe spojrzenie na Tanisa. - Tych dwóch słychać było wyraźnie aż nad jeziorem. Sprowadzą do nas wszystkie gobliny na Krynnie. Musimy stąd odejść. Dokąd więc się udajemy? Zapadła nieprzyjemna cisza. Wszyscy przerwali swoje zajęcia i spojrzeli na Tanisa. Tylko Raistlin wycierał swój kubek białą szmatką, czyszcząc go z przesadną wręcz starannością. Nie przerwał pracy i nie podniósł oczu, jakby wcale go to nie interesowało. Tanis westchnął i podrapał się po brodzie. - Teokrata w Solace jest skorumpowany. To już wiemy. Korzysta z pomocy tej gobliniej hołoty, żeby utrzymać władzę. Gdyby dostał laskę, użyłby jej dla własnego zysku. Od lat szukaliśmy znaku istnienia prawdziwych bogów. Zdaje się, że znaleźliśmy go. Nie mam zamiaru oddać go temu oszustowi z Solace. Tika powiedziała, że wierzy, iż szlachetnych poszukiwaczy z Haven wciąż interesuje prawda. Może oni będą umieli powiedzieć nam coś o tej lasce, skąd ona pochodzi i jaka jest jej moc. Tas, daj mi tę mapę. Wysypawszy zawartość kilkunastu swoich toreb na posadzkę, kender wreszcie odnalazł potrzebny pergamin. - Znajdujemy się tu, na zachodnim brzegu Crystalmiru - kontynuował Tanis. - Na północ i południe rozciągają się pasma gór Kharolis, tworzących obrzeża doliny Solace. W żadnym z tych łańcuchów górskich nie ma znanych przełęczy, z wyjątkiem drogi przez przełęcz Gateway na południe od Solace... - Która niemal z pewnością jest już opanowana przez gobliny - mruknął Sturm. - Są przełęcze na północnym wschodzie... - To po drugiej stronie jeziora! - powiedział z przerażeniem Flint. - Tak - Tanis starał się powstrzymać od wesołości - po drugiej stronie jeziora. Ale one prowadzą na Równiny, a nie sądzę, żebyście chcieli pójść w tamtym kierunku. - Spojrzał na Riverwinda i Goldmoon. - Droga na zachód prowadzi przez Szczyty Strażnicze i Wąwóz Cieni do Haven. Wydaje mi się, że to najbardziej rozsądny kierunek podróży. Sturm zmarszczył brwi. - A jeśli tamtejsi szlachetni poszukiwacze są nie lepsi od tego w Solace? - Wtedy udamy się na południe do Qualinesti. - Qualinesti? - Riverwind popatrzył wrogo. - Kraina elfów? Nie! Tam ludziom nie wolno wchodzić. Poza tym droga do niej jest ukryta... Chrapliwy, syczący dźwięk przerwał ich dyskusję. Wszyscy odwrócili się na dźwięk głosu Raistlina. - Jest taka droga. - Jego głos brzmiał cicho i drwiąco, a złote oczy połyskiwały w chłodnym świetle poranka. - Ścieżki Mrocznej Puszczy. Prowadzą wprost do Qualinesti. - Mroczna Puszcza? - powtórzył zaniepokojony Caramon. - Nie, Tanisie! - Wojownik pokręcił głową. - Mogę walczyć z żywymi choćby codziennie - ale nie z umarłymi! - Umarłymi? - zapytał skwapliwie Tas. - Opowiedz mi, Caramonie... - Bądź cicho, Tas! - rzekł ostro Sturm. - Mroczna Puszcza to szaleństwo. Nie wyszedł z niej jeszcze nikt, kto do niej wkroczył. Chciałbyś, magu, abyśmy tam zanieśli nasz skarb? - Zaczekajcie! - odezwał się gwałtownie Tanis. Wszyscy umilkli. Nawet Sturm się uspokoił. Spojrzał na spokojną, myślącą twarz Tanisa i jego migdałowe oczy, w których kryła się mądrość wielu lat wędrówek. Rycerz często usiłował dojść w głębi swej duszy, czemu akceptuje przewodnictwo Tanisa. W końcu był to tylko półelfi bękart. Nie pochodził ze szlachetnego rodu. Nie nosił zbroi ani tarczy z dumnym herbem. A jednak Sturm słuchał jego rozkazów, kochał go i szanował, jak żadnego innego człowieka na tej ziemi. : Życie było dla solamnijskiego rycerza mrocznym całunem. Nie mógł nawet udawać, że je zna czy rozumie, chyba że poprzez kodeks rycerski, wedle którego żył. Est Sularus oth Mithas - "Mój honor to moje życie". Kodeks ten definiował honor i stanowił znacznie pełniejszy, bardziej szczegółowy i surowszy zbiór reguł, niż jakikolwiek inny na Krynnie. Kodeks ten przetrwał nienaruszony przez siedemset lat, lecz Sturm obawiał się w głębi duszy, że któregoś dnia, kiedy dojdzie do ostatecznej bitwy, kodeks nie będzie zawierał odpowiedzi. Wiedział, że jeśli ten dzień nadejdzie, u jego boku będzie Tanis, który utrzyma rozpadający się świat. Jeśli bowiem Sturm był posłuszny nakazom kodeksu, Tanis żył nimi. Głos Tanisa wyrwał rycerza z zamyślenia. - Przypominam wam wszystkim, że ta laska nie jest "naszym skarbem". Zgodnie z prawem, laska należy do Goldmoon - jeśli do kogokolwiek może należeć. Nie mamy do niej większych praw niż Teokrata w Solace