Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. Na chwilę go zamurowało, a potem roześmiał się ponownie, urzeczony jej otwartością: — Chcesz tutaj? Teraz? — Dlaczego nie? — Gdyby ktoś wszedł, wyrzuciliby mnie ze szpitala. — Pewnego wieczoru tak bardzo się tym nie przejmowałeś — stwierdziła łagodnie. Gładziła jego twarz. Odruchowo pochylił się i pocałował ją w szyję. Przesuwając usta w dół usłyszał jej przyśpieszony oddech; palce Vivian zaciskały się na jego ramieniu. Chwilę walczył z pokusą, lecz w końcu zwyciężył rozsądek. Objął dziewczynę i szepnął czule: — Jak się to skończy, kochanie, będziemy skazani wyłącznie na siebie. I nikt nie będzie liczył czasu... To było wczoraj, a dziś po południu, na piętrze operacyjnym, Lucy Grainger przeprowadzi biopsję. Mikę Seddons spojrzał na zegarek. Była 14,30. Zgodnie z harmonogramem, powinni właśnie zaczynać. Jeśli na patologii się pośpieszą, odpowiedź może być znana już jutro. Z żarliwością równie absurdalną, co oczywistą modlił się w duchu: „Panie Boże, błagam, niech nie będzie złośliwy!". Anestezjolog skinął głową. — Jeśli jesteś gotowa, Lucy, zaczynamy... Doktor Lucy Grainger w fartuchu i rękawiczkach podeszła do stołu operacyjnego. Uśmiechając się do Vivian powiedziała serdecznie: — To nie potrwa długo i nic nie poczujesz... Vivian próbowała odpowiedzieć uśmiechem, wyrażającym pełne zaufanie, lecz nic jej z tego nie wyszło. Może z powodu ogarniającej senności — wiedziała, że dali jej jakiś środek uspokajający, a także znieczulenie zewnątrzoponowe, które pozbawiło ją czucia w dolnej części ciała. Lucy kiwnęła w stronę stażysty asystującego przy operacji, a on podniósł nogę Vivian. Wtedy zaczęła odwijać prześcieradła, w które noga była owinięta. Nieco wcześniej, zanim dziewczynę przywieziono na salę operacyjną, nogę ogolono, dokładnie umyto i wysmarowano środkiem antyseptycznym. Lucy posmarowała ją jeszcze raz i położyła świeże sterylne prześcieradła nad i pod kolanem. Po drugiej stronie stołu operacyjnego stała instrumentariuszka, trzymając złożone prześcieradło zielonego koloru. Lucy chwyciła je z jednej strony i razem nakryły stół, umieszczając otwór w prześcieradle dokładnie nad kolanem Vivian. Anestezjolog przymocował brzeg prześcieradła do metalowego pręta, który znajdował się nad jej głową, tym samym uniemożliwiając dziewczynie widzenie części sali. Spoj- rzał na nią i rzekł: — Proszę się nie denerwować, panno Loburton. To naprawdę nie gorsze niż usuwanie zęba, za to mniej krępujące. — Proszę nóż — Lucy wyciągnęła rękę do instrumentariuszki, która podała jej skalpel. Wybrzuszoną częścią ostrza wykonała tuż pod kolanem szybkie, zdecydowane nacięcie długości około czterech centymetrów; natychmiast pojawiła się krew. — Peany — instrumentariuszka była już na to przygotowana i Lucy błyskawicznie zatamowała dwie małe strużki. — Proszę związać, dobrze? — Lucy odsunęła się, by stażysta mógł założyć podwiązki. Asystent kiwnął głową, a Lucy przyłożyła skalpel do grubej włóknistej tkanki nad kością i nacięła ją głęboko. — Przygotować piłę. Instrumentariuszka podała Lucy piłkę Strykera, a pielęgniarka chwyciła kabel, by nie opadał na stół operacyjny. Chcąc, by stażysta wyniósł z tego jak największą korzyść, Lucy wyjaśniała dalej: — Weźmiemy z kości wycinek w kształcie klina. Pół do trzech czwartych cala powinno wystarczyć — spojrzała na zdjęcia umieszczone na podświetlonym ekranie w drugiej części sali. — Tylko musimy być pewni, że bierzemy próbkę guza, a nie zdrowej kości, która została przez niego wypchnięta. Lucy włączyła piłę i dwukrotnie przyłożyła do kości. Za każdym razem słychać było ciche chrupnięcie. Wyłączyła urządzenie i oddała. — No, myślę, że wystarczy. Peseta! Energicznie wyjęła fragment kości i wrzuciła do małego słoja z roztworem Zenkera, podanego przez pielęgniarkę. Teraz wycinek — opisany, z dołączonym zleceniem wykonania badań — powędruje na oddział patologii. Anestezjolog zapytał Vivian: — Wszystko w porządku? Przytaknęła. — Już niedługo — rzekł. — Wycinek został pobrany. Jeszcze tylko trzeba zeszyć ranę. Lucy właśnie zszywała okostną. Rozmyślała. Gdyby na tym się kończyło, wszystko byłoby proste. Ale to zaledwie materiał do badań; następny krok będzie zależał od diagnozy, jaką postawi Joe Pearson. Myśląc o Pearsonie Lucy przypomniała sobie słowa Kenta 0'Donnella, że dzisiaj ma przyjechać nowy zastępca kierownika oddziału patologii. Miała nadzieję, że dobrze się ułoży między nim a Pearsonem — ze względu na 0'Donnella, a także z wielu innych powodów. Lucy ze zrozumieniem odnosiła się do starań Kenta, który chciał przeforsować w szpitalu pewne posunięcia, nie wywołując przy tym większych wstrząsów, choć z własnych obserwacji wiedziała, że nigdy nie uciekałby od otwartych polemik, gdyby okazało się to konieczne. Znowu przyłapała się, że myśli o Kencie OTJonnellu. To dziwne, ale ostatnio ciągle siedzi jej w głowie. Pewnie dlatego, że razem pracują; do rzadkości należały dni, by się nie spotkali podczas dyżuru na chirurgii. Ciekawe, kiedy znów zaprosi ją na kolację? A może ona przygotuje niewielkie party w swoim mieszkaniu? Od jakiegoś czasu miała ochotę zaprosić parę osób, w tym Kenta 0'Donnella. Lucy pozwoliła stażyście zeszyć tkankę podskórną. — Zrób to szwami węzełkowymi, powinno wystarczyć. Obserwowała, jak pracuje — powoli acz dokładnie. Wiedziała, że niektórzy chirurdzy w Trzech Hrabstwach tylko sporadycznie zgadzają się, by stażyści próbowali swoich sił i umiejętności podczas operacji. Pamiętała, że sama wiele razy sterczała przy stole zabiegowym, mając nadzieję, że uda jej się przynajmniej poćwiczyć wiązanie szwów. Działo się to w Montrealu — całe trzynaście lat temu, gdy zaczep staż w Montreal General; później została tam, by specjalizować si? w chirurgii ortopedycznej