Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Moja przyjaciółka pamiętała, żeby zostawić zapalone światło w holu i w kuchni, przygotowała też kryształową szklankę i butelkę whisky Glenmorangie, na wypadek gdyby mi był potrzebny środek uspokajający. O tej porze rezygnuję z niego. Jakaś część mnie chciałaby, żeby Anna nie spała. Czuję niejasną potrzebę, żeby się pokręcić po domu w nadziei, że przyjdzie i ze mną posiedzi. W dziwny sposób uzależniłam się od naszych sesji, nawet jeśli teraz powinnam żałować, że się odbywały. Idąc w stronę skrzydła dla gości, zaczynam myśleć o zjawisku nazywanym w psychologii przeniesieniem i zastanawiam się, czy właśnie tego doświadczam teraz z Anną. A może tylko czuję się samotna i smutna, bo jest Boże Narodzenie, a ja nie śpię, jestem umęczona i wracam do cudzego domu po całym dniu zajmowania się brutalnymi zabójstwami, włącznie z tym, o którego dokonanie podejrzewa się mnie samą. Anna zostawiła mi na łóżku list. Biorę do ręki elegancką kremową kopertę i po jej grubości wiem, że list jest długi. Rzucam ubranie na jeden stos na podłodze w łazience i wyobrażam sobie całą tę ohydę, jaką musiał przesiąknąć materiał z powodu tego, gdzie byłam i czym się zajmowałam w ciągu ostatnich dwudziestu godzin. Dopiero wyszedłszy spod prysznica, czuję, że ubranie jest przesiąknięte brudnym zapachem spalenizny z pokoju motelowego. Zawijam rzeczy w ręcznik, żeby o nich zapomnieć aż do czasu, kiedy je oddam do pralni. Wkładam gruby szlafrok Anny, idę do łóżka i czuję zdenerwowanie, biorąc znowu do ręki jej list. Otwieram kopertę i wyjmuję sześć sztywnych arkusików papieru listowego ze znakiem wodnym i monogramem. Zaczynam czytać, starając się nie śpieszyć. Anna przemyślała ten list i chciała, żebym ja także zastanowiła się nad każdym słowem, bo nie rzuca ich na wiatr. Najdroższa Kay, Jako dziecko wojny nauczyłam się, że prawda nie zawsze jest rzeczą właściwą, dobrą ani zgoła najlepszą. Kiedy esesmani walili w drzwi i pytali, czy w domu są Żydzi, nie mówiło się prawdy, jeśli się ukrywało Żydów. Kiedy wyżsi funkcjonariusze SS zajmowali mój rodzinny dom w Austrii, nie mogłam powiedzieć prawdy o tym, jak bardzo ich nienawidzę. Kiedy komendant obozu w Mauthausen przychodził nocą do mojego łóżka i pytał, czy przyjemne jest dla mnie to, co robi, nie mówiłam prawdy. Opowiadał ohydne dowcipy i syczał mi w ucho, naśladując odgłos zagazowywania Żydów, a ja się śmiałam, bo się bałam. Czasem, kiedy przychodził z obozu, strasznie się upijał, a raz się przechwalał, że podczas łapanki w pobliskiej wiosce Langenstein zabił dwunastoletniego chłopca. Później się dowiedziałam, że to nieprawda, to Leitselle, szef SS w Linzu, zastrzelił tego biedaka, ale wcześniej wierzyłam w to, co mówił komendant i mojego strachu nie da się opisać. Ja również byłam cywilem i dzieckiem. Nikt nie czul się bezpieczny. (W 1945 roku tego człowieka stracono w Gusen, a jego ciało przez wiele dni pozostawiono na widok publiczny. Zobaczyłam je i splunęłam. Taka była prawda o tym, co czułam – prawda, której wcześniej nie mogłam wyjawić!). Tak więc prawda jest czymś względnym. Chodzi o właściwy czas. O to, co bezpieczne. Prawda jest luksusem uprzywilejowanych, którzy mają dosyć jedzenia i nie muszą ukrywać się dlatego, że są Żydami. Prawda może zniszczyć i dlatego nie zawsze jest mądrze ani nawet zdrowo mówić prawdę. Dziwne, że coś takiego pisze psychiatra, prawda? Jest powód, dla którego udzielam Ci tej lekcji, Kay. Kiedy przeczytasz ten list, musisz go zniszczyć i nigdy nie wolno ci wyjawiać, że kiedykolwiek istniał. Znam Cię dobrze. Takie zatajenie, choć to niewielkie przestępstwo, będzie dla Ciebie trudne. Gdyby Cię jednak pytano, nie wolno Ci powiedzieć niczego o tym, co Ci wyjawiłam. Moje życie tutaj ległoby w gruzach, gdyby się dowiedziano, że moja rodzina przyjmowała i żywiła esesmanów, a fakt, że nie robiliśmy tego dobrowolnie, jest bez znaczenia. Trzeba było przeżyć. Myślę także, że i Tobie bardzo by to zaszkodziło, gdyby ludzie się dowiedzieli, że Twoja najlepsza przyjaciółka była zwolenniczką nazistów, a jestem pewna, że tak by mnie określano. Och, jakież to straszne być tak nazywaną, szczególnie kiedy się ich nienawidziło tak jak ja. Jestem Żydówką. Mój ojciec był człowiekiem przewidującym, świadomym zamiarów Hitlera. W połowie lat trzydziestych wykorzystał swój majątek oraz kontakty bankowe i polityczne, żeby zapewnić nam całkowicie nową tożsamość. Zmienił nasze nazwisko na Zenner i zabrał rodzinę z Polski do Austrii, kiedy byłam zbyt mała, żeby z wielu rzeczy zdawać sobie sprawę. Można zatem powiedzieć, że odkąd pamiętam, żyłam w kłamstwie. Być może to Ci pozwoli zrozumieć, dlaczego nie chcę być przesłuchiwana podczas procesu i dlaczego, jeśli się da, wolę tego uniknąć. Tak więc Kay, prawdziwym powodem, dla którego piszę ten list, nie jest opowiedzenie Ci mojej historii. Wreszcie rozmawiam z Tobą o Bentonie. Jestem pewna, że nie wiesz, iż przez pewien czas był moim pacjentem. Jakieś trzy lata temu przyszedł do mnie do gabinetu. Był przygnębiony i miał wiele kłopotów w pracy, o których nie mógł mówić z nikim, nawet z Tobą. Powiedział, że w całej swojej karierze w FBI widział rzeczy najgorsze z najgorszych - najbardziej koszmarne zboczenia, jakie tylko można sobie wyobrazić. I choć owe wizje go prześladowały i cierpiał na wiele sposobów przez kontakt z tym, co nazywamy ziem, nigdy naprawdę się nie bał. Większość sprawców tych czynów nie interesowała się nim osobiście. Nie mieli zamiaru zrobić krzywdy jemu samemu, a nawet w gruncie rzeczy było im przyjemnie, że poświęcał im uwagę i rozmawiał z nimi w więzieniu. A w licznych sprawach, które pomógł policji rozwiązać, nie był osobiście zagrożony. Seryjni gwałciciele i mordercy nie zajmowali się jego osobą. Ale potem, kilka miesięcy wcześniej, zanim do mnie przyszedł, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Żałuję, że nie pamiętam lepiej, Kay, ale mówił, że działo się coś dziwnego. Głuche telefony, których nie można było zlokalizować, bo ktoś dzwonił przez satelitę i odwieszał słuchawkę (myślę że chodziło o połączenia komórkowe). Benton dostawał też jakieś obłąkańcze listy z aluzjami do Twojej osoby. Pogróżki wobec Ciebie, również niemożliwe do zlokalizowania. Dla Bentona było jasne, że ten, kto pisał to wszystko, wiedział o Waszym związku. Oczywiście podejrzewał Carrie Grethen. „Ta kobieta nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa”, powtarzał. Ale nie wiedział, jak mogłaby telefonować i wysyłać listy, bo siedziała w więzieniu w Nowym Jorku – w Kirby. Podsumuję to pół roku rozmów z Bentonem stwierdzeniem, że miał bardzo silne przeczucie bliskiej śmierci. Cierpiał na depresję, niepokój, paranoję i chorobę alkoholową