Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Właściwie kula była dość ciężka, lecz ów ciężar dawał Dolgowi poczucie bezpieczeństwa. Bez niego czuł się dziwnie bezbronny. Pogładził Nera po wielkim łbie. Przykucnął i zaczął przemawiać do psa, swego najbliższego przyjaciela. - Wiatr, rozumiesz? - szeptał. - W kraju mojego ojca właśnie wiatr jest taki niezwykły. Powietrze jest tu inne. Wiatr niesie z sobą ostry zapach pól lawy i ubogich porostów. Ale w wietrze wyczuwa się coś jeszcze: wołanie zarania dziejów Islandii, które wcale nie jest tak odległe w czasie, jak by się mogło wydawać - dokończył uśmiechnięty. Nero z życzliwym zainteresowaniem słuchał całej przemowy, rozumiejąc zaledwie parę słów, a także przyjacielski ton swego pana. Pan Dolg prawie zawsze mówił miękkim, łagodnym tonem, tylko wobec niedobrych ludzi odzywał się ostro, a wtedy Nero spieszył mu z pomocą, warczał wściekle, siejąc przestrach. Doskonale im się współdziałało. Nero ubóstwiał Dolga, gotów był dla niego bez namysłu skoczyć w ogień. I wzajemnie. W pewnym oddaleniu na wzgórzu widzieli Móriego, Tiril, Villemanna i małe islandzkie koniki. Cała grupa odpoczywała, a Dolg w tym czasie postanowił pobyć trochę sam, aby móc wyczuć, wchłonąć wrażenia z tego nowego świata. Przed kilkoma dniami zeszli na ląd w Seydhisfjordhur na wschodnim wybrzeżu Islandii. Móri wyjaśnił, że bardzo mu to odpowiada, chciał bowiem najpierw udać się do Borgarfjördhur, nieco dalej na północ wzdłuż wybrzeża. Na pytanie, dlaczego, odpowiedział, że Borgarfjördhur znane jest na Islandii jako jedno z głównych miejsc, gdzie przebywają elfy. Podobno spotkać tam można całą ich społeczność, a także inne duchy przyrody. Warto było poświęcić czas, by tam pojechać. Już sama droga robiła ogromne wrażenie, wąska i stroma tak, że mogło się zakręcić w głowie. Widzieli też bazaltowe skały przypominające piszczałki organów, a kiedy mijali dwie wysokie, dumnie wznoszące się w górę skały po obu stronach drogi, wydawało im się, że przejeżdżają przez bramę wiodącą wprost do tajemniczego świata baśni... Villemann, przyrodnik z zamiłowania, w zachwycie przyglądał się połyskującym wokół rozmaitym minerałom. Islandia była dla niego przygodą, której miał nigdy nie zapomnieć. Oczarowała go już pierwszego dnia. W rzadko zaludnionym Borgarfjördhur znaleźli jednak miejsce na nocleg. Zmęczeni podróżą udali się na spoczynek, nie mieli sił, by jeszcze tego samego wieczoru podejmować jakiekolwiek poszukiwania. W nocy Dolgowi przyśnił się sen... Zwykle większość snów zapomina się od razu, dlatego też Dolg wiedział, że jeśli z przejmującą jasnością pamięta, co mu się śniło, należy uznać to za znak, iż powinien mieć się na baczności. Wtedy, w Borgarfjördhur... Tamten sen... Znajdował się na szczycie jednego z tamtejszych wzgórz. Otaczały go islandzkie elfy, bardzo szczególne duszki przyrody. Takie połyskliwe, jaśniejące, eteryczne. Takie... maleńkie? We śnie nie potrafił określić, jakie są, ale rozmawiał z nimi. Ich głosy brzmiały niczym odległe echo, niczym głosy karłów, jak określa się echo w Norwegii: “Nie tutaj. Nie tuuu...” “Gdzie więc?” spytał. “Pokierujemy twoją drogą, Samotny. Witaj w naszej krainie, ale my z Borgarfjördhur nie jesteśmy tymi, które wiedzą”. “Czy to znaczy, że posuwamy się we właściwym kierunku?” “Tak”. “Musimy więc jechać stąd na zachód? Przez Jökuldalsheidhi, jak twierdzi mój ojciec?” “Tak. Twój ojciec, potężny czarnoksiężnik, zna drogę”. “Ależ mój ojciec nigdy nie był w tych stronach”. “On to czuje w sobie”. Po tym sen rozpłynął się w inne, niewyraźne obrazy. Dolg chciał spytać elfy, co może dla nich zrobić, lecz już zniknęły. Przyjemnie było usłyszeć, że ojciec na Islandii jest tak szanowany. Właściwie źle się stało, że Móri nie mógł tu mieszkać; Dolg zauważył, jak szczęśliwy i swobodny jest teraz ojciec. Dolg zorientował się, że siedział w kucki i drapał Nera za uchem tak długo, aż ścierpły mu nogi. Ale psy potrafią poddawać się tej pieszczocie chyba bez końca. Pod stopami zastygła lawa układała się w zawiłe wzory. - Islandia to najmłodsza kraina na Ziemi - podjął opowiadanie Dolg. Z natury samotnik, często w taki sposób rozmawiał z Nerem. - Można też powiedzieć, że dzieło stworzenia wciąż się tu nie zakończyło, dlatego ciągle słyszę niesione wiatrem wołanie udręczonej planety. Wiem, stwarzanie boli. Umilkł. Nero przytulił łeb do jego kolana. Tu jest moje miejsce, pomyślał zdumiony Dolg. Chociaż wiem, że Islandia nie jest mym ostatecznym celem, to tutaj jest mój świat. Nagle spłynęło nań przekonanie. Ktoś go wzywał. A może...? Jeszcze nie. Jeszcze nie dotarli na miejsce. A jednak usłyszał coś w swym wnętrzu. Nasłuchiwał. Smutek. Tęsknota. Żal. Jeszcze jeden odległy okrzyk został pochwycony przez wiatr i cichł poniesiony dalej. Dolg wstał z uśmiechem. - Rzeczywiście ktoś nas wzywa. Ale teraz wołał po prostu ojciec. Najwyższy czas ruszać w drogę. Chodź! Zaraz po zejściu na ląd na wschodnim wybrzeżu Islandii postarali się o konie, wspaniałe, wierne koniki, które wkrótce wzbudziły zachwyt u wszystkich. Móri sugerował, aby pojechali nie na południe, lecz na północ przez Dimmifjallgardhur. Była to droga trudna, po części nawet nie zbadana, ale zdaniem Móriego istniały znaki wskazujące, że właśnie nią powinni podążyć. A Móri zwykle wiedział, co mówi. Teraz jeszcze elfy potwierdziły, że jadą we właściwą stronę. Przede wszystkim jednak towarzyszące Dolgowi od lat przeczucie głosu karłów podpowiadało Móriemu, gdzie należy się skierować. “Najlepsze miejsce, by usłyszeć głosy karłów, czyli echo, to Hljödhaklettar nad Jökulsä. A ponieważ znaleźliśmy się tak daleko na wschodzie, właśnie tam pojedziemy” - oświadczył. Małe koniki niosły ich przez doliny i wzgórza, przepływały głębokie rzeki, znajdowały drogę tam, gdzie jej nie było