Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Odstawiłem nieprzeczytaną książkę na regał - reakcja, która zachwyciłaby każdego egalistę, ponieważ dokładnie odpowiadała celom ich filozofii: Nie wywoływać żadnej reakcji. Lecz ta książka dostarczyła mi ważnych informacji. Mogła pochodzić tylko z camońskiego wczesnego średniowiecza - ponieważ egaliści działa- li w tym czasie, poza tym było to oryginalne wydanie i do tego pierwszy nakład. Poszedłem dalej, mijając wiele regałów i książek, nie zwracając na nie żadnej uwagi, pozostawiając za sobą korytarz za korytarzem. Potem za- trzymałem się, wziąłem na chybił trafił jakąś książkę, otworzyłem ją i prze- czytałem: - Zycie jest niestety krótkie - zauważył książę Sommewogel z głębokim westchnieniem. - Cóż - odparł jego przyjaciel Rocco Niapel, uśmiechając się, podczas gdy nalewał sobie szklankę wina - nie będę oponował, jeśli tym samym chcesz wyrazić pogląd, że egzystencja jest druzgocąco ograniczona. Wchodzi Madame Fonsecca. - Och - woła rozbawiona - widzę, że panowie rozmawiają znów o tej pożałowania godnej okoliczności, że bytowanie nasze na tym padole podle- ga zatrważającemu ograniczeniu w czasie. Była to powieść abundowa, bez wątpienia, groteskowa pomyłka ca- mońskiej literatury, w której jedna główna myśl powtarzana była w niekoń- czących się wariacjach. A kiedy tworzyli abundoniści? W późnym średnio- wieczu, jasne! Byłem więc na właściwej drodze, poruszałem się od wczes- nego do późnego średniowiecza. Dalej! Szybko! Biegłem długo wzdłuż regałów, nie zwracając uwagi na ich zawartość. Widziałem dwie meduzy w różnych kolorach, które przy- warły do siebie w śmiertelnej walce, ale ten widok nie mógł mnie już skon- sternować. Znów byłem pełen nadziei. Potem zatrzymałem się. Woda nie przetnie chleba - brzmiała pierwsza linijka tomiku wierszy, który właśnie otworzyłem. Jakże się to nazywało? Dokładnie, to była ady- nacja, nieprawdopodobieństwo w naturze. A jaka szkoła poetycka rozpo- czynała swe wiersze tradycyjnie z nieprawdopodobieństwem naturalnym? Adynacjaliści oczywiście! A kiedy tworzyli adynacjaliści? Przed abudoni- stami czy po nich? Po nich, po nich! Średniowiecze miałem już za sobą, a teraz dotarłem do camońskiego baroku. Od teraz sprawdzałem w coraz mniejszych odstępach, dawałem sobie więcej czasu, na niektórych regałach sprawdzałem więcej książek i wytęża- łem całą literacką wiedzę, jaką wbił mi do głowy Dancelot: Czy Horazio von Senneker tworzył przed Pistolariusem Genkiem czy po? Kiedy Platoto de Nedici wprowadził do camońskiej literatury adapcjonizm? Czy Glorian Kurbisser należał do Gralsunderskiego Cyrkla czy do Grupy Tralamander? Czy oksymoronistyczna poezja Freddy'ego Włochatego pochodziła z Nie- bieskiego czy Żółtego Okresu? Dziękowałem poniewczasie mojemu ojcu poetyckiemu za bezlitosność, z jaką kazał mi wkuwać te wszystkie fakty. Przeklinałem go wtedy za to, a teraz uratują mi może życie! Tak, jakbym żeglował przez ciemne morze, na którym na małych wyspach stały niezliczone latarnie. Latarniami byli poeci, którzy poprzez stulecia przekazywali sobie nawzajem samotne prze- słania, a ja żeglowałem za światłem nawigacyjnym poezji, od wyspy do wy- spy - to była moja nić w labiryncie. Zapomniałem o głodzie i pragnieniu, porywałem książki z regałów, czytałem, kombinowałem, śpieszyłem dalej. Zatrzymałem się ponownie i wziąłem nową książkę: Kosmos implodował - brzmiało pierwsze zdanie. Bez wątpienia po- wieść antyklimaksowa, gatunek, którego przedstawiciele rozpoczynali swoje dzieła w najbardziej emocjonującym i spektakularnym momencie - czyniąc fabułę stopniowo coraz bardziej błahą, aż w końcu urywała się ona na jakiejś marginesowej uwadze. Antyklimaksiści należeli do camoń- skiego romantyzmu - znów dotarłem jedną epokę dalej. Uwolnił cmok swe usta od jej ust i usiadł chrzęst na rozklekotanym krześle. Podniósł szelest papier i obserwował go mrug. - Czy to jego testament? - spytał och. Westchnęła stek. - Nie odziedziczymy więc posiadłości Dunkelstein, tylko stary taboret do dojenia ? - Rzucił prast papier do kominka, gdzie trzask spłonął. Zaśmiał się heh i splunął smark na podłogę. Zapłakała szloch. O rany - onomatopoetycki utwór! Autorzy z tamtego czasu straci- li przypuszczalnie wiarę w siłę wyobraźni swoich czytelników i wierzy- li, że muszą wykorzystywać w swej poezji tego typu sztuczki - co we- dług naszych współczesnych upodobań rujnowało nawet najbardziej dra- matyczny tekst. Ludzie typu Roili Fantono i Montanios Truller pisali tak przekonani, że są szalenie nowocześni. Dziś na podstawie takich głupot można było tylko stwierdzić anachroniczność tekstu. Jednak: by- ły to początki nowoczesnej camońskiej powieści, pierwsze eksperymen- talne próby raczkowania nowej literatury - poruszałem się nieprzerwa- nie w stronę nowożytności