Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Jeff jest ciągle taki rozchwiany? Ani razu do mnie nie zadzwonił. - Myślę, że jest dużo lepiej. Ja z nim też nie rozmawiałem, ale z tego, co mówi Alona, twój zięć wyraźnie wraca do równowagi. - Były zięć, Andrew, teraz ty nim jesteś... „Ja też już jestem twoim byłym zięciem, Julio" -pomyślał ze smutkiem, ale nie powiedział tego głośno. 215 - A... jak się miewa Borys? - spytała z nutą wahania w głosie. - W porządku, widujemy się od czasu do czasu. Mam go od ciebie pozdrowić? - Pozdrów go ode mnie - powiedziała wolno, a potem zaraz dodała - albo nie, raczej nie, tak będzie lepiej. Co z jego mamą? - Ma się świetnie. - To zdumiewająca osoba... - A nie daje ci to do myślenia? - Owszem, Andrew, ale człowiek sam wybiera, kiedy chce być stary. - Nie powiesz mi, że ty już wybrałaś. - A jednak tak - usłyszał w odpowiedzi. Widząc z daleka bramę parkową, uczuł nagły skurcz w gardle, to było przecież to miejsce, gdzie parę lat temu Elizabeth czekała na nich, na niego i na Aleka. Ci dwoje spotkali się wtedy po raz pierwszy. Jak wiele się od tego czasu zmieniło... Ale czy naprawdę? Ta niezwykła kobieta nadal pozostała w jego sercu. Tak dobrze pamiętał jej twarz, to, jak mówiła, żywo gestykulując, jak się śmiała, odchylając głowę do tyłu. Jej obraz towarzyszył mu w każdej sekundzie życia, a więc Elizabeth tak do końca nie odeszła, czuł tuż obok jej obecność. I to się już nie zmieni do dnia jego śmierci. To była ta jedyna rzecz, jakiej był naprawdę pewien. Oksana zasnęła, Andrew ustawił więc wózek w półcieniu pod drzewem, a sam usiadł na ławce i wyjął gazetę. Przeglądał ją, kiedy zadzwoniła komórka. - Mówi Jeffrey Connery - usłyszał i z wrażenia zaschło mu w gardle. - Chciałbym panu podziękować 216 za umożliwienie mi pobytu wraz z synem w pańskim letnim domu... Początkowo uważałem ten pomysł za niedorzeczny, ale to właśnie wiele między mną i Alekiem naprawiło. - Mogę się tylko z tego cieszyć - odrzekł Andrew szybko. -Zbieramy się pomału do wyjazdu, najwyższa pora - ciągnął Amerykanin. - Mamy też duży kłopot, gdyż nie możemy wrócić na Manhattan. Trzeba będzie poszukać nowego domu, bo nam się rodzina powiększyła... „O czym on mówi" - pomyślał Andrew w popłochu, ale zaraz usłyszał: - Mamy teraz psa. Muszę go spytać wprost o Oksanę, nie ma na co czekać, niech tamten sobie to przemyśli, zanim wróci z Bieszczadów. - Ja... - zaczął, nerwowo przełykając ślinę -chciałbym też pewną rzecz wyjaśnić... - Nie ma czego wyjaśniać - przerwał mu Connery. - Zrzeknę się ojcostwa pańskiej córki. Już się dowiedziałem, jak to załatwić... Do wyjazdu pozostał niecały tydzień i Alona myślała o tym z niepokojem. Jej los był przecież bardzo niepewny. Pan Jeffrey nie rozmawiał z nią o przyszłości, nawet tej najbliższej, nie wiedziała więc, czy jej opieka nad Alekiem właśnie się kończy, czy też poproszą ją, aby jeszcze z nim została. Ale kto by ją miał o to prosić? Pani Julia? Ona już chyba będzie miała niewiele do powiedzenia, skoro odnalazł się ojciec chłopca. To on będzie teraz decydował o jego losie. A co z nią? Jeżeli nie będzie mogła zamieszkać z nimi 217 na Manhattanie, gdzie się podzieje? Co prawda pani Julia obiecywała swoją pomoc, ale mogło jej się coś odwidzieć. Ona już taka była, raz mówiła tak, innym razem całkiem co innego. Ale Alona nie da się zbyć byle czym, starsza pani obiecała załatwić jej zieloną kartę, to niech teraz dotrzyma słowa. To wszystko jednak nie było takie ważne, zawsze dawała sobie radę w życiu, to i teraz sobie poradzi. Było jej smutno z innego powodu. Że może już nigdy nie zobaczyć pana Jeffreya. Ta myśl była jak katastrofa. A on o tym nie wie i nigdy się nie dowie, no bo w jaki sposób? Ona mu przecież o tym nie powie. Zresztą gdyby nawet się odważyła i wyznała mu swoją miłość, mógłby ją tylko wyśmiać. No, może nie śmiałby się z niej wprost, ale co by sobie pomyślał! Nie. Nigdy się na to nie zdobędzie, raczej wolałaby umrzeć. Po co jej to było, po co zgodziła się tu przyjechać, teraz czuła się nieszczęśliwa i rozbita. Pan Jeffrey chyba jednak coś zauważył, bo spytał ją, czy ma jakiś kłopot. - Nie, dlaczego? - udała zdumienie, ale nie patrzyła na niego, tylko gdzieś tak w bok. -Tak mi się wydaje, że coś cię gryzie. Ty pomogłaś mnie, może ja teraz mógłbym pomóc tobie? I wtedy wyrwało jej się: - Bo ja pana kocham! Tak się przeraziła tym wyznaniem, że nie czekając na jego odpowiedź, uciekła do domu i ukryła się na górze. Po długiej chwili usłyszała skrzypnięcie drzwi. Byli sami, bo Alek poszedł ze swoim psem nad strumień. Próbował tam łapać rękami pstrągi, raz mu się nawet udało, przyniósł rybę, którą potem usmażyła. 218 - Alona, zejdź na dół - usłyszała, ale nie odezwała się nawet jednym słowem. Leżała na tapczanie z twarzą wciśniętą w poduszkę. To on wszedł na górę, usiadł obok. - Dlaczego to powiedziałaś? - spytał. - Bo to prawda - odparła stłumionym głosem. - To nie może być prawda - powiedział gorzko. - Nie można zakochać się w starym kuternodze. Zerwała się na to i przywarła twarzą do jego piersi, łzy spływały jej po policzkach. - Ja się nie zakochałam, ja kocham. Kocham i już. Nie wiem, dlaczego tak jest, i to mnie nie obchodzi. Zaczęli się całować i stało się między nimi to, czego Alona tak bardzo się obawiała i uważała dotąd za niemożliwe. Leżeli potem obok siebie. - Dlaczego mi nie powiedziałaś, że jeszcze nie byłaś z mężczyzną? - spytał cicho. Ale ona milczała. Do kolacji pan Jeffrey otworzył wino. - Czy my już jutro wyjeżdżamy? - spytał Alek. - Dlaczego? - zdziwił się jego ojciec. - Bo otworzyłeś wino. - Otworzyłem wino z innej okazji - rzekł, mrugając do niej. - A jakiej? - spytał Alek. - A takiej, że jesteśmy tutaj we troje i dobrze nam razem. Mam rację? Alek skinął twierdząco głową. Potem, kiedy już zasnął, pan Jeffrey wszedł do niej na górę. Trzymał ją w ramionach, a ona znowu płakała. - Przestań - poprosił. 219 - Kiedy nie mogę - odrzekła, wycierając nos. - Kochanie, czuję się szczęśliwy i obdarowany, ale nie możesz wiązać ze mną swojego młodego życia. Zasługujesz na kogoś lepszego niż taki rozbitek jak ja. - Aleja nikogo innego nie chcę - odrzekła. - Tak mówisz teraz. - Tak będę mówiła zawsze - powiedziała zdecydowanie. - Ja nie jestem jak te wszystkie dziewczyny, co gonią nie wiadomo za czym, ja jak coś sobie postanowię, to tak musi być. I to mi nie przechodzi... Myślałam, że zakochanie to nie dla mnie, ale teraz wiem, że nie miałam racji... Pan Jeffrey długo milczał. - Naprawdę chciałabyś ze mną zostać? -Tak. - Więc zgoda, Alonko. A jak ci się znudzę, to mi powiesz. Potem zszedł na dół, a ona nie mogła zasnąć do rana. Więc to wszystko naprawdę się stało? Pokochała mężczyznę. Jaka była do tej pory głupia, że bała się miłości. Ale ona na szczęście przyszła, nie pytając jej o zdanie. Okno z wolna rozjaśniało się, a potem na poddasze wpadły pierwsze promienie słońca