Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nie będzie też żadnej wojny 224 między Griddami a dziećmi Ziemi. Wreszcie nastanie po- kój. Jestem ci wdzięczna za wszystko, co robisz. Wszystkie jesteśmy. - Dziękuję - odparł Eryk chrapliwym głosem. 15- Drużyny obrońców R achel wyruszyła, by dogonić Griddy zmierzające w stronę Ziemi. W ramionach trzymała Serpanthę. Wyczerpana po walce o Yemiego, jeszcze nigdy nie musia- ła tak bardzo zaufać swoim zaklęciom latania. Stopniowo zbliżała się do armii Gridd. Potem ominęła ją wielkim łu- kiem i przez chwilę mogła sobie wyobrażać, że poza nią, Serpanthą i Essami nikt nie mąci spokoju gwiazd. W koń- cu jednak jej zaklęcia zaczęły słabnąć. Niesienie Serpan- thy kosztowało je więcej, niż chciały przyznać. -Jeszcze troszkę - nalegała Rachel. - Dobrze - odparły, dając jej z siebie to, czego już nie miały. Serpanthą spoczywał cicho w jej ramionach. Chociaż nie powrócił nawet ślad po jego dawnej mocy, dzięki nie- 226 strudzonej pracy Ess czarodziej mógł przynajmniej my- śleć. I myślał o Rachel. Wyczuł, jak bardzo jest zmęczona, wypytał Essy i ocenił odległość do Ziemi. Za daleko, uznał. Griddy złapałyby Rachel, zanim zdo- łałaby tam dotrzeć. Chyba że by jej pomógł. - Witaj, odważna dziewczyno - powiedział, otwiera- jąc wielobarwne oczy. Rachel poczuła, jak ogarniają wielka radość. - Obudziłeś się! Nareszcie! - krzyknęła, ściskając go mocno, po czym natychmiast rozluźniła uchwyt w oba- wie, czy nie sprawia mu bólu. - Serpantho! - To podłe z mojej strony. Nie mogę ci w żaden spo- sób pomóc, a tylko opóźniam twój lot - rzekł czarodziej, patrząc na nią czule. - Nie mów tak! Liczy się tylko to, że wracasz do zdro- wia! Potrzebujesz czegoś? Mogę ci jakoś pomóc? Powiedz! -Już tak wiele dla mnie zrobiłaś - odparł Serpantha. -Aleja mam jeszcze jedną prośbę. - Dla ciebie wszystko. - Zostaw mnie, Rachel. Inaczej nie zdążysz na Ziemię na czas. - Przecież to nieprawda. - Prawda, Rachel. I ty też o tym wiesz. Twoje zaklęcia powtarzają ci to od jakiegoś czasu, ale tyje ignorujesz. Rachel usiłowała patrzeć wszędzie, tylko nie na Ser- panthę. Czuła, jak jego oczy przewiercają ją na wylot. r - Nie mogę! -jęknęła. - Nie zostawię cię! - Musisz! - zażądał Serpantha mocnym głosem. - Od tego, czy zdołasz ostrzec Ziemian, może zależeć wszystko. Czy chcesz, żeby Griddy dotarły do twojego domu przed 227 tobą? Zabiły twoich rodziców? Tak właśnie się stanie. Naprawdę tego chcesz? - Spektra wyczują, że się zbliżamy - odparła Rachel, przekonując sama siebie. - Na pewno. Heiki będzie wie- działa, co robić. Będą przygotowani. - Nie mamy pewności - powiedział Serpantha. - Nie możesz ryzykować wszystkiego dla mnie. Nie pozwalam ci na to. Rachel odwróciła od niego głowę, z nową energią od- bijając od armii Gridd. - Wciąż nie mogę się przenieść - powtarzała z upo- rem. - Dlaczego zaklęcia nie działają? Dlaczego? - Rachel, proszę. Przecież możesz po mnie wrócić po- tem. Rachel wiedziała, że potem nie będzie już miała po co wracać. Serpantha także zdawał sobie z tego sprawę. Griddy rozszarpałyby czarodzieja na strzępy, gdyby go tylko znala- zły. Dla Serpanthy lepiej byłoby umrzeć od razu, szybko i bezboleśnie. Spojrzała na czarodzieja, czując, jak budzą się jej za- klęcia śmierci. Serpantha wyczuł je także. Nie protestował. - Użyj ich - powiedział. Rachel myślała o rodzicach. O wszystkich mieszkań- cach zagrożonej Ziemi. Ich życie leżało teraz na szali. A ona miała tylko jeden wybór. Serpantha także o tym wiedział. -W porządku - szepnął. - Możesz to zrobić. Możesz to zrobić. Zaklęcia śmierci wściekle miotały się wjej umyśle. 228 - Oto moja odpowiedź. Dla ciebie i dla zaklęć. - Ra- chel popatrzyła na czarodzieja. Objęła go mocniej i po- wlokła się w stronę Ziemi. - Zostaw mnie, Rachel! - Nie - odparła lekko, głaszcząc go po twarzy. - Nie w ten sposób. Zignorowała zaklęcia śmierci. Jeszcze mocniej przy- tuliła Serpanthę. Czarodziej próbował z nią walczyć, ale nie rozluźniła uścisku. Powierzyła się wiernym zaklęciom latania, niosącym ją do domu. Stopniowo armia Gridd zaczęła ich doganiać. W za- sięgu wzroku ukazały się przednie straże. One też ich zo- baczyły, a Rachel nie miała już sił, by uciekać. , - Pomóżcie mi! - krzyknęła do Ess