Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Powszechnie obawiano się zarazy. Zdaje się, że to właśnie wtedy nasz Henryk Biały począł rozważać w gronie doradców odsprzedanie margrabiemu Miśni ważnego grodu Szydłowa albo też Krosna z okręgiem. Opatrzność sprzyjała mu jednak, ponieważ niespodziewana pomoc uczyniła ową transakcję nieaktualną. Trzeci z braci, Konrad, któremu szykowano już w Bawarii objęcie passawskiego biskupstwa, porzucił paryskie studia i ciemną suknię kleryka, pragnąc ozdobić ramiona monarszą purpurą. Powrócił na Śląsk w gronie wiernych przyjaciół, żądając od Rogatki wydzielenia osobnej dzielnicy. Niczego nie zyskawszy, zbiegł do Wielkopolski, gdzie synowie Odonica przyjęli go z otwartymi ramionami. Przemysł, pragnąc odpłacić śląskiemu Bolesławowi za spiskowanie z rodem Nałęczów, wyposażył hojnie kuzyna i ożenił niedoszłego biskupa ze swoją siostrą Salomeą. „Poślubił własną szwagierkę” – poinformowała mnie i Wolfganga, zawsze w takich razach niezawodna Stulicha. Sprzymierzeni książęta wkroczyli na Śląsk i zajęli Bytom nad Odrą. Rogatka, wzięty jakby w dwa ognie, zmuszony był poniechać nie zdobytego Wrocławia. Gdy próbował odbić swoją fortecę, wpadł w zasadzkę i dostał się do niewoli. Konrad otrzymał wtedy udzielne księstwo ze stolicą w Głogowie, a wśród poddanych Henryka zapanowała zrozumiała radość z pognębienia i znacznego osłabienia nieprzyjaciela, chociaż obawiano się, że jeszcze o nim nieraz usłyszymy i z pewnością nie będzie to nic dobrego. Nie muszę dodawać, że w odróżnieniu od wojowniczego głogowskiego Konrada pragnąłem jak najszybciej znaleźć się w Paryżu i uporczywa myśl o tym podżegała mnie do najgorszych projektów z zamordowaniem Wolfganga włącznie. Obserwując, jak Franko zbiera się do drogi, miałem wrażenie, że siedzę w jakiejś ciemnicy, z której muszę się wyrwać na wolność. Chciałem udać się ponownie do mego ojca i paść mu do nóg. Na szczęście jednak czuwał nade mną tajemniczy przyjaciel, prawdziwy diabeł stróż, toteż nastąpił wkrótce oczekiwany cud. Czarnoksiężnik podupadł bardzo na zdrowiu. Przyczyną tego były zapewne ciężkie mrozy i braki w żywności, jakich doświadczyliśmy podczas ostatniego oblężenia, a także, moim zdaniem, nieostrożne obchodzenie się przezeń z niebezpiecznymi substancjami, zwłaszcza z merkuriuszem. Przypominam sobie, jak wyśmiewał mnie, że nigdy nie zdejmuję podczas doświadczeń grubych rękawic, i starał się mnie przekonać, że człowiekowi obdarzonemu mocą lekarstwem jest to, co bywa zwykłym ludziom trucizną. Wkrótce po odstąpieniu wojsk Rogatki począł odczuwać bóle brzucha tak silne, że zmuszony był przerwać eksperymenty i lec na łożu cierpienia. Zwracał wszelkie jadło, wymiotując czarną, cuchnącą cieczą, a na dłoniach i paznokciach pojawiły się sine plamy. Wezwany naprędce medyk książęcy Gocwin zjawił się u nas w towarzystwie nowych uczniów, mańkuta Pawła i zezowatego jąkały Andrzeja, pilnie zważających na każde słowo i każdy gest mistrza. Tłusty, łysy człowieczek z małą bródką oznajmił na początku z godnością, że prawdziwy lekarz winien być filozofem, to znaczy mieć umysł matematyka i traktować medycynę jak Euklides geometrię. Badając tętno wijącego się z bólu chorego, wyjaśnił na czym polega siła pulsowa w żyłach, następnie wytłumaczył zebranym, że krew powstaje z pokarmu w wątrobie, a serce jest siedzibą wrodzonego ciepła. Potem dowiedzieliśmy się, że narządem czyszczącym ludzką posokę jest śledziona, wydobywająca z jedzenia grubsze części i wytwarzająca z nich czarną żółć, która specjalnym kanałem wędruje do żołądka i jelit, po czym usuwana jest z kałem. Skrupulatnie obejrzał pod światło mocz jęczącego alchemika w małej szklanej flaszce zwanej matula, następnie przyjrzał się czarnej plwocinie, stwierdzając, że jej kolor i zapach źle wróżą. Potem, powołując się na autorytety Hipokratesa i Galena, wyjawił nam, że wszystko w organizmie zależy od natężenia czterech humorów, czyli krwi, flegmy i żółci dwojakiego rodzaju. Ponieważ pacjent jest z natury melancholikiem, bez wątpienia nastąpiło wzburzenie wspomnianej już żółci czarnej. Nie bacząc, że jęki chorego przeszły tymczasem w wycie, nakazał, by uczniowie upuścili mu krwi, obserwując przy tym jej gęstość i kolor