Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jedna z grup demonstrowała pełny zestaw zachowań higienicznych, druga nie wykazywała ich w ogóle, trzecia natomiast zatrzymywała się w pół drogi. W grupie tej robotnice otwierały woskowe komórki z chorymi larwami, ale nie wyrzucały larw z ula. Rothenbuhler podejrzewał, że mogą istnieć dwa osobne geny, jeden na otwieranie komórek, a drugi na wyrzucanie larw. W pełni higieniczne szczepy miały zarówno jeden, jak i drugi gen, natomiast szczepy podatne miały konkurujące allele ich obu. Mieszańce, które zatrzymywały się w pół drogi, przypuszczalnie miały (w podwójnej dawce) gen na otwieranie komórek, ale żadnego genu na wyrzucanie. Rothenbuhler domyślał się, że grupa pozornie całkowicie niehigienicznych pszczół mogła ukrywać podgrupę mającą gen na wyrzucanie, którego efekt nie mógł się przejawić z powodu braku genu na otwieranie. Potwierdził to bardzo eleganckim eksperymentem, w którym usunął pokrywy komórek osobiście. Rzeczywiście, połowa spośród pozornie niehigienicznych pszczół zaczęła w efekcie przejawiać całkowicie normalny behawior wyrzucania.* Historia ta ilustruje wiele istotnych kwestii, które pojawiły się w poprzednim rozdziale. Pokazuje, że nawet jeśli nie mamy najbledszego pojęcia na temat procesów chemicznych, które zachodzą w okresie zarodkowym, a których łańcuch wiąże gen z odpowiadającym mu zachowaniem, mówienie o „genie na takie-to-a-takie-zachowanie” jest jak najbardziej na miejscu. Mogłoby się okazać; że w tym łańcuchu przyczynowo-skutkowym obecny jest również proces uczenia się. Gen na otwieranie mógłby na przykład wywierać swój wpływ poprzez wywoływanie w pszczołach pociągu do zainfekowanego wosku. Zjadanie pokryw woskowych na zakażonych komórkach odbiorą wtedy jako nagrodę i będą skłonne powtarzać tę czynność. Nawet gdyby mechanizm działania genu był właśnie taki, to wciąż pozostanie on genem „na otwieranie”, o ile pszczoły mające ten gen będą otwierać komórki, a pszczoły, którym go brak, lecz poza tym identyczne, otwierać komórek nie będą. Historia ta dodatkowo ilustruje zjawisko „współpracy” genów w wywieranych przez nie oddziaływaniach na zachowania wspólnej maszyny przetrwania. Gen na wyrzucanie jest bezużyteczny, jeśli nie towarzyszy mu gen na otwieranie i odwrotnie. Eksperymenty genetyczne pokazują jednak równie jasno, że w swojej podróży poprzez pokolenia geny te są w zasadzie całkowicie odrębne. Będąc jednym zespołem współpracującym przy wypełnianiu użytecznej funkcji, jako replikujące się geny są dwoma wolnymi i niezależnymi elementami. W naszych rozważaniach nieraz zmuszeni będziemy do spekulacji na temat genów „na” wszelkie rodzaje najbardziej nieprawdopodobnych cech. Jeśli uznasz, że odbiegam zbytnio od rzeczywistości, mówiąc na przykład o hipotetycznym genie „na ratowanie tonących towarzyszy”, wspomnij historię higienicznych pszczół. Miej na uwadze, że nie mamy na myśli genu jako jedynego pierwotnego sprawcy wszystkich tych złożonych skurczów mięśni, przetwarzania danych od narządów zmysłów, czy wręcz świadomych decyzji, które biorą udział w ratowaniu tonącego. Nie wypowiadamy się w kwestii: czy uczenie się, doświadczenie czy wpływy środowiskowe uczestniczą w rozwoju tego zachowania. Trzeba jedynie przystać na to, że pod wpływem jakiegoś jednego genu osobnik jest bardziej skłonny do ratowania tonącego niż pod wpływem jego konkurencyjnego allelu, przy założeniu identyczności pozostałych czynników i w obecności innych istotnych genów i czynników środowiskowych. Różnica między tymi genami może się w gruncie rzeczy sprowadzać do drobnej różnicy pod względem jakiejś prostej zmiennej ilościowej. Jednak szczegóły procesu rozwoju zarodkowego, które niewątpliwie mogą być interesujące, dla rozważań ewolucyjnych są nieistotne. Stanowisko Konrada Lorenza nie pozostawia w tej kwestii żadnych niejasności. Geny są mistrzami programowania, gdyż programują, aby przeżyć. Ich programy osądzane są według sukcesów w radzeniu sobie we wszelkich niebezpieczeństwach, na jakie życie naraża, ich maszyny przetrwania, a rezultatem jest surowy wyrok sądu przetrwania. W dalszej części książki zajmiemy się zagadnieniem, w jaki sposób zachowanie, które wydaje się być altruistyczne, może sprzyjać przetrwaniu genu. Jednak oczywistym celem nadrzędnym maszyny przetrwania i jej mózgu podejmującego decyzje jest przetrwanie osobnika i rozmnażanie. Wszystkie geny „kolonii” byłyby zgodne w wyborze tych priorytetów. Toteż zwierzęta starają się wszelkimi sposobami znaleźć i schwytać pożywienie; nie dać się samemu schwytać i pożreć; unikać chorób i wypadków; chronić się przed niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi; znaleźć przedstawiciela płci przeciwnej, nakłonić go do kopulacji i przekazać potomstwu swoje korzystne cechy. Przykłady są tutaj zbędne, lecz jeśli jakiś jest ci potrzebny, wystarczy, że przyjrzysz się uważnie pierwszemu napotkanemu dzikiemu zwierzęciu