Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Kiedy w końcu wypłynęli z tunelu, nie widzieli dobrze brzegów, gdyż ich sztuczne słońce zniknęło albo zgasło. Po lewej stronie było jednak widać światła w oknach wielu nadbrzeżnych domów. Johann stwierdził, że kilka z nich wygląda znajomo. - Popatrz tylko, bracie Johannie - odezwała się siostra Beatrice. - Chyba znaleźliśmy się znów na przedmieściach Mutchville. Ich łódka skręciła do brzegu i przybiła do niewielkiej przystani. Zakonnica wstała i zaczęła szykować się do wyjścia z łódki. - Zanim wysiądziemy, siostro Beatrice - zatrzymał ją Jo- hann - czy mogłabyś odpowiedzieć na jedno moje pytanie? - - Jeżeli będę mogła, brade Johannie - odparła. - Czy ci wszyscy ludzie wokół nas, na brzegu rzeki i w czółnach, byli prawdziwi? - Nie wiem, co rozumiesz pod pojęciem „prawdziwi ludzie" - powiedziała Beatrice. - Kiedy rozmyślałam o tym, doszłam do wniosku, że cała ta scena została stworzona specjalnie z myślą o nas - sam zdecyduj, przez Boga czy przez obcych - po to, by przekonać się, jak zareagujemy. - Więc nie sądzisz, że d wszyscy ludzie zostali porwani z Ziemi i osiedleni tu, we wnętrzu tej wielkiej kuli? Beatrice się uśmiechnęła. - Nie - odrzekła. -1 ty też tak nie sądzisz, brade Johannie, nawet gdyby miało to pomóc ci usprawiedliwić twoje za- chowanie. - A jednak, gdybym się tak nie zachował, mogliby zrobić ci jakąś krzywdę - upierał się Johann. - Tylko wtedy, gdyby taka była wola Boga - oznajmiła siostra Beatrice, wychodząc z łódki. - Porozmawiamy o tym trochę później - dodała. - Wygląda na to, że nasi gospodarze przygotowali teraz dla nas coś innego. To przedmieśde Mutch-ville z pewnością nie znalazło się tam przypadkowo. Kiedy doszli do centrum miasta, ujrzeli, że cztery kwartały śródmieśda odtworzono na brzegu rzeki ze wszystkimi szczegółami. Na zewnętrznych ścianach domów było widać numery i nazwy ulic, ale żaden z tych znaków nie był podświetlony. Światła było widać tylko w wielu oknach. Wszystkie drzwi były jednak zamknięte. Usiłując wejść do któregoś z rzędu domu, Johann poczuł, że ogarnia go frustracja. - Cóż takiego mielibyśmy tutaj robić? - odezwał się roz- drażniony, gdyż nie mógł otworzyć żadnych drzwi w centrum handlowym Mutchville. - Bądź derpliwy, brade Johannie - nakazała mu Beatrice. - Jestem pewna, że w końcu wszystko się wyjaśni. Skręcili w jakąś przecznicę. O kilka domów dalej po prawej strome ujrzeli migoczący neon. Napis głosił: BALKONIA -REZERWACJE. Kiedy Johann zobaczył neon, serce omal nie wyskoczyło z jego piersi. Przystanął i przez chwilę starał się zapanować nad emocjami. Nawet w panującym półmroku siostra Beatrice dostrzegła malujący się na jego twarzy ból. Ona także zauważyła neon. - Co to jest, brade Johannie? - zapytała. Johann nie odpowiedział. W pierwszej chwili pomyślał, czy nie udec albo chodaż zaproponować, by wródli do łódki. Wiedział jednak, że było to niemożliwe. Kiedy z wyraźnymi oporami ruszył za zakonnicą w stronę neonu, dręcząca go niepewność jeszcze się nasiliła. - Balkonia była słynnym domem publicznym, prawda, bra- de Johannie? - odezwała się łagodnie Beatrice, kiedy zbliżyli się do napisu. - Tak, to prawda - mruknął. Widziała wyraźnie, że mężczyzna czuje się zakłopotany. Nie chcąc denerwować go jeszcze bardziej, nie odzywała się, dopóki nie znaleźli się przed drzwiami domu. - Spróbuj je otworzyć - poleciła. - Jesteś pewna, że się otworzą? - zapytał, nie potrafiąc ukryć zdenerwowania. - Tak, jestem pewna, bracie Johannie - odparła. - To właśnie tu mieliśmy dojść. Ten neon jest jedynym podświet- lonym znakiem w całym mieśde. Drzwi się uchyliły. Mężczyzna popchnął je i otworzył, spodziewając się, że ujrzy za nimi małe biuro, w którym zamawiał swoją wizytę w tamtą Wigilię Bożego Narodzenia. Zamiast tego on i Beatrice znaleźli się w doskonałej kopii salonu, w którym Johann spotkał się i kochał z Amandą. Czuł się jak ogłuszony. Rozglądając się po salonie czuł, że może za chwilę zemdleć. Tysiące wspomnień i myśli przelatywało mu przez głowę tak szybko, że nie umiał ich uporządkować. Zanim jednak ugięły się pod nim kolana, usiadł na kanapie. Tymczasem siostra Beatrice chodziła po pokoju. - Jaka piękna choinka! - wykrzyknęła