Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Tak samo było z Davidem. Jego sposób radzenia sobie z utratą siostry i z utratą rodziny, co nastąpiło na skutek tamtej śmierci, polegał na ciągłym wyrywaniu się do przodu i na przejęciu kontroli nad własnym życiem, żeby w oczach świata uchodzić za człowieka sukcesu. Mimo to nawet wówczas nie udało mu się do końca pogrzebać bolesnych wspomnień i kiedy Phoebe urodziła się z zespołem Downa — czego w żaden sposób nie mógł przewidzieć - dawny żal znów dał o sobie znać. Odpowiedź Davida na to, co się wydarzyło, w takim samym stopniu odnosi się do przeszłości jak teraźniejszości, ale zrozumienie tego faktu nastąpi dopiero po upływie kilkudziesięciu lat i po podróży, jaką David odbędzie do miejsca, gdzie dorastał. 3. Akcja powieści zaczyna się w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym. Czy sądzisz, że stosunek społeczeństwa do ludzi upośledzonych uległ zmianie od tamtej pory? Czy jesteśmy bardziej światli i skłonni do akceptacji? Tak, moim zdaniem w czasie minionych kilku dekad sprawy zmieniły się na lepsze, ale powiedziałabym, że ten proces wciąż trwa i że przed nami jeszcze długa droga. Z pewnością pisanie tej powieści dla mnie osobiście było czymś w rodzaju oświecenia. Z początku nie miałam pojęcia, jak wyobrażać sobie postać Phoebe. Sam fakt istnienia sekretu i jego wpływ na życie rodziny zmuszał mnie do pewnych rozwiązań, ale moja wiedza na temat zespołu Downa była wówczas dość ograniczona. Stworzenie przekonującej postaci, która byłaby sobą, a nie odzwierciedleniem pewnego stereotypu, i uniknięcie przy tym zbytniego sentymentalizmu albo protekcjonalnego stosunku do niej wydawało się zadaniem ponad siły. Zaczęłam czytać i prowadzić na własną rękę coś w rodzaju badań. Tak samo starałam się szukać okazji do rozmów. Pierwsza para, z jaką udało mi się nawiązać nić porozumienia, miała córkę, która dorastała w tym samym okresie, w którym dzieje się akcja powieści. Ci ludzie okazali się niezwykle pomocni, a przy tym otwarci, bezpośredni i zwyczajnie mądrzy. Kiedy przeczytałam im pierwszy rozdział, odpowiedzieli natychmiast, że miałam całkowitą rację, przedstawiając tak a nie inaczej reakcję doktora. Stosunek Davida do osoby z zespołem Downa może nam wydawać się skandaliczny, ale trzeba pamiętać, że były czasy, i to wcale nie tak bardzo odległe, kiedy tego typu idee były szeroko rozpowszechnione. Racjonalny stosunek do chorych uległ zmianie, i to dość łatwo, ponieważ rodzice dzieci z zespołem Downa odmówili stanowczo - podobnie jak Caroline na kartach powieści — zaakceptowania z góry narzuconych ograniczeń. Walka, jaką toczy Caro- Córka opiekuna wspomnień 451 linę z bezduszną biurokracją, ma wymiar symboliczny; w tamtej epoce tego typu zmagania toczyły się w całym kraju. Ich celem była zmiana ogólnie obowiązującego wizerunku i otwarcie drzwi, które dotąd były zamknięte na głucho. Te zmiany nie następowały i nie następują łatwo; nie obywają się bez wielkich kosztów, jakie ponoszą ci, którzy walczyli - i wciąż walczą - aby ich dzieci stały się bardziej widoczne dla świata. Podczas poszukiwań prowadzonych podczas pisania tej książki często słuchałam wzruszających do łez opowieści, świadczących o wielkiej determinacji i odwadze. Często także zdarzało się, że olbrzymie wrażenie wywierała na mnie wylewna wielkoduszność ludzi z zespołem Downa i ich rodzin. Niezwykle chętnie spotykali się ze mną, żeby podzielić się spostrzeżeniami i doświadczeniami z własnego życia, żeby opowiedzieć o radościach i troskach i żeby pomóc mi to wszystko ogarnąć. Wielu z nich czytało później moją książkę i pokochało ją, co w moich oczach jest najlepszym miernikiem jej sukcesu. 4. Przez całą powieść zręcznie wykorzystujesz w charakterze metafory sztukę fotografowania. Czy sama interesujesz się fotografiką, czy może zdobywałaś wiedzę na ten temat, traktując to jako część procesu tworzenia? Nie jestem fotografem, choć przez parę lat college'u przyjaźniłam się z ludźmi, którzy zajmowali się tym zawodowo. Prawdę mówiąc, niektórzy z nich posiadali w domach ciemnie fotograficzne i fotografia przewijała się wciąż w naszych rozmowach. Czasem nawet zdarzało mi się jeździć z nimi, gdy szukali jakichś konkretnych miejsc czy obiektów do fotografowania. Nie bardzo interesowałam się sprawami czysto mechanicznymi - terminy takie jak „ptzysłony" czy „korekta ekspozycji" przyprawiały mnie o dreszcze - ale zawsze czułam coś w rodzaju fascynacji, gdy widziałam, jak na zanurzonym w wywoływaczu papierze pojawia się zdjęcie, a zwykła kąpiel w chemikaliach wyczarowuje obraz w miejscu, gdzie przed chwilą nie było niczego. Ten powolny i tajemniczy proces zawsze w pewien sposób kojarzył mi się z narodzinami. Intrygowało mnie także wykorzystanie światła i fakt, że ekspozycja na światło mogła bezpowrotnie zniszczyć nieutrwalone zdjęcie. Pamiętam także, jak bardzo mnie irytowało - i to nie raz - kiedy któryś z moich przyjaciół odczuwał nagłą potrzebę zrobienia fotki akurat w chwili, w której wszystkim to przeszkadzało, na przykład podczas rodzinnego zjazdu lub przyjęcia z okazji urodzin. Zastanawiałam się, w jaki sposób obecność fotografa zmienia naturę tej chwili? Co się zyskuje, a co traci, kiedy towarzyszy nam wszędobylskie oko aparatu? Podczas wczesnych etapów pisania tej powieści przeczytałam w „New Yorkerze" esej o fotografie Walkerze Evansie, w którym w niezwykle elokwentny sposób omówiono wiele z powyższych wątpliwości, co przypomniało mi dyskusje z moimi przyjaciółmi. Norah daje Davidowi w prezencie aparat fotograficzny i od tego momentu zaczęłam wkładać sporo pracy w poszukiwanie wiedzy na ten temat. Między innymi 458 Kim Edwards spędziłam trochę czasu w Eastman Kodak Museum i przeczytałam od deski do deski fascynującą książkę Susan Sontag „On Photography". 5. Miasto Pittsburgb zajmuje w powieści istotne miejsce i jest opisywane w dość tkliwy sposób, („Nagle przed zachwyconymi oczyma Caroline zajaśniało miasto... tak zadziwiające swym ogromem i pięknością, że odruchowo wstrzymała oddech i wcisnęła hamulec, żeby nie utracić kontroli nad samochodem"). Pittsburgb nie jest miastem, które zwykle porusza czyjąś wyobraźnię albo w którym autorzy skłonni są umiejscowić akcję swoich powieści. Czy możesz nam wyjawić, dlaczego wybrałaś właśnie Pittsburgh i czy czujesz się —jeśli w ogóle — w jakiś szczególny sposób związana z tym miastem? Nigdy wcześniej nie widziałam Pittsburgha, dopóki się tam nie przeprowadziłam... Obydwoje z mężem pracowaliśmy w Kambodży jako nauczyciele, kiedy zaproponowano mu zrobienie doktoratu z filozofii na Uniwersytecie w Pittsburghu