Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Cóż, złota jesień nie może trwać wiecznie, pomyślała z żalem, zadowolona jednak, że jeszcze nie nadeszły prawdziwe chłody, a mżawka nie zmieni się w deszcz ze śniegiem. Zamknęła oczy, próbując uspokoić się przed zaśnięciem, wygnać z serca niezrozumiałe uczucie niepewności i zagrożenia. Ocknęła się o piątej i z trudem udało jej się podrzemać przez następną godzinę. Wtedy właśnie po raz pierwszy pojawił się ten sen. Zobaczyła siebie w poczekalni. Na podłodze leżała kobieta. Jej wielkie, martwe oczy patrzyły w pustkę. Piękną twarz otaczała chmura czarnych włosów. Na szyi widniał zadzierzgnięty sznur. Nagle, ku zdziwieniu Kerry, kobieta wstała, rozplatała węzeł i podeszła do biurka recepcjonistki, żeby umówić się na wizytę. 7 Przez cały wieczór Robert Kinellen chciał zadzwonić i zapytać o zdrowie Robin, ale skończyło się na pobożnych zamiarach. Jego teść Anthony Bartlett, główny udziałowiec kancelarii, w której Robert pracował, wbrew swoim zwyczajom zjawił się po kolacji bez zapowiedzi w domu Kinellenów, by omówić z zięciem sprawę procesu Jamesa Forresta Weeksa o fałszowanie zeznań podatkowych. Weeks był najważniejszym - choć i najbardziej kontrowersyjnym - klientem firmy. Przez ostatnie trzydzieści lat multimilioner Weeks, przedsiębiorca budowlany, zyskał w Nowym Jorku i okręgu New Jersey pozycję prawdziwej grubej ryby. Łożył poważne sumy na cele polityczne, nie mniejsze na dobroczynność, a ponadto był nieustannym obiektem plotek. O jego powiązaniach ze sferami rządowymi krążyły legendy. Przez całe lata biuro prokuratora generalnego Stanów Zjednoczonych usiłowało znaleźć jakiegoś haka na Weeksa. Przez te wszystkie lata Bartlett i Kinellen zbili mnóstwo forsy, reprezentując go w sądach. Aż do tej pory agentom federalnym ani razu nie udało się udowodnić mu żadnego wykroczenia popartego obciążającym materiałem dowodowym. - Tym razem to poważna wpadka - przypomniał Anthony Bartlett, usadowiwszy się vis a vis zięcia w jego gabinecie, mieszczącym się w domu w Englewood Cliffs. Pociągnął łyczek koniaku. - Co, oczywiście, znaczy, że Weeks może pociągnąć nas za sobą. Bob pracował w kancelarii Bartletta od dziesięciu lat. Od razu zorientował się, że jest ona czymś w rodzaju filii Weeks Enterprises, tak mocno splatały się ze sobą wspólne interesy. W istocie, bez podłączenia do potężnego imperium Jimmy’ego, pozostawaliby na łasce i nie łasce pomniejszych klientów, z których profity nie wystarczyłyby nawet na prowadzenie biura. Obaj prawnicy doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli Jimmy tym razem przegra, ich perspektywy zaczną się rysować się w czarnych barwach. - Niepokoi mnie głównie Barney - opanowanym głosem powie dział Bob. Barney Haskell był księgowym Jimmy’ego, współoskarżonym w sprawie o podatki. Adwokaci wiedzieli, jak wielki nacisk wywierają służby rządowe na Barneya, obiecując mu ochronę i zmianę tożsamości, gdyby zgodził się zostać koronnym świadkiem. - Mnie też - powiedział Anthony Bartlett. - I to z paru powodów - ciągnął Bob. - Mówiłem ci o wypadku, jaki miałem w Nowym Jorku? I że Robin przeszła operację plastyczną? - Owszem. Jak się miewa? - Dobrze, dzięki Bogu. Nie wiesz jednak, że operował ją Charles Smith. - Charles Smith? - Anthony Bartlett aż się wzdrygnął na dźwięk tego nazwiska. Wyprostował się w fotelu, unosząc brwi: - Chyba nie ten sam, który?... - Ten sam - potwierdził Bob. - A moja była żona, zastępca prokuratora okręgowego, regularnie wozi ją do niego na badania kontrolne. Znając Kerry, wiem, że niedługo się połapie, co jest grane. - O mój Boże - westchnął żałośnie Bartlett. Czwartek, 12 października 8 Biuro prokuratora okręgu Bergen mieściło się na pierwszym piętrze obszernego zachodniego skrzydła gmachu sądu. Zatrudniało trzydziestu pięciu zastępców i asystentów prokuratora, siedemdziesięciu agentów i dwadzieścia pięć sekretarek, nie licząc samego szefa, Franklina Greena. Mimo przeciążenia pracą i często makabrycznego charakteru prowadzonych spraw, w urzędzie panowała znakomita atmosfera. Kerry uwielbiała swoją pracę. Regularnie odrzucała kuszące propozycje prywatnych kancelarii, bo bardziej od awansów finansowych interesował ją zawód sędziego federalnego