Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Jednak mimo, iż armia szwedzka starała się zachowywać jak naj-dzielniej, Duńczycy nie sprawiali wrażenia, że chcą się poddać. Teraz nie było już czasu na udawanie. Trzeba było zacząć działać na poważnie. W ciemnościach nocy na wzgórzu Valby15 dostrzeżono umówiony sygnał ogniowy - dwie płonące beczki ze smołą. Szturm na miasto mógł się zacząć. Najpierw do boju ruszyło około 70 muszkieterów, wszyscy ubrani w luźne, białe, płócienne koszule narzucone na wierzchnie ubranie, białe kaptury nałożone na kapelusze i czapki. Muszkieterowie poruszali się na nartach, a wielu z nich miało na uzbrojeniu nowy typ granatów muszkietowych w kształcie jajek. W ślad za nimi podążało około 150 marynarzy i bombardierów. Większość marynarzy niosła ze sobą drabiny oblężnicze. Były one tak duże, że jednocześnie mogło się nimi wspinać kilku ludzi obok siebie. Inni ciągnęli za sobą przenośne pomosty na kołach. Wszyscy bombardierzy mieli granaty ręczne, z wyjątkiem kilku, którzy ciągnęli pojemnik wyładowany petardami. Muszkieterowie wyposażeni byli w grube czapy z materiału, które można było narzucać na ostre końcówki palisady, co znacznie ułatwiało pokonywanie tej przeszkody. Marynarze mieli też młoty kowalskie, łomy i siekiery służące do wyrąbywania otworów w palisadzie. Oprócz drabin niesiono także worki z sianem i bosaki: bosaków zamierzano użyć do usuwania zapór umieszczonych na wałach obronnych, do utrzymywania w stanie równowagi chwiejnych drabin i do podtrzymywania ich od spodu. Worki z sianem planowano umieścić w górnej części drabin dla zachowania równowagi. Wiele drabin miało wbite od spodu żelazne bolce. Za tą pierwszą grupą postępowała piechota, oddział za oddziałem w dwóch równoległych kolumnach - w sumie około 5800 ludzi. Różnorodność uzbrojenia i wyposażenia świadczyć może o dokładności i poważnym podejściu do zadania. Żołnierze mieli na swym wyposażeniu - oprócz typowego sprzętu wymaganego 15 Valby położone było na południe od Kopenhagi - obecnie jest dzielnicą stolicy Danii (przyp. tłum.). 309 Niezwyciężony przy takich okazjach - mnóstwo sprzętu specjalistycznego umieszczonego na wozach i saniach: małe moździerze planowane jako wsparcie ogniowe i hiszpańskie kozły, kosze szańcowe, worki z piaskiem służące do ochrony zajętych pozycji, duże kładki szturmowe, będące na wyposażeniu postępującej za piechotą kawalerii, jak również małe łodzie załadowane łatwopalnymi materiałami - zamierzano ich użyć przeciwko okrętom duńskim, które stały skute lodem. Szwedzi nie dysponowali natomiast zwykłą artylerią, co może budzić pewne zdziwienie. Chodziło jednak o to, aby w błyskawicznym tempie przebić się przez wały miejskie i przystąpić do natychmiastowego, zmasowanego szturmu. Gdyby trzeba było ciągnąć ciężkie, nieruchliwe armaty, na nic by się one nie przydały; przeciwnie - mogłyby opóźnić tempo całej operacji. Szwedzi mieli poza tym nadzieję, że granaty ręczne, a zwłaszcza ów nowy typ granatów, które można było wystrzeliwać za pomocą muszkietów, w pewnym stopniu zastąpią artylerię, tak, jak to miało miejsce w czasie szturmu na twierdzę Frederiksodde. Na samym końcu jechała jazda - 1900 ludzi. Poszczególne oddziały wojska znikały jedne za drugimi w ciemnościach, które w czasie tej bezgwiezdnej nocy były tak gęste, że poszczególne grupy ludzi można było rozpoznać tylko dzięki przytłumionym odgłosom wydawanym przez końskie kopyta, buty maszerującej piechoty czy też skrzypienie sań na śniegu i chrzęst kół. Wszyscy odczuwali na swych policzkach chłodne podmuchy zimy. Początkowo wojsko podążało wzdłuż porośniętego krzakami brzegu, ale kiedy pierwsze szeregi dotarły do zewnętrznych, zburzonych fortyfikacji, skręciły na prawo, idąc teraz po zasypanym śniegiem lodzie. Mury miasta oddalone były już tylko o kilometr. Jeszcze w październiku 1657 roku, kiedy Szwedzi musieli zrezygnować z oblężenia miasta, Karol Gustaw rozważał pomysł o wzięciu Kopenhagi szturmem