Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Odwróciła się ze złością, zamiatając blond włosami i wiśniową spódnicą. Connor stwierdził, że musi działać szybko. — Za późno, Angela. Spróbowałem już twego cygara, które zapaliłem twoją zapalniczką, sprawdzałem, która godzina, na twoim zegarze, no i oglądałem telewizję. Spodziewał się bardzo gwałtownej reakcji i nie zawiódł się. Angela wybuchnęła łzami. — Ty łobuzie! Nie miałeś prawa! Podbiegła do stołu, złapała zapalniczkę i usiłowała ją zapalić. Ale bez skutku. Podeszła do zegara — zegar stał. I do telewizora — który się nie ożywił. Connor chodził za nią krok w krok, zakłopotany, pełen poczucia winy. Angela opadła na krzesło. Siedziała skulona, drżąca, z twarzą ukrytą w dłoniach jak zraniony ptak. Jej rozpacz wywołała w sercu Connora bolesny skurcz. Ukląkł przed nią. — Angie — powiedział — nie płacz. Ja tylko chciałem cię zobaczyć. Nie zrobiłem przecież nic złego, — Dotykałeś tych rzeczy i one się zmieniły. Oni mnie uprzedzali, że się zmienią, jeśli dotknie ich ktoś poza klientem… i rzeczywiście… — Ale przecież to naprawdę nie ma sensu. Kto ci powiedział, że się zmienią? — Dostawcy. — Spojrzała na niego oczyma pełnymi łez i w tym momencie Connor poczuł zapach perfum tak wyrafinowany, że miał ochotę rzucić się do ich źródła jak człowiek, któremu brak powietrza, podbiega do okna. — Ale co ty…? Ja nie… — Powiedzieli mi, że to wszystko przestanie działać. Connor usiłował otrząsnąć się ze skutków dziwnej magii, której podlegał. — Ależ nic nie przestało działać, Angie. Po prostu przerwa w dopływie energii… czy coś w tym rodzaju… — urwał niepewnie. Ani zegar, ani telewizor nie miały przewodu. Zaciągnął się nerwowo cygarem i o mało się nie zakrztusił gryzącym, pozbawionym aromatu dymem. Silne poczucie straty, którego doświadczył zduszając niedopałek, zniweczyło wszelkie przejawy sceptycyzmu. Wrócił do Angeli i znów przed nią ukląkł. — Powiedzieli ci, że te rzeczy przestaną działać, jeżeli dotknie ich ktokolwiek poza tobą? — Tak. — Ale jak to jest możliwe? Angela delikatnie przytykała do oczu chusteczkę. — A skąd ja mogę wiedzieć? Kiedy pan Smith przyjechał z Trenton, powiedział coś takiego, że te wszystkie urządzenia są zasilane… polem eterycznym, a ja mam molekularny odcisk palca. Czy to ma w ogóle jakiś sens? — Prawie — wyszeptał Connor. — Idealny system bezpieczeństwa. Gdybyś, powiedzmy, zgubiła zapalniczkę w teatrze, to znaleziona przez kogo innego, stałaby się bezużyteczna. Albo gdyby ktoś się do ciebie włamał. Naprawdę, Angie, ja cię po prostu musiałem zobaczyć. Wiesz przecież, że cię kocham. — Kochasz mnie, Philip? — No pewnie. — Odczul dreszcz, słysząc ciepłą nutę w jej glosie. — Nie martw się, odkupię ci zapalniczkę, telewizor i… Angela potrząsnęła głową. — To jest niemożliwe, Philip. — Dlaczego? — wziął ją za rękę. Nie cofnęła dłoni, co go dodatkowo ośmieliło. Uśmiechnęła się do niego blado. — Po prostu niemożliwe. Raty są za wysokie. — Raty? Angie, na miłość boską, chyba ty nie kupujesz na raty? — Te rzeczy nie są do kupienia. Płaci się po prostu za konserwację. Wysokość moich rat wynosi osiemset sześćdziesiąt cztery tysiące dolarów. — Rocznie? — Co czterdzieści trzy dni. Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić, ale… Connor roześmiał się. — Przecież to jest około sześciu milionów rocznie, nikt by tyle nie zapłacił! — Niektórzy płacą. Z tymi, co się zastanawiają nad ceną, pan Smith nie robi żadnych interesów. — Ale… — Connor nieostrożnie zbliżył się do Angeli. Owiał go i całkowicie odurzył zapach jej perfum. — Ty sobie zdajesz sprawę — powiedział słabym głosem — że te wszystkie twoje cuda pochodzą z przyszłości? Coś tu jest nie w porządku. — Tęskniłam za tobą, Philip. — A czy te perfumy, którymi pachniesz… czy one też są od pana Smitha? — Usiłowałam za tobą nie tęsknić, ale mi się nie udało. — Angela przytuliła policzek do jego twarzy i Connor poczuł chłód łez. Ucałował ją gorąco, a ona opuściła się na dół i uklękła naprzeciwko niego. Connor popadł w ekstazę. — Zobaczysz, jak będzie cudownie, kiedy się pobierzemy — usłyszał po chwili własne stówa. — Nawet nie marzyliśmy. Tyle mamy wspólnego… Angela zesztywniała i rzuciła się do tyłu. — Wiesz co, Philip, idź już sobie lepiej. — Ale co się stało? Co ja takiego powiedziałem? — Po prostu się zdradziłeś, to wszystko. Connor zaczął się zastanawiać. — Chodzi ci o to, co powiedziałem — że tyle mamy wspólnego? Przecież ja nie miałem na myśli twoich pieniędzy… mówiłem w ogóle o życiu… o latach, które nas czekają, o wspólnych doświadczeniach. — Naprawdę? — Angela, ja cię kochałem, zanim się dowiedziałem, że masz cokolwiek odziedziczyć. — Nigdy przedtem nie mówiłeś o małżeństwie. — Uważałem, że to jest zrozumiałe — powiedział z rozpaczą. — Myślałem, że ty… — przerwał widząc wyraz jej oczu. Chłodny, podejrzliwy, pełen pogardy. Spojrzenie bogaczy przeznaczone dla ludzi spoza klanu usiłujących się do niego wedrzeć bez niezbędnych kwalifikacji majątkowych. Nacisnęła dzwonek i cały czas odwrócona do niego tyłem, czekała, aż go wyprowadzą. Najbliższe dni nie były dobre dla Connora