Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dżentelmen nie używa perfum, wystarczy woda kiolońska. Kilka kropel na chustkę do nosa. Kostek mi dał — oświadczył Wiktor, a widząc powątpiewające spojrzenie Stefana, dorzucił — dałby mi 114 na pewno, tylko że go w domu nie było, więc zmuszony byłem wziąć sani. — Aha — rzucił ze zrozumieniem Stefan. U Niedźwiedzkich poszło wszystko lepiej, niż to sobie Stefan w skrytości ducha wyobrażał. Kuzyni, co prawda, trochę starsi, byli w krawatach. Romek Koziołkiewicz przyszedł w nowym swetrze koloru bordo w białe paski i wcale nie bawił się przez to gorzej. Bartek i jeszcze jeden chłopiec też krawatów nie mieli. Widocznie można było i tak. Stefanowi nawet zdawało się, że Elżbieta przy powitaniu obrzuciła go dziwnym spojrzeniem. Speszył się znowu. Całe szczęście, że Alina szepnęła mu: — Ale z ciebie szykowny chłopiec. Rodzice mieli swych gości w drugim pokoju. Nie przeszkadzali młodzieży. Pani Niedźwiedzka pomogła tylko Elżbiecie nakryć do stołu. Stefan na widok zgrabnych kanapek z szynką i cielęciną poczuł napływającą ślinę i przestraszył się. „A pamiętaj, nie najadaj się tam, jakbyś był w domu głodny" — przypomniał sobie słowa matki. Żeby tylko nie zapomnieć! I kanapki, i ciasto były takie smaczne, że całe ich fury znikały :ze stołu z niebywałą szybkością. Stefan, dopiero po uprzątnięciu ze stołu przypomniał sobie, o czym miał pamiętać. Niestety, było za późno. Pocieszał się, że przecież wszyscy zachowywali się tak 'samo, nikt na innych uwagi nie zwracał, a gospodarze, zapraszając gości, o sobie też nie zapominali. Koncertu, jak się spodziewał Stefan, nie było. Elżbietka, owszem, siadła do pianina, ale zaczęła grać walca, a Bartek, ten baryłkowa ty Bartuś, poprosił do tańca Alinę i wywijał z nią tak zgrabnie, że Stefan oczom własnym nie chciał wierzyć. Wiktor też nie kazał się prosić. Już tańczył z którąś koleżanką Klżbiety. Tylko Stefan siedział zdrętwiały, zaskoczony,, nie wiedzący, co zrobić z oczami, z rękami i nogami. — Stefan, dlaczego nie tańczysz? — rzuciła'mu od pianina Elżbieta, a widząc jego nieszczęśliwą minę, dodała: — Nie lubisz tańczyć? — Nie, nie, zupełnie nie lubię, bardzo nie lubię — chwycił 10 Tajemnica zielonej pieczęci 145 się tej deski ratunku Stefan i już trochę swobodniej przyglądał się tańcom. Wiktor tańczył najzręczniej. Gdzie, kiedy on się tego nauczył? Kuzyni Bartka obracali siwoije tancerki z ogromnie poważnymi minami. Roman Koziołkiewicz nie posiadał tej sztuki w zbyt dużym stopniu. Co chwilę nadeptywał partnerce na nogi lub wpadał na inne pary, co chwilę słychać było jego „przepraszam", a jednak Stefan nawet jemu zazdrościł. W pewnej chwili usiadła obok niego zadyszana Alina. —¦ Chcesz, nauczę cię? — zapytała. — Nie, nie teraz, cicho — odburknął niegrzecznie, ale zaraz pożałował i zapytał potulnie: — Alina, to już teraz cały czas będziecie tylko tańczyć? — Nie, dlaczego cały czas? O, zobaczysz, EJżbietka to specjalistka od różnych gier. Ale nie wiem, czy ci się spodobają. Ja wolę tańczyć, tylko... tylko... Stefanowi wydało się, że Alina wygląda inaczej niż zwykle. Pewnie dlatego, że była też w świątecznej Sukience, ze sznurkiem perełek na szyi. Twarz miała jakby mizerniejszą i może trochę zaczerwienione powieki? Mogło to być złudzenie, ale jej mina, jakiś nieszczery uśmiech i chwilowe zamyślenie pozwalały isąd-zić, że AJina nie jest w pogodnym nastroju. Stefan pomyślał, że gdyby on miał takie jak Alina stosunki w domu, to jchyba w ogóle nie pokazywałby się ludziom na oczy, wstydziłby się. Jakież to piekło było tam przedwczoraj. Krzyczeli, przeklinali, rzucali jakimiś stołkami. Słychać było na całej klatce schodowej. W pierwszy dzień świąt sąsiadka z dołu przyszła pożyczyć talerzy i opowiedziała, że pani Brodzkiej zginęły jakieś pieniądze; i materiał na bluzkę przygotowany dla Aliny na (prezent. Pewnie to pan Brodzki na wódkę wyniósł. Co za wstyd! Ogarnąło go współczucie. Trzeba Alinie powiedzieć coś przyjemnego, coś, co pomogłoby odwrócić jej myśli od tamtej zgryzoty. — Alina, Alina, słuchaj... A co u Wicika? Robi te ładne fotografie? Dawno już nic o nim nie mówiłaś. Alina zaraz przy pierwszych słowach podniosła głowę i uważnie patrząc na Stefka rzuciła ostro: 146 — Cóż ci się raptem Wicek przypomniał? Co on cię obchodzi? Interesuj się lepiej kim innym. Stefana ogarnęła złość. Przecież Wicek nie interesował go zupełnie. Zapytał o niego tylko ze względu na Alinę, ale kiedy taka z niej osa, to i on potrafi się odciąć. — Przypomniał mi się, bo wczoraj weszła mi w ręce kartka z tą zieloną pieczęcią. — Kartka z pieczęcią? Gdzie? — zdławionym głosem spytała Alina i nawet jak gdyby przybladła., — W szufladzie. Układałem różne iswoje rzeczy i znalazłem tę kartkę, którą mi wtedy na początku podrzucili. — A... — odetchnęła z ulgą Alina — istara kartka. Aha, bo myślałam, że... — a widząc, że Stefan przygląda się jej uważnie, dodała: — Tyś miał szczęście, tyś miał rozum... — A ty? Nie mogłaś tego samego zrobić? — korzystał z okazji Stefan. —¦ Ja? — Alina spostrzegła, że może powiedzieć za dużo, i znowu przybrała swoją wyniosłą minę. — Mówiłam ci już kiedyś, że ta cała głupia zabawa dawno się skończyła. Wicek jest na to za poważny, a ja... ja też uważałam, że najlepiej trzymać isię od takich figlów z daleka. Tylko że... tylko że... Elżbieta zakończyła walczyka mocnym akordem i wstając od pianina powiedziała do tancerzy: — Dosyć tego dobrego, zabawimy się teraz inaczej. — Stefek! Ani słowa o tamtym — zdążyła szepnąć Alina. Elżbieta wyraźnie szła, w ich kierunku