Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Błyskawica musiał wtenczas spełniać bez oporu jej wszelkie pragnienia i zachcianki. Jeśli ona umyśliła przeciąć strumień, a Błyskawica protestował wszystko jedno przechodzili na drugi brzeg. Jeśli jej się zachciało spać, a Błyskawica zamierzał zwiedzać okolicę — oczywiście szli spać. Jeśli ona obrała kierunek wschodni, a on zachodni — naturalnie szli na wschód! Prawd/ę mówiąc była to roizkoazna niewola, gdyż Błyskawica wiedział, iż jego godzina może każdej chwili nadejść. Na łoiwach bowiem, jeśli głód doskwierał, Muszka posłusznie szła u jego boku lulb też drep-tała za nim wiernie niby cień, nie spuszczając zeń oczu. A gdy błyskało i biły pioruny, Muszka, panicznie bojąca się burzy, tuliła się dbń ciasno i opierała głowę o jego kark. A gdy była senna, to się 'kładła tuż przy nim wiediząc, że ta bliskość jest jej najpewniejszą osłoną. Na- 38 : :"¦ • .. fcomiast, gdy Błyskawicy groził© niebezpaeczeńlg&wo., jak aa^ przykład tej nocy kdedy walczył z (rysiem na pomoście Kfwahoo -^~ Mtjszka zapomniała o bojaźaii i bata się jak sam diabeł. To jej zięby /właściwie przed kUku tygodniami (uśmierciły groźnego kota. Lem -dziś te same zęby rozdarły bark Błyskawicy za kastę, że ją zwabił w jakieś krzaki, gkMe wielki żuk leśny ugryzł ją boleśnie w nos. Nocy dzisiejszej Muszka .upodobała sobie owe płaskow-zgórze, lecz Błyskawica rad! był z wyboru. Platforma, na łatórej stali, była tak niewielka, że starczyło dwanaście dobrych skoków, by ją przebyć wzSdłuż. Mierzyła zaledwie pięć do sześciu kwadratowych metrów. Porastała ją trawa wyjątkowo miękka i bujna, dzięki wodom kryształowego źródła bijącego w samym jej sercu. Źródło owe odwiedzali już sueraz. Po dtoiu upalnym mile tu było znaleźć wypoczynek. Lekki, chłodtny wiew, idlący z bom ponilzej, rozkosznie wachlował antużone ciało. Lecz, nigdy jesaeze, aż po noc dzisiejszą, Muszika nie ujadała ze szczyitte tego wzgórza, nigdy również nie zapuścili się stąd dklej w kierunku aowej chaty Gastena Eouget. Nie wiedzieli w ogóle o jej istnieniu. Ańi razu dotąd1 nie zwęszyli woni dyma, and praeeięli ludzkich tropów, bowiem letnią porą 'traper inie odbywa dłuższych wędrówek. Raj ten był ich rajem wyłącznym. Panowała w nim bajeczna obii-tość. Dniem słońce oświecało go hojnie; nocą gwiazdy i księżyc dawały dostateczny blask. Dlatego Muszka była szczęśliwa na równi z Błyskawicą, jakkolwiek w żyłach jej nie płynęła ani fcropla krwi wSlczej. Lubiła łowy. Lubiła gnać cwałem u boku swego póWizSkiega samca. Lubiła chłodną kniej ę,r przepastne mokradła, jeztora uktryte w głuszy, wężowy i tajemniczy bieg strumieni; lubiła ciekawe przygody i wiecznie nowe odkrycia. A nocy dzisiejszej, choć Ejapao, byk łosi, dawno ich już minął, ujadała nadal w pełną twarz księżyca z samej tylko radości istnienia. Błyskawica słuchał jej głosu, patózał na piękny świat wkoło i serce bił© mu szczęściem. Lecz to ujadanie „pdł z Mosjttealu", psa ż połiudniowych ziem, psa cywilizacji — ułowił również olbrzymi fastifl Trezor. Nie była to eo prawda pora zalotów, ale o szczegóły Trezor ani dbał. Od1 dawna już przecież czekał i marzył, toteż latem oy 2Ómą gotów był jejdtaafcowo odpowiedzieć na wezwanie. Dał naira w gęstą pusisozę. Pnzebrnął junacko nieprzebytą niemal młakę *, byłe tylko droigą sfarócić. Gdyby pan jego lub pani zawołali nań w tej chwili, nie usłyszałby ich głosu, słysząc nawet, puściłby wołanie mimo uszni. Jeśli zamiast miii dzieliłoby go od Muszki mii pdęćdtóesiąit, jednakowo gnałby ku ni8>|. Dopadł wreszcie stóp sporego urwiska i tu — stanął. Próżno jednak * miska — łąka górska śródleśna lub powyżej strefy lasów, nadmiernie uwil-gotniona; małowartośetowa. 39 nasłuchiwał czas dłuższy. Z żalu zaskomlił cicho. Lecz Muszka skończy- L ła już ujadać do księżyca. Trezor tz wolna wgramołoł się na górę i gorliwie węszył, by chociaż woń ułowić. Drożyna, którą następnie obrał, była szlakiem wydeptanym łapami tłustego jeżozwierza Kak. Kolczasty ten jegomość chadzał tędy dwa razy dziennie* by gasić pragnienie u źródła, bijącego na szczycie wzgórza pośród szmaragdowej łąki. Muszka pierwsza wyczuła nadejście Trezora. Bobrowała właśnie w najidal&zym końcu łączki, gdizie się wyłaniał sizlak jeżozwierza, podczas gdy Błyskawica, wyciągnięty na całą długość, leżał po dtrugiej stronie nad krawędzią urwiska. Wiatir był przeciwko Muszce, lecz u stóp wzgórza tworzył się wir powietrzny bijący w górę, stąd refleks zapachu Ttrezora, zupełnie nie dochodiząc nozdrzy Błyskawicy, podrażnił raptem powonienie suki. Momentalnie wyczuła różnicę. Nie był to wilczy odór. Nie był to zapach, półdzikich, śmierdzących rybą kundli, które znienawidziła na pokładizie wielorybndczego statku