Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Przystanęli, a Johanan ben Zebadia rzekł do nich znienacka, nie starając się nawet nawiązać do tego, o czym przed chwilą mówili: - Wydaje mi się, żeśmy powinni wszystkie nasze wieczorne i nocne zdarzenia jeszcze raz spokojnie rozważyć, ale nie tutaj, na miejscu naszego niespodziewanego spotkania z Jeszuą ben Josef, u boku Niestrzyżonego, ale w oddaleniu, wśród spokojnych codziennych zajęć rybackich, które pozwolą nam roztropnie i dokładnie - zawsze nachodziły nas najlepsze myśli podczas wiązania sieci i połowów - ocenić zjawienie się Męża, Jego nieliczne wypowiedziane słowa i dokonaną przez Niego zmianę imienia brata naszego Symeona ben Jona. Wtedy gdy porównamy wyniki naszych spostrzeżeń z tym, cośmy mówili o Świętej Rybie, wychodzącej z wody, ze środka wszystkich wód, z wielkiego oczyszczenia, na pewno wyłoni się w nas i przed nami prawdziwa Prawda, która już nie będzie tymczasowością ani czekaniem, lecz dokonanym znakiem. Czekajmy na ten znak wśród połowów, wiązania i suszenia sieci, i odłączania ryb czystych od nieczystych - tak mówił Johanan ben Zebadia, a bracia potakiwali, z początku niepewnie, jedynie dla zachowania zasad grzeczności, ale potem z coraz większym przekonaniem, wreszcie przytaknęli i wyrazili głośną radość z powodu mądrych słów przyjaciela. Wzięli swoje węzełki, skórzaną łagiew z wodą - mieli ją dźwigać na przemian - i pożegnali się z Niestrzyżonym, który ich o nic nie pytał. Gdy sam kiedyś po wielkim postanowieniu odchodził z domu Braci Milczących, też przez nikogo nie był nagabywany pytaniami. Błogosławił ich, a uczniowie, podniesieni na duchu jego kojącym błogosławieństwem, raźno ruszyli w drogę na północ, do Galilei. Jezus idzie do Kany Galilejskiej Było jeszcze przed zachodem słońca, gdy Jezus dowiedział się od Małomównego, że trzej rybacy udali się do Galilei. Uradował się ich powrotem. Sam również postanowił ruszyć w drogę jeszcze tego wieczoru do Kany Galilejskiej, na gody weselne syna swojego powinowatego, jednego z tych, którzy otaczają miłującą opieką Jego matkę. Filip i Nathanael mieli Mu towarzyszyć i czynili przygotowania do podróży. Podczas gdy napełniali wodą wór i wiązali swoje sakwy, Jezus udał się do Niestrzyżonego. Pożegnanie było milczące: Nie padło między nimi ani jedno słowo. Rabbi pochylił głowę, a dłonie starszego brata spoczęły na Jego włosach. Jezus wiedział, że widzi go dzisiaj po raz ostatni na ziemi. Gody weselne w Kanie Galilejskiej 1 Efraim ben Jicchak z Kany Galilejskiej - było to małe miasteczko, położone na północ od Nazarethu, w szerokiej dolinie, gęsto pokrytej winnicami - żenił swojego jedynego syna, Jonę, z Leą, córką Jehezkela, swojego sąsiada, bogatego sandalnika. Efraim był właścicielem winnicy, człowiekiem pobożnym i bojącym się Pana, a jedną z godnych pochwał cech jego charakteru była hojność i czułe serce dla wdów i sierot. Dalekiej swojej powinowatej, Miriam, której ojciec Jehojakim - oby dusza jego znalazła łaskę u Elohim - był wujem jego zmarłej żony, Rachel - oby jej dusza spoczęła u stóp Starowiecznego - okazywał głęboki szacunek i współczucie dla jej losu i niezależnie od pomocy, którą otrzymywała od swoich bliskich krewnych z Nazarethu, samorzutnie otaczał ją opieką, wspierał pieniędzmi, a na każde święto posyłał jej oliwę, mąkę, ryby suszone, wino i mięso. Ale Efraim posiadał również - jak każdy zresztą człowiek - swoje przywary i słabości, a jedną spośród nich była skłonność do dobrego wina, którego był wytrawnym znawcą. Chwalił sobie przede wszystkim wino z własnej winnicy i twierdził ze wzruszającą przesadą, że lepszego wina nie ma w całej Galilei. Starał się jednak nie przekraczać miary w piciu. A jeżeli nawet kiedyś ją przekroczył, nie należy mu tego brać za złe, gdyż i sam praojciec Noe lubił również niekiedy popić; raz nawet wynikły z tego przykre skutki dla jego syna Chama i dla jego potomstwa, ale mimo to - jak zapisane jest w świętej Księdze Bereszit - Noe był człowiekiem niezwykle prawym, wyróżniał się nieskazitelnością charakteru i żył w przyjaźni z Elohim. Z tego wniosek, że Pan prawdopodobnie przymyka niekiedy oczy na umiarkowane skłonności do picia u ludzi pobożnych, pokornych i sprawiedliwych. Ponieważ Efraim był wdowcem, cały ciężar przygotowań do uroczystych godów spadł na barki jego sióstr, bratowych, usłużnych sąsiadek i powinowatych, a wśród nich była również Miriam, wdowa po cieśli Josefie, która już na kilka dni przed weselem, z własnej woli, przybyła do Kany, aby służyć pomocą i wiedzą gospodarską swojemu dobroczyńcy. Więc dzień w dzień do samych godów trwała krzątanina w kuchni, kobiety piekły ciastka z tartych migdałów, placki zaprawione cynamonem i miętą, podpłomyki i miodowniki, baraninę, cielca na rożnie, kury szpikowane czosnkiem i przyprawione kminkiem, gołębie nadziewane cielęcą wątróbką i cebulą, smażyły pączki w złotej oliwie, miód z orzechami, przyrządzały zawiesiste sosy z wina, miodu i oliwy, ryby dwojakiego rodzaju, gotowane i smażone, i wymyślne napoje, mocne i rozgrzewające, jak ów szechar, trunek z jęczmienia, miodu i daktyli, i chłodzący szerbet, sok wyciśnięty z granatów, a przede wszystkim winny ocet zmieszany z oliwą, który szybko gasił pragnienie. Miriam, której podziwu godny kunszt piekarski znany był w Nazarecie i w całej okolicy, wypiekała płaskie chleby, owe wspaniałe chleby o idealnie kolistym kształcie i niepojętej delikatności, dobrze wypieczone i smakowicie chrupiące, lekkie, a przy tym tak sytne, że uchodziły powszechnie za nie lada przysmak. Kobiety przygotowywały istną górę łuskanych orzechów, migdałów oraz daktyli, winogron i jabłek. Efraim osobiście dokonał przeglądu win w swojej piwnicy, a oczy jego radowały się widokiem pękatych bukłaków, napełnionych najprzedniejszymi gatunkami starych win