Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Tak, najpewniej pana na zamku, syna. Chciał ochronić swą kryptę grobową przed intruzami. Erling rozejrzał się po komorze. - Nic więcej tu nie ma. Tylko gładko wypolerowane ściany pokryte dość płytkimi rzeźbieniami. Nic poza tym! Arne na glos powiedział to, o czym myśleli wszyscy: - Nie wydaje mi się, by ktoś zadawał sobie tyle trudu jedynie po to, żeby nie dopuścić do zakłócenia spokoju zmarłego. - Masz rację - zgodził się z nim Móri. - Otwórzmy trumnę! - Nie chcę brać w tym udziału - sprzeciwiła się Tiril. - Ja także - przyłączył się do niej Arne. Móri zawahał się. - Dobrze, wobec tego poczekajcie na zewnątrz. Jedno przez drugie zawołali: - O, nie, nigdy w życiu! - No cóż, jak więc chcecie? - westchnął Móri. Musimy się pospieszyć - mruknął Fredlund. - Pochodnia niedługo się wypali. - Zostajemy - zdecydowała Tiril. - Ale nie będziemy patrzeć. - Nie jest to konieczne. Trzymaj Nera i pochodnię, a my, mężczyźni, się tym zajmiemy. Arne zawahał się chwilę, pragnął, by i jego zaliczono mężczyzn, zrezygnował jednak. Wybrał mniejsze zło Pokrywa sarkofagu okazała się ciężka. Tkwiła mocno. Musieli ją, odrobinę uniesioną przesuwać po kawałeczku. W końcu ustąpiła. - Poświeć, Arne! Ciekawość dwójki młodych rozpaliła się już do tego stopnia, że zapomnieli o strachu przed tym, co mogą zobaczyć. Po prostu musieli popatrzeć. - Okropieństwo - szepnęła Tiril z obrzydzeniem. - Naprawdę tak myślisz? - zdziwił się Erling. - Przecież to tylko szkielet, owszem, zostało trochę resztek mumifikowanego ciała, ale właściwie są tu same kości. Móri przyglądał się rozsypanym szczątkom, ciało zmarłego z pewnością spoczęło niegdyś na baczność. Choć z ubrania zostały zaledwie resztki, byli w stanie mniej więcej określić ich wiek. - Sądzę, że to nie jest pan na zamku - rzekł Móri. - Coś mi podpowiada, że to ojciec. Gość z Tierstein. - Tak samo pomyślałem - zawtórował mu Erling. - Spójrzcie na szkielet. To kości starca. Co prawda pan na zamku, syn, mógł dożyć podeszłego wieku, nic nam o tym me wiadomo. Ale ten, który tu spoczął, długo chorował, wskazują na to zmiany w kościach. Tiril spytała: - A więc to ten, który podzielił klucz pomiędzy swych trzech synów? Sam hrabia Tierstein? - Tak, chyba możemy tak założyć. Głos Fredlunda nie wyrażał żadnych uczuć: - Pozostaje nam jeszcze odnalezienie jego syna i synowej, szwedzkiej księżniczki. Gdzie mogą być? Arne, przezwyciężywszy strach przed zetknięciem ze śmiercią, pochylił się nad sarkofagiem. - Nie wpadnij do środka, chłopcze - uprzedził go Fredlund. - Bo wtedy grozi ci atak histerii. Młody chłopak natychmiast wyprostował się przerażony. Oczy miał okrągłe jak piłki. Nero znów zaczął piszczeć. - Czego ty chcesz, piesku? - spytał Móri. Przykucnął i zaczął z nim rozmawiać. Nero położył uszy po sobie i całą swą postacią wyrażał, że jest nieszczęśliwy. Tak bardzo pragnął coś przekazać, lecz, niestety, nikt go nie rozumiał. - Wydaje mi się... - zaczął Arne. - Ale nie mam odwagi. - Co takiego? - zainteresował się Erling. Arne niezgrabnie machnął w stronę sarkofagu. - Wydaje mi się, że coś pod nim leży. Pod biodrem. - Wśród tych kości? Raczej nie, chyba byśmy to zauważyli. - Coś mi się widzi, że Arne ma rację - stwierdził Móri. - Pod tym, co kiedyś było biodrem, rzeczywiście coś jest. Nikt nie miał ochoty ruszać umarłego, w końcu Móri się zdecydował. Nie chciał dotykać go ręką, więc odłupaną z pochodni długą drzazgą rozgarnął kruche kości. Popatrzyli po sobie. - Trzeci kawałek - szepnęła Tiril. - Znaleźliśmy trzecią część figurki demona! Po dokładnym zbadaniu trumny od wewnątrz i od zewnątrz z powrotem nasunęli pokrywę. Obmacali ściany, sprawdzając, czy nie ma w nich niewidocznych otworów. Pochodnia zaczęła już parzyć Fredlundowi palce, opuścili więc komorę grobową i starannie zamknęli za sobą drzwi. Jeszcze raz przeszukali podziemne lochy, lecz niczego nie znaleźli. Nero też przestał okazywać jakiekolwiek zainteresowanie. Stał na środku i piszczał zdezorientowany. Erling twierdził, że pies jest wyjątkowo smutny. Potem wszyscy razem odmówili modlitwę za młode dziewice z wiosek. Sporo trudu kosztował ich powrót na powierzchnię ziemi. Erling ostatni opuścił loch z niemałą ulgą, ale wszy. wy rozumieli, jak bardzo nieprzyjemnie musiało mu być w samotności na dole. Ciągnęli nawet losy, kto wyjdzie stamtąd na końcu, i Erling przegrał. - Niepotrzebna nam nowa pochodnia - doszedł do wniosku Fredlund. - Noc już minęła. - Dzięki Bogu - szepnął Arne. Wstawał świt. Napływało światło dnia. Na horyzoncie bladł księżyc. Witaj, dniu! Czego oni się bali? Wszystko wszak było normalne. Śmiertelnie zmęczona Tiril oparła się na ramieniu Erlinga. Zauważyła jednak spojrzenie Móriego, poczuła, że go opuściła. Natychmiast odsunęła się od Erlinga i niby przypadkiem podeszła do Móriego. Islandczyk zdawał się poruszać samą tylko siłą woli. W twarzy o barwie kości słoniowej płonęły czarne oczy, ruchy zdradzały wielkie napięcie. Mimo to objął Tiril i przytulił ją do siebie. - Usiądź tam, pod murem - rzekł łagodnie. -Nie, bo zaraz zasnę. Ale niepokoję się o Nera. Psy są wprost uzależnione od dostatecznej ilości snu. Właściwie bardziej niż od wody. Móri podniósł głowę. - Gdy tylko stąd wyjdziemy, i on, i my wszyscy wypoczniemy. Niektórzy w ich grupie byli wyjątkowo podnieceni. Inni, jak Tiril, ledwie trzymali się na nogach. Nikt jednak nie miał odwagi siadać. Długo stali, przyglądając się trzeciemu kawałkowi figurki demona. Na kształtnej dłoni Móriego wyglądał dość niewinnie. Nikt by nie przypuszczał, że to fragment paskudnej siedzącej postaci, była to bowiem połówka dolnej części. Tiril stwierdziła, że szlachetne części ciała nie zostały wcale wyeksponowane, jak przewidywała Catherine, przeciwnie, w ogóle nie było ich widać. Ale poza wszelką wątpliwość wystające krawędzie skrzydeł mogły pasować do jakiejś szczególnej dziurki od klucza. - Czegoś tu nie rozumiem - oświadczyła. - Dlaczego ten kawałek znalazł się przy starym czarnoksiężniku? Przecież rozdzielił części pomiędzy synów? Dlaczego nie miał go młodszy, pan na zamku? A może to jednak był on? - Nie, zdecydowanie możemy powiedzieć, że to ojciec. Wiele na to wskazywało - odparł Erling. - Owszem - przytaknął Móri